Kiedy dojechaliśmy na miejsce stał przed nami ogromny czrny dom. W sumie byl na wet ładny ale przerażający. Oczywiście musiałam zapomniec że rodzice nie wiedzą, że z nimi pojechałam. Po jakimś czasie się zorientowali. Mam kare. Siedze teraz w kuchni a rodzice są na mnie wkurzeni. Powiedzieli że wybierają sie do sklepu :
- Liv chcesz coś ze sklepu? - zapytała mama.
- sok pomarańczowy - odpowiedzałam. Tak kocham sok pomarańczowy.
- coś jeszcze ?
- nie - odpowiedziałam krótko.
Rodzice pojechali swoim nowym samochoden FORD. Nie miałam co robić więc poszłam na krótki spacer. Ubrałam moje czarne conversy, płaszcz i szalik. Na dworze było nawet ciepło jak na jesienny wieczór. Rozpiełam kurtkę i szłam dalej. Robiło sie coraz ciemniej. Odwruciłam sie bo miałam przeczucie, że ktoś mnie śledzi, ale za mną nikogo nie było. Troche sie bałam. Nagle ktoś mnie popchną do wielkiej czarnej dziiry, która znajdowała się koło chyba największego drzewa na tej uliczce. Dosyć długo spadałam na dół. Ustałam. A przedemną znajdował się piękny pokój. Ściany były lekko różowe a dodatki w koloże złota. Było tam pięknie i romantycznie. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Przestraszyłam się.
- Moge wejść- powiedział jakiś chłopak bo był to męski głos.
-Tak -
Do pokoju wszedł piękny niebieskooki brunet jest wysoki, szczupły i umięśniony. Zdecydowanie mój typ.
- Jak masz na imię?- zapytał swoim męskim głosem.
- Liv- odpowiedziałam szybko. Troche się zdziwiłam że to chłopak bo pokój przecierz był różowy. Ale postanowiłam nazwać to miejsce tajemniczym miejscem bo nikt o nim chyba nie wiedział.