Tak naprawdę to nie wiem jaki był mój początek.
Teraz, gdy próbuję sobie przypomnieć, wszystko zachodzi ciemną mgłą, nie zważając na to jak bardzo się wysilam. Czasami mam taki dzień, gdy myślę, że odpowiedź znajduje się tuż tuż. Ale niestety ona zawsze umyka.
Jestem świadomy jednego – nie byłem człowiekiem, tak, to wiem na pewno.
W moich najwcześniejszych wspomnieniach błądzę po ciemnych korytarzach, wydrążonych przez wodę, pokrytych mchem i pleśnią. Po chropowatych ściankach spływa ona strumykami, jest wilgotno i niesamowicie zimno. Ten chłód przeszkadza mi najbardziej.
Wiem, że jestem sam. Próbuję wybadać teren, idąc wciąż dalej i dalej, ale końca tego ciemnego labiryntu nie widać. Nie krzyczę, bo nie mogę wydać żadnego dźwięku. Wszystko więc odbywa się w absolutnej ciszy. I tej przerażającej ciemności. Jedynie jak próbuję przecisnąć się przez węższe korytarze słychać szuranie mego ciała o ściany i sufit tuneli. Zawsze jednak daję radę iść dalej, ponieważ mam cel.
Ruszam więc ponownie, ale nie wiem ile czasu już minęło i ile jeszcze minie zanim dokądkolwiek dojdę. Powoli, z biegiem czasu robię to jednak coraz wolniej. Aż w końcu przystaję w jednym z nieróżniących się od siebie korytarzy. Wiem, że potrzebny mi jest jakiś plan. Cokolwiek, byle tylko uwolnić się od tego miejsca. Wydostać się stąd – tylko o tym już myślę, desperacko próbując przekuć myśl w rzeczywistość.
To co się staje potem pamiętam jeszcze gorzej, ale jedno jest pewne – moje życzenie spełniło się...
***