Milk and cookies

538 40 21
                                    

Był piękny jesienny dzień. Louis bawił się na podwórku ze swoim przyjacielem, Niallem.
- Louis, patrz! - krzyknął blondyn wskazując na budkę z goframi.
- Jesteś głodny? - zapytałem chłopaka.
- Tak! Boże, masz przy sobie pieniądze? Kupisz mi gofra z bitą śmietaną? Louis, proszę!
- Mam... Zaczekaj tu na ławce. Zaraz ci kupię. - Wskazałem na brązową ławkę przy drzewku.
- Dziękuję, ratujesz mi życie! - Chłopak przytulił mnie okazując wdzięczność.
- To żaden problem. Czekaj, chciałeś z polewą?
- Z bitą śmietaną, idioto.
- Dobra, dobra. Już idę kupić ci tego gofra.

Zacząłem iść w kierunku budki z goframi. Zostawiłem Nialla w tyle.
Pracownicy otoczyli mnie swoimi sztucznymi uśmiechami.Mieli na sobie zielone, długie fartuchy i tego samego koloru czapeczki z logo ich cukierni.
- Dzień dobry, czego sobie życzysz, młody? - Wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia głos sprzedawcy.
- Ach, tak. Poproszę gofra z bitą śmietaną.
- Zaczekaj chwilkę. - Uśmiechnął się do mnie po czym zniknął za rogiem kuchni.
Usiadłem przy stoliku. Za oknem zauważyłem czarnego vana z przeciemnionymi szybami. Wyglądał zupełnie jak te agentów w różnych filmach. Czy tego chciałem, czy nie - zaniepokoiło mnie to nieco. Czemu ten samochód tak długo stoi pod tą cukiernią? Może na kogoś czeka? Tak, to byłoby logiczne wyjaśnienie.
Nagle usłyszałem dźwięk SMSa. "To pewnie Niall", pomyślałem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i odczytałem wiadomość: "Ile jeszcze będę czekać?" Odpisałem jedynie: "5 minutek i zaraz będę :)" i schowałem komórkę do kieszeni.
-Gofr z bitą śmietaną!- zawołał sprzedawca.
- To mój! - powiedziałem na wszelki wypadek, gdyby jakiś dzieciak miał ochotę mi go zabrać. Zapłaciłem po czym odebrałem swoje zamówienie.
- Do widzenia - powiedział mężczyzna, wyraźnie zmęczony swoją pracą.
- Dziękuję, do widzenia.
Ruszyłem przed siebie w kierunku parku, w którym zostawiłem swojego przyjaciela. W jednym momencie poczułem na swojej szyi czyiś oddech. Unieruchomiono mi ręce i przyłożoni buzi szmatkę nasączoną jakąś cieczą. Ostatnie, co usłyszałem przed utratą przytomności to "dobranoc, skarbie". Później nie słyszałem niczego.

Obudziłem się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu w krótkich spodenkach i białym podkoszulku.
Wydawało mi się, że jest to piwnica.
Usłyszałem jakieś kroki, które powoli zbliżały się do mnie. Chciałem uciekać, ale nie miałem siły.
Nagle w pomieszczeniu zapaliło się światło, a moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o pięknych zielonych oczach. Ubrany był w czarny, elegancki garnitur.
- Jestem Harry. Witaj w moich skromnych progach - powiedział nieznajomy uśmiechając się do mnie.
- Co ja tu robię? Chcę do domu - wycedziłem.
- Spokojnie, teraz tutaj jest twój dom.
Chciałem krzyczeć i uciekać, ale byłem zbyt osłabiony. Nie miałem na nic sił.
- Proszę, chcę do domu, błagam. - Zacząłem płakać. Miałem nadzieję, że mężczyzna zlituje się nade mną i pozwoli mi uciec, lecz stało się zupełne przeciwieństwo.
Harry podszedł do mnie i zadał mi mocny cios w policzek. Poczułem, że płynie mi po nim samotny strumień krwi. Znieruchomiałem, a serce zaczęło bić coraz szybciej.
- Posłuchaj - zaczął Harry powoli - w moim domu panują trzy zasady. Pierwsza - pokazał jeden palec - brzmi: nie płacz. Nie lubię tego, zrozumiano? Druga brzmi: nie sprzeciwiasz się swojemu panu. Czyli mi, ściślej mówiąc. Natomiast trzecia: słuchasz się mnie. - Wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu, patrząc na mnie z wyższością. Najwidoczniej nie lubił, kiedy się mu sprzeciwiano - drugą zasadę zaakcentował nad wyraz mocno.
-Wypuść mnie - Powiedziałem przez zęby czując, że zaraz nie wytrzymam i mu przywalę.
-Nie tak szybko kochanie, chyba nie zapomniałeś o zasadach prawda?
-W dupie mam twoje zasady.
Mężczyzna podszedł do mnie i zadał mi kolejny ale mocniejszy cios w policzek.
-Coś jeszcze chcesz dodać? - Uśmiechnął się po czym przykucnął przy mnie.- Jesteś piękny - Powiedział i zaczął głaskać mój policzek.
Nie wytrzymałem, strzeliłem mu prosto w twarz tak jak to on mi zrobił, nie wyglądał jakby go to bolało, ale się uśmiechnął z satysfakcją.
-Widzę, że ciężka z ciebie sztuka, przykro mi Louis, ale sam mnie do tego zmuszasz.
Skąd on do cholery zna moje imię i do czego go zmuszam?
Harry wyciągnął z szafki długi sznur i zakneblował mi nim ręce.
-Teraz już mi nic nie zrobisz.

Milk and cookiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz