11.

1.5K 152 39
                                    

W Sydney wielką rzadkością był śnieg, jednak akurat dzisiaj musiał spaść i to w ogromnej ilości. Już od rana byłem w złym humorze, w dodatku przemokły mi buty! (och na prawdę tragedia..)

Wzdrygałem się na dźwięk skrzypiącego pod butami śniegu, ale starałem się dorównywać kroku Luke'owi, który był znacznie ode mnie szybszy. Patrząc na zegarek dostrzegłem iż jest jest dopiero wpół do ósmej. Bardzo rzadko komuś udało się tak wcześnie  mnie wyciągnąć, a jeszcze rzadziej odczuwałem już o tej porze głód, no cóż.

-Jednorożcu, pośpiesz się trochę -zawołał w moją stronę w miarę radosnym tonem. Popatrzyłem na niego wrogo, dobra miałem taki zamiar ale raczej mi to nie wyszło, może w końcu czas nauczyć się do siebie odrobiny dystansu? 

-Jak byś nie zauważył, ten śnieg trochę mi to utrudnia -mruknąłem spuszczając wzrok na biały puch który widniał na moich przemoczonych już, materiałowych butach. -Gdzie w ogóle idziemy? 

-Na razie na metro, nie bądź taki ciekawski -wywrócił wzrokiem, chowając dłonie w kieszenie. Kiwnąłem głową na jego słowa i podążyłem za blondynem.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, zasiadłem na drewnianej ławce, oczywiście cała była zasypana śniegiem ale miałem to już gdzieś i tak byłem cały przemoczony. Luke także się do mnie dołączył. Popatrzyłem w jego stronę, na jego blond włosach znajdowało się parę topniejących powoli płatków śniegu, policzki oraz nos były zarumienione od zimna, a usta co chwilę otwierały się aby na język spadał chłodny śnieg. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Cóż, moje uczucia były do niego ciągle mieszane aż samego mnie to denerwowało, ale teraz nie mogę się na niego złościć, chociaż jest jaki jest i czasami może mnie to irytować to przecież nie mogę go nienawidzić, w końcu uratował mnie przed jakimś zboczeńcem narażając siebie samego. Znowu zerknąłem w jego stronę dostrzegając na czole delikatnego siniaka którego starał się zakryć włosami, widziałem go już wcześniej, ale wolałem nic już nie mówić, i tak czułem się w całej tej sytuacji bardzo niezręcznie i tym razem nie potrafiłem zwalić całej winy na niego, chociaż to on zabrał mnie do tego popieprzonego klubu. To była moja wina i najlepsze jest to że jeśli ktoś by mnie się spytał dlaczego tak sądzę to nie potrafiłbym sensownie odpowiedzieć, po prostu uważam że moja i tyle. 

Z moich "życiowych rozkmin" wyprowadził mnie przeklęty śnieg który wylądował na mojej twarzy. W szoku szybko się otrzepałem i popatrzyłem zdezorientowanym wzrokiem na rozchichranego Luke'a.

-Wiesz, tak się na mnie gapiłeś jak byś zaraz miał zapłonąć od nadmiaru mojej seksowności, więc musiałem cię jakoś ochłodzić -poruszył sugestywnie brwiami, nadal nie powstrzymując się od śmiechu. Czułem jak robię się cały czerwony na twarzy i tym razem nie ze złości a ze wstydu...

Dziękowałem bogu kiedy usłyszałem za sobą nawoływanie mojego imienia które mogło mnie uwolnić z tej niezręcznej sytuacji, jednak kiedy się odwróciłem i zobaczyłem kim była ta osoba, już nie bylem tak wdzięczny.

-Ashley -wysyczałem wstając gwałtownie z miejsca, ona jedynie posłała mi wredny uśmieszek. -Czego chcesz?

-Może tak trochę grzeczniej? -zjechała mnie wzrokiem z góry na dół z wielkim grymasem na twarzy. 

-Czego chcesz? -powtórzyłem kolejny raz starając się być w miarę opanowanym, chociaż na język i tak cisnęło mi się wiele wyzwisk i tekstów przez które na pewno dostałbym z liścia...

-Chciałam się spytać co u Bena -wzruszyła ramionami udając wielce przejętą.

-Co cię to tak nagle zaczęło interesować, i skąd wiesz że jest chory? -nie hamowałem się z wrednym tonem, chciałem dać jej do zrozumienia że wcale mi jej nie brakuje, bo taka też jest prawda. Na początku byłem zraniony, ale teraz dopiero uświadomiłem sobie że nie byłem gotowy na związek i nadal nie jestem, to nie dla mnie. 

Time Difference | MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz