Rozdział 1.

25 0 0
                                    

Przez dobre pięć minut siłowałam się z drzwiami, które od zewnętrznej strony zasypał śnieg. Rodzice spędzali popołudnie na świątecznych zakupach a Mike, mój brat, wyjechał wczoraj na narty z kolegami, więc nie było nikogo kto by mi pomógł. Na szczęście dałam radę sama, niemal wpadając w wielką skarpę śniegu na podjeździe. Jeszcze tylko tego by mi brakowało. Jeśli spóźniłabym się na jedyny dzisiaj autobus do Cherry Town przez jakąś mokrą, białą, lodowatą górę, zaliczyłabym ten dzień do najgorszych w moim życiu.

Z tymi ponurymi myślami ruszyłam szybkim krokiem po piaszczystym poboczu na przystanek. Zwykle dochodzę tam w dziesięć minut. Miałam nadzieję, że zdążę pomimo dwuminutowego opóźnienia. Nie miałam ochoty na trzykilometrowy spacer przy temperaturze -5 stopni.

Musicie wiedziec, że nie ubrałam się stosownie do pogody. Miałam na sobie różowy, jesienny płaszczyk, pod nim ażurowy sweterek i beżowy top. Na nogi wciągnęłam idealnie błękitne jeansy. Tylko buty były przystosowane do mrozów. Nie sprawdzały się jednak na śliskiej powierzchni, więc musiałam uważnie stawiac każdy krok.

Wybierałam się na spotkanie z przyjaciółkami, perfekcyjną Peggy o bystrych, niebieskich oczach i prawie białych, zupełnie prostych włosach. Właśnie z jej powodu tak bardzo bałam się spóźnic. Ona nigdy tego nie robiła. Zawsze wszędzie była na czas a za każdym razem, gdy czekała chociaż dwie minuty, zaczynała mnie pouczać. Nie lubiłam tego, więc nie zamierzałam się narażać. Druga, Emma, była brązowooką, pulchną szatynką. Nie była najpiękniejsza, ale za to jej usposobienie było wprost urzekające. Kochała zwierzęta, ludzi, naturę. Po prostu wszystko. W szczególności słodycze, co widać na pierwszy rzut oka. Pomimo swojego niepozornego wyglądu, to ona, jedyna z nas trzech, miała chłopaka. I to jakiego! Sam był rozgrywającym w szkolnej drużynie piłkarskiej i redaktorem gazetki. Do tego uwielbiał Emme a to chyba najważniejsze. Nazywał ją swoim misiem, co zdaniem Peggy było mdłe, ale ja uważałam to za naprawdę urocze. Tak samo jak to, że nie mógł oderwac od niej wzroku, kiedy byli blisko siebie. Zdecydowanie to Emma była moją najlepszą przyjaciółką.

Spojrzałam na zegarek. Miałam niecałą minutę, ale przystanek był już w zasięgu mojego wzroku, a autobusu nigdzie nie widziałam. Zwolniłam trochę kroku i zdążyłam w ostatniej chwili, bo kiedy weszłam pod dach, jasno oświetlony pojazd wyjechał zza zakrętu.

Trochę mnie zdziwiło, że jest prawie pusty, ale z chęcią zajęłam ciepłe, wygodne miejsce.

Po kilku chwilach byłam na miejscu i to z dwu minutowym wyprzedzeniem. Nie widziałam ani Emmy, ani Peggy, więc weszłam do małej kawiarni, w której byłyśmy umówione. Jej wystrój nie pozostawiał wiele do życzenia. Na każdym stoliku stały świeczki. W rogu kolorowymi światełkami jarzyła się choinka a na zasłonach okien powieszono jarzębinę. Wszędzie unosił się zapach świątecznego drzewka i pieczonych pierników. Nad barem wisiała tablica z hitami dnia, czyli korzenną herbatą, kawą z imbirem oraz goździkowymi ciasteczkami. Zamówiłam kawę oraz talerzyk przyozdobionych pierników i usiadłam przy stoliku wgłębi pomieszczenia. Zdjęłam płaszcz i wyjęłam z kieszeni telefon. Pięc minut temu miały przyjśc dziewczyny. Dlaczego jeszcze ich nie było? Postanowiłam zadzwonic do Emmy, ale w tym momencie dostałam smsa od Peggy.

„Hej, ja i Emma dzisiaj rano pojechałyśmy do mojej ciotki za Londyn. Wiedziałyśmy, że chcesz spędzic święta z rodzicami, więc nawet nie proponowałyśmy ci wyjazdu. Sorry, że dopiero teraz ci mówię. Do zobaczenia po Sylwestrze. Xoxo P."

CHRISTMAS MAGICWhere stories live. Discover now