Szłam przez puste ulice, chciałam uciec, uciec daleko, nie zważając na nic i na nikogo, pragnęłam wyrwać się od nich a najbardziej od samej siebie. Tylko nie jeszcze nie wiedziałam jak to zrobić, najgorsze w tej sytuacji jest moja bezsilność i bezradność.
Czy jest coś gorszego od nienawiści do samej siebie? Może myśl, że nie tylko ja się nie nawidze, ale również najbliższe mi osoby....
Jedynym wyjściem wydawało mi się utopić moje smutki z żyletce, którą wciąż ściskałam mocno w dłoni. Nie panowałam nad sobą w żaden sposób, to jakby coś lub ktoś kierował mna jak marionetką, ciągnąc za sznurki robił ze mną co mu sie żywnie podoba. Czułam jedynie jak nogi opadają z sił i zbliżałam się ku ziemii, spojrzałam na dłonie, które były pokryte krwią tak bardzo że aż słabo mi się zrobiło, leżąc na lodowatej, opuszczonej ziemii , zdałam sobię sprawę,że to już koniec.