Prolog

1.3K 100 30
                                    

W ogromnym biurze unosił się zapach kawy, tuszu i drogich odświeżaczy powietrza. Dziewczyna siedziała pewnie w skórzanym fotelu, przyglądając się swojemu rozmówcy. Mężczyzna w średnim wieku rozpiął guzik przy szyi swojej śnieżnobiałej koszuli i upił łyk mocnej kawy z czarnego kubka.

– Po co mnie tu wezwałeś? – zapytała twardym głosem brunetka, kładąc dłonie na kolanach. Jej pracodawca w odpowiedzi rzucił jej pod nos gazetę – jeden z tych tanich brukowców, który chwyta każdy z zasłyszanych tematów, nie przejmując się prawdą. Redakcja, w której pracowała Sydney Mills była odrobinę inna. Groźniejsza. Potężniejsza. Licząca się. Mająca asa w kieszeni – ją.

Dziewczyna z ciekawością spojrzała na pierwszą stronę gazety i prychnęła pod nosem, przelatując wzrokiem przez nudny, jak flaki z olejem, artykuł. Jej szef, Victor Baxter przyglądał jej się, drapiąc z zamyśleniem po brodzie. Wiedział, że tylko ona może sprostać przygotowanemu przez niego zadaniu.

– Dobra – powiedziała po chwili, siadając prosto. – Liam Payne i Sophia Smith zerwali. Mam dowiedzieć się, dlaczego?

To była dla niej pestka. Od zawsze była ciekawska, a praca w najlepszej gazecie plotkarskiej pomogła jej połączyć przyjemne z pożytecznym. Miała wielu informatorów i wystarczyło jej kilka dni, ba, kilka godzin, a Baxter miałby przed nosem gotowy artykuł, wyjaśniający szczegóły ich rozstania. Najpikantniejsze szczególiki.

– Coś więcej, Sydney – odpowiedział, wstając. – Chłopcy są teraz słabi. Odejście Zayna, zerwanie z Eleanor i Sophią... - wyliczał, stając do niej tyłem.

– Malika wyrzucono kilka ładnych miesięcy temu. Zdążyli już pogodzić się z tą druzgocącą stratą – prychnęła Mills, kręcąc głową. Nie było tajemnicą, że Mulat miał problemy z narkotykami i innymi świństwami. Niszczył zespół od środka i nic do niego nie docierało, aż w końcu musiało dojść do ostateczności. Według oficjalnej wersji odszedł, bo chciał być normalnym mężczyzną, ale ona dzień po tej tragedii wiedziała swoje. I na razie trzymała tę wiedzę z dala od jakichkolwiek dokumentów. Tę informację zachowała na czarną godzinę.

– Ale Payne i Smith rozstali się niedawno – powiedział, odwracając się w stronę swojej pracownicy, która czekała na dalsze wyjaśnienia. – To wydarzenie rozdrapało stare rany. Ich tarcza ochronna zaczęła słabnąć, w niektórych miejscach jest zniszczona. To doskonały moment.

– Na co?

– Na zniszczenie One Direction – warknął, uderzając pięścią w blat biurka. Na Sydney nie zrobiło to większego wrażenia. Wiedziała, że Baxter jest wybuchowy, zwłaszcza jeżeli chodzi o ten zespół. Od zawsze pałał do nich nienawiścią, a ona sama nie wiedziała dlaczego. I chyba nawet nie chciała się dowiadywać. - Powolne mordowanie każdego z nich, co do jednego – wysyczał, a na jego twarzy wyskoczyły czerwone plamy.

– Mam się do nich zbliżyć? – spytała, chcąc upewnić się, że dobrze zrozumiała jego słowa.

– Dokładnie. Zbliżyć, wydusić z nich każde kłamstwo i wszystkie sekrety, a potem je spisać. Najdokładniej, bez zbędnego upiększania.

To nie były spore wymagania jak na dziennikarza w magazynie „Vérité". To było w sumie całkiem proste, ale nie dla Sydney Mills, która była powszechnie znana wśród londyńskiej śmietanki showbiznesu. I to nie była dobra sława. Nie mogła osobiście się do nich dostać. A Victor Baxter zdawał sobie z tego sprawę.

– Nie zrobię tego, doskonale o tym wiesz.

– Sydney – westchnął, stając za nią. Położył jej ręce na ramionach i nachylił, szepcząc do prawego ucha. – Kto, jak kto, ale ty nie znasz słowa „niemożliwe". Ono nie istnieje w twoim słowniku. A wiesz, co istnieje w moim? – wymruczał, na co dziewczyna zadrżała. Poczuła jego oddech na lewym policzku i przygryzła wargę, próbując opanować drżenie. – Doskonały list polecający pannę Sydney Mills, wysłany do redaktora naczelnego USA Today.

Serce brunetki zaczęło bić szybciej, kiedy usłyszała nazwę gazety, w której chciała pracować od zawsze. Plotkarskie wypociny wystarczyły jej do pewnego momentu. Chciała wspinać się po drabinie kariery, a nie stać w miejscu. A już na pewno nie chciała kończyć tutaj – w deszczowym Londynie.

Nie miała żadnych skrupułów. Nie zależało jej na karierze czterech, zadufanych
w sobie chłoptasiów. Nie obchodziły jej rzesze ich fanów czy zastępy osób, które dla nich pracowały. A które przez nią, mogły stracić źródło utrzymania.

– Ile mam czasu? – zapytała po prostu, patrząc przed siebie. Baxter uśmiechnął się szeroko i poklepał ją po plecach, po czym zasiadł przed biurkiem, opierając się wygodnie na fotelu. W myślach już liczył, ile zarobi za każdy napisany przez nią artykuł.

– Trzy miesiące wystarczą ci, aby zepchnąć ich do piekła?

Dziewczyna uśmiechnęła się z politowaniem, zarzucając swoje długie włosy na plecy.

– Za kogo ty mnie masz, Victor? Nie jestem amatorką. Ósmego sierpnia wypatruj apokalipsy – powiedziała, wstając.

Ona nie mogła się do nich zbliżyć, ale znała kogoś, kto może to zrobić. A nawet musiał.


***

Wiem, że osoby, które znają moje inne historie myślą, że opętał mnie diabeł, bo nigdy nie planowałam pisać fanfiction. Ale nie traktujcie mnie teraz jak psychofanki, okej? Dajcie mi kredyt zaufania.

Fabuła tej historii chodziła za mną już od dawna, brakowało mi tylko głównych bohaterów, a One Direction znam. Nie osobiście, ale widzę, co się dzieje, ile jest szumu w okół nich. Dlatego idealnie się nadali do tej historii.

Zrozumiem, jeżeli osoby, które czytają inne moje historie nie będą tego czytać, bo ze względów osobistych nie lubią fanfików. Nikogo tutaj nie zatrzymuję. Nie robię tego dla rozgłosu czy czegoś innego. Po prostu ta czwórka wpasowała się w tą opowieść idealnie, co mnie samą przeraża.

All my love,

Veronieex x






Paperdoll / 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz