Prolog

51 4 4
                                    

Cześć wszystkim!

Prolog może nie jest bardzo długi, ale następne rozdziały będą dłuższe. Zapraszamy wszystkich na nasze główne kąta :). Mam nadzieję, że nie jest tak źle i można zrozumieć dialogi. ~ Monia 

------------------------------

Po wysadzeniu schroniska Sam szybko podniosła się z ziemi. Rozejrzała się dookoła i z ulgą stwierdziła, że wszyscy żyją. Jednak gdzieś za sobą usłyszała szelest. Złapała za dlugi łom, gotowa bronić przyjaciół. Ostrożnie zbliżyła się do zamarzniętych krzaków.

-Sam! Co ty robisz?! Odejdź od tych krzaków!- zawołał do niej Mike, jednak nie posłuchała go i szybko odsłoniła najbliższe gałęzie. Gdy zobaczyła co, lub kto tam siedział, łom wypadł jej z ręki, a po twarzy poleciały łzy. Upadła na kolana i wyszeptała do klęczącej postaci:

-Beth? Czy ty... Ale... JAK?!- zaczęła płakać i przytuliła się do przyjaciółki. Była cała ubrudzona, a Sam nie chciała nawet wiedzieć czym. Usłyszała kroki za sobą - to reszta ekipy podeszła do zarośli. Nic nie mówili, ale to może nawet lepiej, bo nie wiedzieliby co powiedzieć. Nagle Beth zemdlała. Ash wystraszyła się i zawołała:

-BETH?! Co jej jest? Musimy zadzwonic po pomoc! - panikowała, a Emily wywróciła oczami i nic nie powiedziała.

- Spokojnie, żyje - uspokajał ją Chris. Jego też przerosła ta sytuacja, ale starał się tego nie okazywać- ale rzeczywiście MUSIMY sprowadzić pomoc- powiedział do innych.

- Patrzcie! Helikopter!- wskazał na niebo Matt i zaczął wymachiwać rękoma- Chyba nas zauważyli. Mike, dasz radę ponieść Beth?

-Jasne- powiedzial brunet i podniósł delikatnie dziewczynę. Wydawała się w ważyć mniej niż piórko. Wszyscy razem zwrócili się jeszcze raz w stronę posiadłości Washingtonów, gdzie wylądował helikopter ratowników.


---------------------------------------


Jak widzicie okazało się, że Betch żyje. Osobiście się cieszę, ale zobaczymy, czy Wam się spodoba ;)~Monia

Oby przeżyć...Where stories live. Discover now