Bańki mydlane

1.2K 185 64
                                    


Uniosła ręce. Wyżej, jeszcze wyżej. Nie, już więcej się nie da. Spróbowała stanąć na palcach, ale po chwili zaczęła się kołysać i upadła na miękką, soczystą trawę. Nawet nie pisnęła, tylko otworzyła usta i zrobiła bardzo zdziwioną minę.

- Jak to? Jestem, aż tak ciężka? Ale chyba nie tak bardzo jak słoń?

- Co chciałaś zrobić? – spytałam ją.

- Chciałam sięgnąć do nieba.

- Po co?

- Nie wiesz? – Rudowłosa pięciolatka spojrzała na mnie podejrzliwie. – Tam mieszka Pan Bóg i Aniołki. Chcę do nich polecieć!

- Dlaczego? – zaśmiałam się widząc, jak dziewczynka wspina się na pobliski trzepak.

Chwyciła się kurczowo dolnej belki i niezgrabnie zaczęła wywijać nogami w powietrzu, chcąc się podciągnąć do góry.

- No, już, pomóż mi! – krzyknęła w moją stronę.

- Dobrze, ale odpowiedz mi, dlaczego chcesz polecieć do Pana Boga i Aniołków?

- Muszę ich o coś zapytać!!!

Zaintrygowana podeszłam bliżej dziewczynki i natychmiast pomogłam jej usiąść na zardzewiałej belce. Gdy rudowłosa ostrożnie spróbowała wstać, natychmiast złapałam ją w pół, aby nie spadła na ziemię.

- Teraz jestem od ciebie wyższa – uśmiechnęła się dziewczynka.

- Ale do nieba jeszcze masz daleko...

- Zobacz, jak pięknie świeci słońce. A chmurki są takie duże i puszyste, zupełnie jak wata cukrowa.

Spojrzałam na moją małą siostrzyczkę. Uśmiechała się szeroko i radośnie zaczęła nucić jakąś piosenkę, którą pewnie nauczyła się niedawno w przedszkolu. Tak, Śmiechotka miała rację. To był naprawdę piękny dzień. Sam środek maja. Słońce delikatnie przygrzewało nasze blade twarze, a w powietrzu unosił się słodki zapach jaśminu i bzu. Wraz z siostrzyczką bawiłyśmy się pod blokiem przy trzepaku, podczas gdy matka kłóciła się z ojcem w mieszkaniu. Zawsze, gdy pojawiały się pierwsze łzy u mamy, a z ust taty zaczynały gęściej padać po sobie przekleństwa, szybko wychodziłam z małą na podwórko, aby odwrócić jej uwagę od rodzinnych problemów. Stojąc w niewielkiej odległości od balkonów, co jakiś czas zdawało mi się, że słyszę urywki krzyków, które dochodziły z naszego mieszkania.

- Marzenko, pójdziemy na plac zabaw? Tam są drabinki, może stamtąd będzie bliżej!

- Bliżej, dokąd? – Głos siostry wyrwał mnie z zadumy.

- Jak to? Do nieba...

- A no tak, do nieba – Kiwnęłam głową.

~ *~

Gdy byłam w wieku mojej siostry zawsze przychodziłam bawić się na plac zabaw. Miałam tam swoje koleżanki i ulubioną karuzelę. Radość, uśmiechy, dużo hałasu i frajdy – to wszystko, co mi wtedy wystarczało, aby być szczęśliwą. Śmiechotka też tylko tyle potrzebowała. Już na parę metrów przed wejściem na plac zabaw przyśpieszyła kroku, po czym wyprzedziła mnie, mieszając się z grupką innych dzieci. Z daleka zobaczyłam, że podbiegła do drabinek, a potem wspięła się na najwyższy szczebel i wyciągnęła swoją chudą rączkę do góry.

- Dalej za wysoko! – pomyślałam, widząc jak Śmiechotka zeskakuje na ziemię.

Nagle wśród radosnych pisków dzieci, które także tego dnia bawiły się na placu zabaw, rozpoznałam krzyk siostry. Gdy do niej podbiegłam, jej początkowy, cichy szloch przerodził się już w spazmatyczny płacz. Kilka dzieci stanęło nade mną, gdy przytuliłam Śmiechotkę. Niewiele starsi od niej chłopcy się śmiali, a dziewczynki w kolorowych sukienkach zaczęły pytać, czy coś jej się stało. Natomiast jedna z mam, która tego dnia przyszła na plac zabaw z synkiem, zerwała się nagle z ławki i podeszła do mojej siostry z paczką chusteczek higienicznych.

Bańki mydlane [one-shot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz