Full Moon

168 13 3
                                    

00:15

Wiedziałem, że powinienem z nim teraz być. Nie dla samego towarzystwa, potrzebował pomocy.

Liam oraz inne "młode" wilkołaki dość ciężko przechodziły każdą pełnię.

Scott Mccall jako Alpha oraz opiekun był nie zastąpiony, sam chwilami czułem się wykluczony.

Mój telefon wydał z siebie kilkukrotny dźwięk, uniosłem się na łokciu, aż łóżko ugięło się pod moim ciężarem.

Wiadomość była od Malii, dla niej nie było różnicy czy jest noc czy dzień. Potrafiła się albo w ogóle nie odzywać albo wypełniać mój wyświetlacz dużą ilością wiadomości.

" Hej Stilles, gdzie jesteś? Dziś pełnia, pamiętasz?"

Przez kilka następnych sekund pusto wpatrywałem się w ekran, aż w końcu odłożyłem telefon na szafkę nocną.

Srebrny księżyc wlewał się do mojego pokoju, zostawiając na jego środku wielką jasną plamę.

Do głowy powróciły mi słowa dawnej rozmowy z przyjacielem.

Scott zapytał mnie wtedy

"Dlaczego nikomu nie ufasz?"

Byłem tak wściekły, że wykrzyczałem mu w twarz

"Bo ty ufasz wszystkim"

Z furią uderzyłem wtedy w zagłębie otwartej maski mojego jeppa.

Nie było to najlepszym pomysłem, Mccall uzdrowił moją dłoń, co kosztowało go trochę wysiłku. Umiejętności Alphy zdawały się być jednak wybitne.

Nie chciałem żeby to robił.

Podniosłem się z łóżka, od pewnego czasu nie sypiałem za wiele. Już miałem ruszyć w stronę kuchni aby się czegoś napić, gdy dźwięk mojego telefonu ponownie wypełnił pokój.

Lekko zirytowany wróciłem się po niego. Znów Malia, jej uśmiechnięta buzia na wyświetlaczu, tym razem minimalnie mnie zdenerwowała.

"Scott jest zajęty, jesteśmy u Deaton'a, przyjdź."

Nie mam pojęcia dlaczego tak jej na tym zależało, walczyłem ze sobą.

Aż wspomniały mi się czasy, kiedy Scott i ja byliśmy tylko mało popularnymi chłopcami, lubiącymi grę w lacross. Mccall spędzał czas po szkole w lecznicy zwierząt u Allana Deaton'a. To zajęcie o dziwo przynosiło mu wiele radości.

Wspomnienia te wiążą się również z czasami późniejszymi. Mówię tu o rodzinie łowców wilkołaków i pierwszej, prawdziwej miłości Scott'a.

Allison Argent była dla niego stworzona, widziałem, że jest szczęśliwy, nawet lekko się zmieniał pod jej ugięciem, robił się z niego dżentelmen. Jako najlepszy przyjaciel mogłem się tylko cieszyć.

Po śmierci dziewczyny każdy z nas kogoś stracił.

Scott pierwszą miłość.

Lydia prawdziwą, niemal, że siostrzaną przyjaciółkę.

Ja i cała reszta, wspaniałą kumpelę, osobę godną zapamiętania.

Bywały chwilę, że każdy z nas nie radził sobie z jej odejściem.

Wiedziałem, że dla Scotta było by to bardziej bolesne gdyby w chwili jej odejścia, wciąż byli parą.

Lydia nie przeszła wcale tego lepiej, wyszła pełna ran, co w rezultacie przyniosło blizny.

W końcu się otrząsnąłem ze wspomnień i ruszyłem do kuchni. Ojca oczywiście nie było, jako szeryf w mieście nadprzyrodzonych stworzeń, potrzebował nadgodzin w pracy.

Zdawałem sobie sprawę, że to nie najlepsze dla jego zdrowia.

Wypiłem pół szklanki wody, po czym poszedłem do holu. Z wieszaka zdjąłem moją granatową bluzę i zarzuciłem ją na barki. Założyłem jeszcze tylko buty i zamykając za sobą drzwi, opuściłem dom.

Wsiadłem do jeep'a i włączyłem radio, które swoją drogą zaczynało się już zacinać.

Dodałem to w głowie do listy napraw w samochodzie, jakie muszę wykonać i włożyłem kluczyki do stacyjki.

Droga zdawała się być długa, chociaż dobrze znana moim oczom.

Zastanawiałem się co mogło się wydarzyć, że Scott jest tak zajęty, że moja dziewczyna robi za jego sekretarkę.

W pełnie mogło wydarzyć się wiele albo nic. Trudno było zgadnąć, na którą z opcji dziś trafię.

Intuicja podpowiadała mi jednak, że na tę pierwszą.

Zaparkowałem auto z tyłu przychodzi weterynarii. Światła w środku były przygaszone, tylko lekkie poświaty dochodzące z wysoko osadzonych okien wskazywały na to, że ktoś jednak jest w środku.

Wiedziałem, że to więcej niż jeden ktoś.

Nim zdążyłem wejść do środka, Malia z Kirą już były na zewnątrz. Ich twarze nie zdawały się promienieć entuzjazmem.

- Stilles, nareszcie. - rzuciła zniecierpliwiona wyższa z nich, Malia.

- Usłyszałam jak parkujesz. - dodała Kira.

- Co się stało? Tak a propos jest środek nocy i niektórzy, są też ludźmi i mają w zwyczaju spanie. - odparłem, oczywiście sarkastycznie.

Także oczywiście, skłamałem. Nie zasnąłbym aż do samego wschodu słońca, ale lepiej się czułem budząc ich, choćby drobne poczucie winy.

Dziewczyny jednak nie pokazały żadnej skruchy, Malia zdawała się być nawet wściekła.

Westchnąłem i mijając je ruszyłem do drzwi.

Moja dziewczyna jednak była szybsza i wyrosła przede mną ukazując białe kły oraz jasne, błękitne oczy.

Oczy świadczące o morderstwie, nie zbyt świadomym, ale jednak morderstwie.

- Wiesz, że nienawidzę jak to robisz.

Jej twarz wróciła do normalności i przybliżyła się do mojego policzka, składając delikatny pocałunek.

- Wiem. - uśmiechnęła się słabo, coś widocznie dręczyło wszystkich.

Odwróciłem się w stronę dziewczyny o japońsko- koreańskim wyglądzie. Jej rodzice pochodzili z dwóch różnych kultur, stanowiła drugą miłość mojego przyjaciela.

Yukimura tylko lekko skinęła głową, tym samym sygnalizując mi, że czas abym wszedł już do środka.

Z powrotem przekręciłem głowę ,przede mną nadal stała, brązowo włosa dziewczyna, którą przewyższałem tylko o jakieś dziesięć centymetrów. Zrobiła krok w bok, pozostawiając drzwi przede mną. Otworzyłem je, lecz dziewczyny przepuściłem pierwsze.

Sam nie byłem pewny co mogę zastać po drugiej stronie.






















From Human SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz