Łańcuch łączący serce Lizzbeth z mieczem Nathana zniknął pozostawiając po sobie jedynie wspomnienie. Zamaskowany mężczyzna stał nieruchomo cały czas celując w Nate'a. Chłopak wbił swój miecz w ziemie. Strzelec szybkim ruchem przeładował po czym wystrzelił. Pocisk leciał z prędkością która nie pozwalała zobaczyć go okiem śmiertelnika. Czas reakcji Nathana był idealny. Zgrabnym ruchem wyrwał miecz blokując strzał. Wokół niego unosił się ciemny dym.
-(Zaatakuje z lewej.)-pomyślał.
Szybkim ruchem usunął się przed ciosem po czym wymierzył i uderzył prosto w ciało przeciwnika. Mężczyzna odleciał na dość sporą odległość. Przeciągnął się po czym schował broń.
No ruszaj się! Chyba że się poddałeś.-wykrzyknął.
Mężczyzna dalej nie odpowiadał. Sarkastycznie pomachał po czym zniknął w ostatnim cieniu. Nastał poranek. Lampy pochowały się po dachach budynków. Słońce powoli wschodziło. Miecz Nathana zniknął w ciemnych płomieniach. Chłopak szybko podszedł do nieprzytomnej Lizz. Wyglądała uroczo. Połowę jej twarzy zakrywały włosy. Przez nagłe połączenie dusz nie wytrzymała szybkiej straty sił.
-Ehh.. prędko się nie obudzi, zabiore ją do siebie... (Tylko czy to bezpieczne?)-zakłopotany pomyślał po czym delikatnie ją podniósł.
Była lekka jak piórko. Jednak jej ciało skrywało ogromne pokłady sił. Nate skierował się w stronę drzwi.******************************
~Kilka godzin później.
Odziwo ruch uliczny ani tłumy na chodnikach nie zwracały uwagi na parę. Nathan upewniając się że nikt go nie śledzi skręcił w ciemną, wąską uliczkę. Długa aleja powoli zamieniła się w labirynt schodów. Schody w górę, w dół, przytłaczająca ilość drzwi. Zaspane oczy Lizz powoli się budziły. Wpatrywała się prosto w twarz Nate'a. W jego ramionach czuła się bezpieczna. Po chwili jednak przypomniała sobie co się stało. Mocno szarpnęła go za rękaw lekko go strasząc. Sama niezdarnie spadła na ziemie.
-Omm, co się stało?-zapytał zdziwiony.
-Jeszczę się pytasz?! "Co się stało"... Zrobiłeś mi coś, nie wiem nawet co... ale zrobiłeś to bez uprzedzenia!-wykrzyknęła patrząc wrogo prosto w jego oczy.
-Ohh, z góry przeprosiłem na początku...
-Mhm, ciekawe czy przeprosiny z góry mogą mnie uspokoić czy może bardziej przestraszyć. Hmmmm...
-Dobrze, przepraszam za to co zrobiłem. Jednak gdy już Ci wytłumacze po co to zrobiłem, podziękujesz mi...
-Huh, niech Ci będzie. Powiedz mi teraz gdzie jesteśmy?
-W zapomnianej dzielnicy. Tutaj ukrywają się Naznaczeni którzy nie mają zamiarów zabijać ani niszczyć.-złapał ją za ręke po czym zaczął dalej iść.
-Naznaczeni którzy nie zabijają? Ciekawe...
-Ohh, naprawdę? Zabiłem Cie może czy raczej uratowałem Ci życie?
-No właśnie... To nadal mnie dziwi.
-Dziwi Cię... Zrozumiałbym gdyby zdziwiła Cię moja historia, jednak to jest akurat normalne.-powiedział pod nosem.
-Ohh, nie będe się już z Tobą kłuciła, powiedzmy że wygrałeś. Jednak nadal nie wiem co się wtedy stało tam na dachu.
Lizz była tak zajęta rozmową że nie zauważyła gdzie się znajdują. Było to dla niej zupełnie nowe miejsce. Z pewnością nie miała prawa nigdy się tu dostać bez eskorty tak bardzo znienawidzonych przez nią Naznaczonych. Długie, kręte schody nagle się urwały. Ciemny korytarz oświetlany jedynie przez stare lampy powoli się poszeżał. Nagle oboje staneli przed zdumiewającym dla zwykłych ludzi widokiem. Monstrualnych wielkości pomieszczenie, bogato zdobione przez kościane elementy było uznawane jako centrum zapomnianego miasta.
-Gdzie my jesteśmy?!-cicho zapytała ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
-Nazywają to straganem. Tutaj kupisz dosłownie wszystko, zaczynając od produktów codziennego użytku z zewnątrz kończąc na ludzkich organach i starych mieczach sprzed wojny Naznaczonych z ludźmi.
-I tutaj mieszkasz?
-Caluśkie 4 lata.-odparł z widocznym zadowoleniem.
Tłok był większy niż na powierzchni. Ponad głowami przechodniów przelatywały różnych nieznanych gatunków potwory. Zróżnicowanie pomiędzy ludźmi było olbrzymie. Każdy wyglądał inaczej. Nikt nie był ubrany czysto i porządnie. Każdy jednak miał przy sobie przyzwanego anioła. Ściany olbrzymiego pomieszczenia zdobiły też duże ilości okien.
-Musimy dostać się do mojego mieszkania. Lepiej będzie żeby za długo się na Ciebie nie gapili.
-Dobrze.-odparła wyjątkowo zadowolona.
Jej szczęście wywołane było przez troskę Nathana. Odkąd jej rodzina zniknęła cały czas była sama. Nagle ktoś zaczął się o nią martwić. Nate cały czas trzymał ją mocno za rękę. W drugiej dłoni trzymał mocno rękojeść swojego anioła wiszącego pod jego płaszczem. W końcu udało im się przedostać. Chłopak szczelnie zamknął stalowe drzwi po czym sprawdził czy nikogo nie ma w środku.
-Rozgość się, tutaj jesteśmy bezpieczni.
-Ohh, nie żyjesz w zbytnim dostatku.-powiedziała po czym usiadła na starej kanapie w salonie.
-Tutaj nigdy nie było dostatku, nikt go nie ma...
-Rozumiem. Dobrze, teraz możesz mi wszystko wytłumaczyć.
-Hmm, może na początku się przedstawie i powiem Ci troche o sobie.
-Śmiało.-powiedziała po czym wygodnie się położyła.
-Moje imię.. Nathan, Nathan Teardrop. Jestem zapomnianym dzieckiem boga śmierci.
-Masz naznaczenie Shinigamich?-zapytała wyraźnie zaintrygowana.
-Nie tylko... mam dwa naznaczenia.
-(Dwa naznaczenia?! Kim on jest...)
-Naznaczenie Efreeta, boga ognia od którego pochodzi mój anioł.-powiedział odkrywając jednocześnie swoje prawe oko.
-Naznaczenie osadzone w oku... Niespotykane.
-Tsa... Drugie to Naznaczenie Shinigamiego Dantego, cesarza śmierci, od niego wywodzi się mój przewodnik.
Niechętnie wstał odpinając spokojnie swoją koszulę i odwracając się plecami do Lizz. Na jego plecach widniały dwie olbrzymie blizny.
-Skrzydła...-wymamrotała zdumiona.
-Tak, jednak nadal nie umiem ich obudzić...
-Hmm, nic na to nie zaradzę... Nie znam się na Naznaczonych.
Po ubraniu koszuli usiadł obok lekko zdziwionej Lizzbeth.
-Teraz powiem Ci rzecz najważniejszą.
-D-dobrze.-lekko się zdenerwowała.
Bliskość Nate'a ją przytłoczyła.
-Wtedy na dachu, połączyłem nas... Połączyłem nasze dusze duchowym łańcuchem...
-Słucham?
-Wpoiłem Cię we mnie na siłę po to by nie zginąć z utraty całej energii życiowej.
-...Mów dalej.
-Uratowałem twoje życie ratując przy okazji swoje... Wybacz mi że zrobiłem to bez pozwolenia.
-Huh, rozumiem...-odparła zdenerwowana.
Nie okazywała jednak swoich uczyć tak bardzo. Trzymała swoją złość w sobie.
-A tamten mężczyzna? Kim on był?
-Na pewno był Naznaczonym, Uskrzydlony już dawno by mnie zabił.
-No tak... Mógłbyś mnie teraz zostawić? Chciałabym to wszystko przemyśleć w samotności...-powiedziała po czym wtuliła swoją głowę w poduszkę.
-Dobrze, rozumiem.-odparł kierując się do swojej sypialni.
Siedząc pod prysznicem woda zmywała z jego ciała duże ilości starej krwi. On sam próbował zaszywać głębsze rany.
-(Mam przeczucie, że to wszystko źle się skończy...)******************************
Dziękuje za uwagę. Jeżeli się spodobało, proponuję poczekać na kolejny fragment.Dodatkowo chce podziękować pewnej osóbce która mnie obudziła. Dzięki niej zacząłem pisać kolejny rozdział w środku nocy. Dziękuje z całego serduszka.
CZYTASZ
Naznaczeni - Geneza.
Short Story"Naznaczeni". Tak śmiertelnicy nazywają ludzi obdarowanych przez bogów. Naznaczenia nadają im specyficznych dla każdego mocy. Nie koniecznie dary te są pomocne a nawet częściej są one wykorzystywane do siania terroru i mordu. Specjalnie w celu zapo...