Buongiorno

517 50 7
                                    

Mój pierwszy lot samolotem. Wcale się nie stresuję. Wcale. Po prostu zawsze nadmiernie się pocę, a drżenie rąk to normalna sprawa. Nie pomaga mi też fakt, że lecę na spotkanie biznesowe, które jest wysoko powyżej moich kompetencji. Ale z Wu Yi Fanem nie ma dyskusji. Polecisz, dasz sobie radę, dostaniesz awans. Brzmi łatwo i przyjemnie. Ale nie dla mnie. Bycie ciotą utrudnia wiele spraw. Zawsze zrobię coś nie tak jak trzeba, zakocham się nie w tym kim mogę, prześpię się nie z tym kim mi wypada. To utrudnia życie, ale mój szef jest równie wymagający co wyrozumiały. Zapewne jest też tak samo precyzyjny w łóżku, co w biurze, na co wskazuje wiele czynników - zdecydowane ruchy, dumna postawa, badawczy (wręcz przeszywający) wzrok. Oczywiście jest hetero, co nie zmienia faktu, że fantazjuję o nim przez 80% czasu, który powinienem przeznaczyć na pracę. Mimo wszystko 'radośnie' kiwnąłem głową stewardesie, usiadłem na swoje miejsce i uspokoiłem oddech. Mimo, że jestem podwładnym jednej z największych szych w biurze, to nie usłali mnie różami. Najtańszy bilet = nieciekawe warunki. Póki co czuję się jak w autobusie. Te same siedzenia, duszność, mohery siedzący przede mną, facet z nadwagą po prawej i kobieta z wrzeszczącym bachorem po lewej. Oh, god. To będzie cudowny lot. Zapiąłem pasy i na wszelki wypadek wysłuchałem instrukcji stewardesy, która najwyraźniej pomyliła podkład z zaprawą murawską. Sam start nie byłby taki zły, gdyby mój sąsiad nie zaczął się nadmiernie pocić i dyszeć ze strachu. Czując odór bijący od niego przysunąłem się do młodej matki, ale spojrzenie na jej dziecko potwora było błędem. Nie dość, że wrzeszczało niemiłosiernie, to jeszcze pluło na wszystkie strony i machało małymi piąstkami. Pozostało mi jedynie wbicie się w fotel i włączenie na fulla 'what the hell' B.A.P. 

Po trzygodzinnym locie, który przyprawił mnie o ból dosłownie każdej części ciała dotarłem do Mediolanu, który przywitał mnie chłodną nocą. Miła odskocznia, od duszącego powietrza w samolocie. Ścisnąłem mocniej rączkę od walizki i ruszyłem do autobusu, który miał mnie wywieźć do centrum miasta, skąd blisko już było do mojego hotelu. Wygrzebałem drobniaki na bilet i usiadłem na samym przodzie, by nie przegapić swojego przystanku. Co jak co, ale samotna podróż mnie nie rajcuje. Prędzej przyprawia o skręt żołądka, bo od dzieciństwa mam talent do gubienia się. Oczywiście ojciec zwalił wszystko na geny matki i odkąd pamiętam nie puszczał nas nigdzie samych. Przez to jestem teraz chodzącą kluchą. Ma to swoje plusy, bo znajduję mężczyzn, którzy chętnie się mną opiekują. Albo rżną. Dużej różnicy nie ma. Nawet teraz znad telefonu zerka na mnie dość przystojny Włoch. Dobra, kogo ja oszukuję. To Włoch. Jest cholernie gorący. Posłałem w jego stronę lekki uśmiech, na który ten odpowiedział jeszcze szerszym. Miło byłoby poznać go bliżej, ale już zauważyłem tabliczkę z nazwą ulicy i pospiesznie wcisnąłem przycisk 'stop'. Koledzy naopowiadali mi jak kierowcy tutejszych autobusów nie zatrzymują się na każdym przystanku, przez co większość turystów wysiada nie tak gdzie trzeba. Mi takich przygód nie trzeba. Jedyne czego teraz potrzebuję to prysznic i łóżko. Wyszedłem z pojazdu dziękując łamanym 'grazie' i rozejrzałem się dookoła. Dość duża ulica była zapełniona ludźmi pomimo późnej godziny. Nie był to nowy widok, bo w Seulu nocą zawsze tętniło życie. Widocznie myśl, że tutaj odpocznę od tłumów była błędem. Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem telefon by sprawdzić nazwę ulicy na której znajdował się mój hotel. Wcześniej jako tako sprawdziłem gdzie on się znajduje, więc teraz ruszyłem szybkim tempem by znaleźć się w nim jak najszybciej. Po dziesięciu minutach drogi, cudownych widokach i podniecaniu się urodą tutejszych mieszkańców postanowiłem sprawdzić gdzie się znajduję. Jednak mój pakiet internetu za nic nie chciał się włączyć. Sfrustrowany przeczesałem włosy i ryzykując wydanie fortuny zadzwoniłem do znajomego, który był dosłownie wszędzie.

 -Tak, słucham? - jak na siódmą rano Xiumin był zadziwiająco rozbudzony.
-Hej, Siu. Mam problem, nie działa mi internet, a nie wiem gdzie jestem i ugh, jak mam się dostać do hotelu - pociągnąłem nosem.
-Pakiety nie działają za granicą, debilu - westchnął.
-Oh, naprawdę? To absurdalne!
-Do mnie zażaleń nie kieruj. Po prosu sprawdź czy złapiesz wifi miasta. W razie czego pytaj miejscowych, na pewno Ci pomogą.
-Że też wcześniej na to nie wpadłem... Dobra, dzięki, stary - przysiadłem na wolnej ławce.
-Nie ma za co, w razie czego dzwoń. Chcę Cię jeszcze kiedyś zobaczyć - zaśmiał się i rozłączył. 

Buongiorno | KailuWhere stories live. Discover now