.

126 23 7
                                    

Idzie. Idzie tutaj. Nie poruszając się ani o centymetr obserwowałam jego szybki marsz. Robił duże kroki, prawie nie uginając przy tym kolan. Kątem oka zerknęłam na zegar na wieży kościelnej, znajdujący się ulicę dalej. Przez gałęzie drzew, na których brakowało już liści odczytałam, że jest pięć minut po ósmej. Spóźnił się do pracy, stąd wynika ten pośpiech.Szybko wróciłam wzrokiem w jego stronę, nie chciałam przegapić żadnego szczegółu. Od ponad dwudziestu lat przyglądam się mu. Obserwowałam jak z małego chłopca, przeradza się w zbuntowanego nastolatka, a później w odpowiedzialnego dorosłego. No może nie tak do końca odpowiedzialnego. Był dwumetrowym człowiekiem z kręconymi, krótko obciętymi brązowymi włosami oraz z dużymi brązowymi oczami. Miał przepiękny uśmiech, zawsze wtedy uwydatniały się dołeczki na jego policzkach. Miał też cudowny głos słyszałam go wiele razy i mogłabym słuchać go już zawsze. Dzisiaj ubrany był w granatową marynarkę, białą koszulkę z czarnymi napisami, których nie widzę oraz beżowe spodnie. Nie mam pojęcia gdzie pracuje, ale patrząc na jego wygląd i zawsze pełną teczkę sądzę, że może być nauczycielem albo jakimś biznesmenem. Nagle przystanął, spojrzał w moją stronę, lekko pokiwał głową i poszedł dalej. To był jego zwyczaj, robił to odkąd... odkąd mnie tu przenieśli. Wcześniej może też to robił. Nie mam pojęcia.

Pamiętam, jak zobaczyłam go po raz pierwszy. To był mój pierwszy dzień w tym miejscu. Mały chłopiec z rozczochraną fryzurą i wielkim lizakiem w dłoni przyglądał mi się tymi dużymi, wtedy wydawały się jeszcze większe, oczami.

-Cześć.- przywitał się i podszedł bliżej. Złapał moją zimną dłoń i uścisnął ją. Następnie przyjrzał się mojej twarzy z wielką uwagą.- Jesteś bardzo ładna, wiesz?

Chłopczyk usiadł przy moich nogach i oparł się o nie.

-Jeśli chcesz, to mogę przychodzić codziennie. To twój nowy dom, więc dobrze mieć przyjaciela, prawda? Wydajesz się samotna, jak ja. A ja obiecałem sobie, że zaprzyjaźnię się z kimś też samotnym. Myślisz, że mogę zostać twoim przyjacielem? Bardzo bym chciał. Chcesz lizaka? Nie? Trudno, twoja strata... Właśnie! Zapomniałem się przedstawić. Jestem Alan, a ty? Hm... mogę nazywać cię Nora? Zawsze chciałem poznać jakąś Norę, bo bardzo spodobało mi się jego znaczenie. Jaśnieje na północy...- nagle jego jakże ciekawy wywód przerwała kobieta krzycząca jego imię. Chłopiec podniósł się i ruszył w jej stronę. Zatrzymał się jednak i odwrócił znów do mnie.- Przepraszam ale muszę już iść, ale nie martw się wrócę jutro. I pojutrze. I popojutrze. I każdego następnego dnia.- kto by pomyślał, że dotrzyma obietnicy. Ale zrobił to. Nawet jeśli nie zawsze zwracał na mnie uwagę, widziałam go dzień w dzień aż po dzień dzisiejszy.

Kiedy wróciłam do teraźniejszości on właśnie skręcał za róg. Westchnęłam przeciągle. Teraz muszę czekać ponad osiem godzin na jego powrót. Oto moje życie. Oczekiwanie od jednego jego przejścia do drugiego. Od ponad dwudziestu lat widzę ciągle to samo. Stare drzewa stojące co dwa metry. Z tego co mówił Alan wynika, że są to dęby. Naprzeciwko mnie została umieszczona fontanna z kamiennymi rzeźbami kochanków. Została przywieziona z Włoch i stoi tu znacznie dłużej niż ja. Między nami przebiegała żwirowa ścieżka prowadząca od jednej ulicy do drugiej. To właśnie ją Alan przemierza codziennie. Nasz park nie jest zbyt duży, ale wystarczający aby odnaleźć odrobinę ciszy. Stało tu kilka starych, już rozwalających się ławek.

Mały gołąb usiadł na moim ramieniu. Jaka szkoda, że nie mogę go pogłaskać. Uwielbiam zwierzęta, pod warunkiem, że na mnie nie sikają. Zielonkawy mech powoli wspina się po moich stopach. Władze miasta niezbyt dbają o rzeźby, a tym właśnie jestem. Rzeźbą. Pomnikiem pamięci pięknej kochanki mojego twórcy. Przedstawiam młodą kobietę w pięknej sukni do ziemi, ramiona mam lekko rozłożone, jakbym zapraszała do podejścia, włosy związane w ciasny kok, jednak z pozostawionym wolno jednym kosmykiem. Za moim plecami rozpościerały się ogromne skrzydła, które mogłam zobaczyć kątem oka. Alan kiedyś przyniósł lustro, żebym mogła zobaczyć jak wyglądam. Miał rację, miałam naprawdę przepiękną twarz, wiecznie trwającą w lekkim, tajemniczym uśmiechu. Patrząc w lustro zobaczyłam pustkę dookoła. Wtedy pierwszy raz poczułam się samotna, zrozumiałam co Alan miał na myśli podczas naszego pierwszego spotkania. Została uwięziona tutaj na zawsze skazana na patrzenie na szczęśliwe pary z fontanny. Chłopiec jakby wyczuł mój smutek i przytulił się do mnie.

Kamienny aniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz