Dawno, dawno temu, a dokładniej jakiś miesiąc temu pewna dziwka spod śląska tańczyła w klubie Go-Go. Chętnie się bawiła. Wierciła na rurze. Zdejmowała z siebie swe skąpe odzienie.
Nie miała nic.
Nie miała nikogo i niczego.
Nie miała nawet szacunku do siebie. Miała tylko pusty dom na wielkiej posesji z basenem, miała BMW i najnowszy sprzęt AGD. Miała już wszystko czego każdy pragnął, lecz codziennie wieczorem szła własną ścieżką. Zdejmowała białą koszulę i czarną spónicę oraz najnowsze czarne szpilki. Kładła je głęboko w szafie. Ubierała to co lubiła- prawie przezroczysty top z odkrytym pępkiem, spodenki niczym majtki i pończochy a do tego wysokie różowe szpilki. Włosy na szybko kręciła i zakładała swe ukochane uszy królika. Szła jak co noc ciemnymi uliczkami, przechadzając się wśród konkurencji, lecz ona nie robiła tego dla zarobku lecz dla chwili wytchnienia ,dla złudzenia że jest ważna, dla złudzenia że ktoś ją kocha. Szła do najlepszego klubu. Wchodziła na podest i tańczyła. Nieważne czy to w klatce czy na rurze, po prostu tańczyła, a napaleni mężczyźni wkładali jej banktoty za bieliznę. Nie lubiła być traktowana jak skarbonka, ale lubiła to co działo się po jej występie. Schodziła do garderoby, i wychodziła w nieco innym stroju. Uwodziła, kusiła tym co miała. Niejeden chciał by jej czerwone usta były tylko jego. Czuła się najważniejsza, najpiękniejsza, najlepsza. Potem to oni, pojedyńczo i dyskretnie podchodzili do niej składać oferty. Ona zaś nie brała tego kto dał najwięcej, lecz tego najprzystojniejszego, do którego czuła pociąg fizyczny. Gdy wybrała swą ,,ofiarę" zaciągała go na górę, do hotelu najlepszego w dzielnicy. I tak co noc. Miała tysiące kochanków, których nawet nie mogła tak nazwać bo nie miała kogo zdradzać. W dzień pani dyrektor, ułożona, grzeczna, władcza, a w nocy bezradna kobieta spragniona miłości. Co noc pałętała się po klubach. Była świetną tancerką, aktorką lecz nikt jej nie odkrył, nie wziął do Hollywood i ona do śmierci pozostała na zawsze sama, niepozorna kobieta o dwóch twarzach...