4:44

425 46 13
                                    

Obudziłem się jak zwykle o tej samej porze. Było koło piątej nad ranem, zaledwie czterdzieści cztery minuty po czwartej. O tej godzinie wszyscy w dormie jeszcze spali prócz mnie. Śniło mi się to co zwykle, żadna sensacja. Ostatnio nie mogę normalnie spać, w ogóle nie jem, nigdzie nie wychodzę. Jestem zamknięty w sobie, w swoim małym, światłoszczelnym pokoju bez żadnego kontaktu z innymi. Fakt, czasem opuszczam go na chwilę, aby wziąć prysznic czy choćby załatwić swoje potrzeby. Nie mam ochoty i siły na nic więcej. Dlaczego się tak czuję? Czy naprawdę jest ze mną tak źle jak mówią mi moi przyjaciele, z którymi mój kontakt już dawno się prawie urwał? To z mojej winy on zginął. To przeze mnie mój najlepszy przyjaciel, którego darzyłem większym uczuciem, umarł. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Usiadłem na twardym materacu biorąc do rąk ten sam przedmiot, co zawsze. Nic innego nie było mi potrzebne.
-Wiem, że nie śpisz.. Proszę. Wyjdź z pokoju. -Zza drzwi dosłyszałem cichy i niski, ale przyjemny dla ucha głos jednego z moich przyjaciół. Nie odpowiedziałem tylko siedziałem na łóżku przykryty do pasa białą pościelą. W ręku trzymałem nasze wspólne zdjęcie. Był taki jak zawsze. Uśmiechnięty i zadowolony ze wszystkiego. Całymi godzinami siedziałem na materacu wpatrując się w jego piękną postać przesuwając co jakiś czas swoim smukłymi, potłuczonymi palcami po szkiełku chroniącym obrazek. Tak. Teraz tylko co po nim mi zostało, to jedna zdjęcie i wspomnienia. -Proszę.. -Głos starszego mężczyzny ponownie dobiegł do moich uszu. Po chwili ciszy usłyszałem jakiś hałas związany z zabezpieczeniem drzwi do mojego pokoju. W jednej chwili dostrzegłem wysokiego szatyna w tym ponurym pomieszczeniu, w którym można było wyczuć zapach trupa, rozkładu i śmierci. Tak. To ja byłem tym trupem. Zupełnie pozbawiony odrobiny życia.
-B-Bang.. -Powiedziałem głucho spoglądając na mojego byłego lidera. Dlaczego nie śpi? Jak on tutaj wszedł.. Przecież pozbyłem się zapasowych kluczy do drzwi tego pokoju.
-Minął miesiąc. Strasznie zmizerniałeś. -Usiadł na brzegu łóżka wbijając we mnie smutny wzrok. Widziałem w nim cierpienie, żal i smutek. Wiem, że bardzo cierpiał, ale to z innego powodu. -To bardzo boli. Nie mogę patrzeć na to, jak się staczasz. -Ujął mój drobny, zimny i zabliźniony nadgarstek w swoje duże i ciepłe dłonie. Tylko z pozoru był wredny, poważny i okropny. Tak naprawdę miał bardzo kryształową duszę i gołębie serce.
-T-To moja wina.. Przeze mnie go tu nie ma. -Wydusiłem z siebie słabo. Inaczej nie potrafiłem.
-Nie prawda. Nic nie jest twoją winą. -Cały czas miałem wkłuty mętny wzrok w postać siedzącą naprzeciw mnie, gładzącą delikatnie i czule moją dłoń. Widziałem, jak rozglądał się on po całym pokoju. Chociaż było ciemno, widoczne były na ścianach wgniecenia od pięści, krew - moja krew. Raniłem sam siebie chcąc ukarać swoje ciało tak samo jak i duszę. Do mojego oka napłynęło kilka łez widząc to, jak bardzo cierpi bliska mi osoba.
-Przepraszam.. -Poczułem parzącą łzę spływającą po moim bladym poliku. Wzrok Yong Guk'a znalazł się na mojej bladej twarzy. Dłonie chłopaka okryły moje poliki, a jego pełne wargi, którymi ukoił każde miejsce na mojej twarzy dotknięte przez słone łzy, rozgrzały moje ciało. Nie za bardzo, ale poczułem coś, czego mi brakowało. Przytuliłem się mocno do starszego, chcąc chociaż przez chwilę zapomnieć. Nie trwało to długo. Mężczyzna zasnął w moich ramionach po zaledwie kilku minutach. Najwidoczniej był bardzo zmęczony, ale nie wysiłkiem, a psychiką, którą mu zrujnowałem. Ostatnio każdemu sprawiam coraz więcej problemów. Wszyscy martwią się tylko i wyłącznie o mnie. Nie dbają o swoje sprawy. Zrobili sobie przerwę w sławie, aby tylko zadbać o to, bym się nie zabił byłe kawałkiem szkła czy nożem schowanym w szafce kuchennej. Ostatnio miałem różne pomysły. Położyłem powoli lidera na swoim łóżku okrywając go kołdrą, a sam wyszedłem z pokoju po cichu przeczesując palcami swoje jeszcze gęste, ale osłabione, czarne jak heban włosy. Udałem się do drugiego pomieszczenia. Nic nie zostało w nim naruszone. Tak jak sprzed miesiąca. Każdy mebel w nietykalnym stanie jakby w oczekiwaniu na powrót właściciela tego pokoju. Podszedłem do łóżka siadając na jego brzegu. Delikatnie zacisnąłem w dłoni miękką pościel. Położyłem się na niej wdychając jej zapach. Jego cudowne perfumy o delikatnej woni. Nadal było je czuć. Ten aromat. Kiedyś mogłem codziennie go wdychać, kiedy przesuwałem swoim nosem po jego delikatnej szyi. Codziennie mogłem go dotknąć ze świadomością, że nie śnię. Teraz to już tylko przeszłość. Po jego śmierci nie chciałem już przesiadywać w tym pokoju. Przeniosłem się do najbardziej zaciemnionego i samotnego, jaki mógłby istnieć. Teraz nie chciałem się podnosić. Pragnąłem tylko rozkoszować się tym anielskim zapachem. Nikt inny nie posiadał takiej woni. Nawet nie wiedząc kiedy to nastało, zasnąłem.
~~~
Obudziłem się w jakimś dziwnym miejscu. Wszystko dookoła było nieskazitelnie białe i czyste. Było bardzo jasno. Moje oczy nie wytrzymywały. Czy coś się stało? Umarłem? Po chwili usłyszałem jakieś pikanie. Czułem się okropnie słabo, a mój żołądek domagał się posiłku. Byłem już cztery dni na głodzie.
-Wszystko powinno być z nim dobrze. Jest bardzo odwodniony, a jego organizm na granicy wyniszczenia. Z czasem odzyska sił. -Słyszałem te słowa jak przez jakąś watę. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie miejsce mojego pobytu. Powoli otworzyłem oczy. Byłem na sali szpitalnej podłączony pod jakąś kroplówkę, może dwie. Dostrzegłem zaledwie trzy postacie. Mężczyznę w białym kitlu i dwie pielęgniarki, które coś z nim konsultowały. Żadnych znajomych twarzy.
-Co z nim? -Usłyszałem jeszcze jeden głos. Tym razem bardzo mi znajomy. Wszystko dookoła zdało się być już ciche. Było mi nadal słabo, ale ujrzałem, że ta postać podeszła do łóżka, na którym odpoczywałem. Bang? Znowu on? Westchnąłem słabo zamykając całkiem oczy. Chciałem być sam.
-Jak się czujesz?
-To przez Ciebie tutaj jestem? -powiedziałem słabo niezadowolony z tego. Nie usłyszałem odpowiedzi, ale jak na chwilę otworzyłem powieki, dostrzegłem tylko jego połowę sylwetki oraz przytakującą głowę. -Po co?
-Bałem się bardzo o Ciebie.
-Nie musiałeś. Zgaś to światło w sali. -Szepnąłem bezsilnie. Wszystko mnie drażniło. W jednej chwili na sali zrobiło się ciemno. Do pomieszczenia docierały tylko delikatne smugi światła z rozświetlonego korytarza.
-Już lepiej? -Mój "opiekun" ponownie znalazł się przy mnie. Tak bardzo się o mnie boi, że zrezygnował ze snu, by mnie tu przywieźć.
-Gdzie chłopaki?
-W domu. Najprawdopodobniej jeszcze śpią. -Chłopaka spojrzał na zegarek. -AM 6:44. Na pewno śpią. -Ponownie zamknąłem oczy chcąc już całkiem odpocząć.
-Nie budź ich. Niech odpoczywają. -Powiedziałem cicho. Nie chciałem nikogo już martwić swoim stanem. -Proszę. Wracaj do domu. -Dodałem po chwili.
-Nie zrobię tego. -Usłyszałem powagę w głosie opiekuńczego chłopaka. Uparciuch jeden.
-Proszę.. Chcę tu być sam.
-Nie mogę Cię zostawić. -Aish.. Zawsze tak robił.
-Błagam. Chcesz bym wyzdrowiał? Zostaw mnie samego. -Otworzyłem jeszcze raz oczy by ujrzeć jego twarz ponownie. Spojrzałem głęboko w oczy mojego przyjaciela. Miałem nadzieję, że przekonam go choć trochę.
-Mhm. Dobrze. -Nasz kontakt wzrokowy się nie urywał. Chyba zrozumiał to, co chciałem mu przekazać. W jednej chwili poczułem, jak jego usta powoli przylegają do moich. Nie wiedziałem, co się w tej chwili działo. Zamknąłem tylko powieki kładąc jedną z obandażowanych dłoni na swojej klatce piersiowej. Moje serce biło szybciej. Było czuć, jak bije, nie to, co wcześniej. Chwilę później ciemnowłosy mężczyzna odkleił się od moich popękanych i sinych warg wychodząc z pokoju, przy czym nic nie zdążyłem powiedzieć. Dosłyszałem tylko ciche słowa "Dbaj o siebie."

4:44 ||DaeJaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz