To było piękne, letnie popołudnie. Choć zdawać by się mogło, że o tej porze roku każdy dzień przypomina poprzedni, to jednak tym razem Ichigo miał wrażenie, że ten jest naprawdę wyjątkowy. Z nostalgicznym uśmiechem na ustach chłopak przypatrywał się połyskującym między koronami drzew promykami słońca, wsłuchiwał się w szum liści kołysanych przez wiatr i wdychał głęboko do nozdrzy świeże, leśne powietrze.
A wszystko to w przerwach między uciekaniem przed zabójczym cero jego chłopaka, Grimmjowa.
– Pokaż mi tę swoją zapchloną mordę, Ichigo!- usłyszał donośny wrzask roznoszący się jakieś kilka metrów za nim.
Ichigo cmoknął z niezadowoleniem, zaczynając się poważnie irytować. Oparłszy dłoń o pień drzewa, pod którym usiadł, by chwilę odpocząć, podniósł się z ziemi i ścisnął w dłoniach swoją katanę.
– Zaczekaj, Grimmjow, chyba możemy jeszcze dojść do jakiegoś porozumienia, prawda?!- krzyknął.
– Do niczego nie będziemy dochodzić, ty wredny sukinsynie!- usłyszał w odpowiedzi.- Wyłaź stamtąd i zmierz się ze mną jak mężczyzna z mężczyzną, cholerny tchórzu!
Krótko po tych słowach Ichigo usłyszał znajomy dźwięk wystrzeliwanego cero. Pospiesznie zrobił unik, w ostatniej chwili odskakując na prawo – ogromny czerwony pocisk rozprzestrzenił się w miejscu, w którym dopiero co stał.
– Cholera, Grimmjow, uspokój się, bo naprawdę mnie zabijesz!- wrzasnął rozwścieczony Kurosaki.
– Do tego właśnie dążę, ty...!
– Getsuga Tenshou!- Ichigo zamachnął się swoją kataną w kierunku biegnącego ku niemu Grimmjowowi. Błękitnowłosy Arrancar uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej, krzyżując je ze sobą. Sparował atak i znów ruszył na Kurosakiego.
Ichigo zaklął cicho w myślach i znów ruszył biegiem w przeciwnym kierunku, jak najdalej od rozwścieczonego ukochanego. Wciąż nie mógł nastawić się na walkę, sądził bowiem, że on i Grimmjow już od dawna mają to za sobą, w końcu odkąd zostali parą, powinni zachowywać się bardziej jak zakochani – nawet jeżeli żaden z nich nie do końca pojmował, jak to robić.
– O co się tak wściekasz, Grimmjow?!- krzyknął Ichigo, znów odskakując na bok, by uniknąć kolejnego ataku. Niestety, Vasto Lorde zdążył już go dogonić i teraz natarł na niego własną kataną. Kurosakiemu ledwie udało się zablokować cięcie, wymierzone prosto w jego głowę.
– O co się wściekam, pytasz?!- zawarczał niczym dzikie zwierze, przysuwając twarz bliżej Ichigo. Ich złączone miecze zadźwięczały głośno, na ziemię posypały się iskry spowodowane silnym tarciem.- Już ty dobrze wiesz, o co się wściekam, dupku!
– No właśnie nie mam pojęcia!- krzyknął Ichigo.- Oświeć mnie, do cholery!
– Haaa!- Grimmjow odsunął się o krok i zamachnął kataną, tym razem próbując odciąć Kurosakiemu rękę. Pomarańczowowłosy ledwie uniknął ciosu, szybko odwracając się bokiem do swojego chłopaka.- Zamorduję cię, ty cholerny durniu!
– To akurat już wiem, widzę po twoich staraniach!- warknął Ichigo, odparowując kolejny cios i przechodząc szybko do kontrataku.- Chodzi o Ishidę?! O to, że poszedłem z nim na zakupy?! Daj spokój, spotkałem go przypadkowo, akurat szliśmy w tym samym kierunku...!
– Ha?! O czym ty gadasz?- wrzasnął Grimmjow, wyprowadzając kolejne szybkie cięcie. Tym razem udało mu się czubkiem swej katany musnąć prawe przedramię Ichigo.- Myślisz, że to nędzne stworzenie na wymarciu w ogóle mnie interesuje?! Mam go gdzieś!