I znowu trzeba było iść do szkoły. Jak ja nienawidzę porannego wstawania. Pospałbym jeszcze z godzinkę, ale ten głupi debil musiał dzwonić o szóstej trzydzieści.
Kiedyś już mu przysiągłem, że za te pobudki stracę go na gilotynie zrobionej z poduszek, na co on tylko się zaśmiał. Nie miałem pojęcia dlaczego.
Nie mogąc dłużej odwlekać tego, że musiałem wstawać, przewałkowałem się na drugą stronę łóżka po czym sięgnąłem po ten irytujący telefon i go odebrałem, za piątym już brzmieniem ulubionej piosenki ustawionej jako dzwonek połączenia, który w tamtym czasie robił mi raczej za budzik.
- Czego ty, kurde, debilu niedorobiony, gwałcony przez Czesia i wystawiony na Allegro w stanie "używany" chcesz?!- wspominałem już, jak nie znoszę porannego wstawania? Nie? To moja reakcja na samo wyświetlenie się jego imienia na ekranie telefonu powinna być idealnym zobrazowaniem zbyt wczesnej pobudki.
- Jak miło znowu słyszeć twój zasepleniony jak codziennie rano głosik! - usłyszałem z drugiej strony. Fakt, ten idiota budził mnie tak codziennie od pierwszej gimnazjum. No, nie tak do końca codziennie, bo nie znaliśmy się za bardzo na początku. Powoli, podkreślam, POWOLI się do tego przyzwyczajałem, ale ludzie, ja miałem do szkoły pięć, góra dziesięć minut, więc po cholerę on dzwonił, kiedy jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia lekcji, a w czwartki pierwsza była religia? Księdzu to równy gość, więc gdybym się spóźnił te kilka minut, on nie suszyłby głowy, ale kochany Mateuszek musiał uprzykrzać mi życie nawet o tak wczesnej godzinie.
- Spadaj. Czego chcesz? - och, cóż to za pytanie. Nawet przestałem zwracać uwagę, po co on do mnie telefonuje.
- Oj, przestań... - zamruczał - przecież wiesz czego chcę - jak zawsze chce prowokować, ale jakoś mu to nie wychodzi.
- Moja mama jest w pracy, przecież wiesz. Wiesz też, gdzie są klucze, więc nie mam pojęcia po co dzwonisz. Jakbyś nie mógł po prostu wejść . - uciąłem i chamsko się rozłączyłem. Z niemiłą świadomością, że Mateusz zaraz miał tu być, z wielkim ociąganiem zwlokłem się z łóżka.
Jak miło było obudzić się rano samemu z siebie, w dobrym humorze i poczuć miły chłód, kiedy wyjdzie się spod kołdry. Szkoda tylko, że nie mogłem tego zaznać od tak wielu głupich dni.
Tak więc w dresach i koszulce - oczywiście za dużych - wstałem i podszedłem do szafy. Jeżeli można to było nazwać podejściem, bo dla mnie było to bardziej jak dotarcie do jedzenia w szkole przetrwania. Niby to tylko dwa metry, a czułem się jakbym stoczył walkę z niedźwiedziem o imieniu Patelnia.
Ręce się załamywały, kiedy nawet się ubrać nie dało, ponieważ Mateuszek jak zwykle znajdował najlepszy moment, aby mi wbić do domu i kiedy kierowałem się do łazienki z ciuchami zawieszonymi na ręce, która służyła mi za prowizoryczny wieszak, usłyszałem brzęk klucza w zamku drzwi wejściowych.
Już od dawna moja mama miała do niego tyle zaufania, że powiedziała mu gdzie trzymamy klucz do mieszkania, gdyby ktoś zapomniałby swojego . Myślała nawet nad dorobieniem mu jego własnego klucza. Ta kobieta bywała czasem zbyt łatwowierna wobec każdego, kto był dla mnie miły... momentami myślałem, że gdyby nie ja i moje rozszyfrowywanie niektórych ludzi, to ona już dawno by zginęła. Ale cóż, taki żywot pierworodnego i jedynego dziecka Jolanty Florkiewicz.
- Siemka, karzełku - wszedł jak do siebie i stanął centralnie przede mną. Zrobił to specjalnie! Przez to musiałem zadzierać głowę, żeby na niego spojrzeć
- Spadaj. Idę się ubrać. - odwróciłem się i zamknąłem drzwi od łazienki dosłownie przed jego nosem.
Postanowiłem jak zawsze iść do szkoły w rurkach, tamtym razem czarnych, w luźnej, czarnej koszulce z białymi napisami oraz tradycyjnie czarno-czerwonej flanelowej koszuli w kratę na to. Wyszedłem z łazienki gotowy i zobaczyłem zupełnie codzienny widok.
CZYTASZ
Od teraz [ZAWIESZONE]
RomanceDawid i Mateusz przyjaźnią się od początku gimnazjum i trwają tak już drugi rok. Żyją sobie wesoło z częstymi wulgaryzmami pod adresem Mateusza, który ciągle dokucza przyjacielowi z powodu wzrostu. Pewnego dnia między nimi dochodzi do zbliżenia, kt...