Witam wszystkich w moim poradniku "Czarno na białym, czyli: jak pisać, aby napisać"!
Postanowiłam go stworzyć, aby ułatwić lub pomóc i wesprzeć początkujących (i nie tylko) pisarzy.
Pewnie znacie ten moment, kiedy siadacie przed komputerem/telefonem/kartką, z uśmiechem knujecie wasz niecny plan i...
Właśnie.
I nic.
Pustka.
Zero.
Nicość.
Brak pomysłu, a tym bardziej weny.
I co wtedy?
Słuchanie muzyki, nicnierobienie w celu pełnego chilloutu i uzyskania wreszcie nagłego przypływu pomysłów, sport, spacer...
Tak, to już było.
Ale co zrobić, kiedy nic, ale to nic nie pomaga?
Kiedy zjemy już zapas krówek, czekolad, kości nas będą bolały od leżenia, a od biegania nabawimy się zakwasów, przy czym wszystkie piosenki, usłyszane tyle razy będą nam wychodzić bokami?
Cóż, wtedy jest jedna jedyna rada.
Przyjaciel.
Mówi wam to coś?
Tak, przyjaciel.
I spacer.
Przyjaciel + spacer = spacer weny.
Tak w uproszczeniu.
Oczywiście każdy ma swoją metodę, jednak na mnie zawsze działa ta. Jeśli wymyślimy choć fragmencik tej naszej nędznej fabuły, mówimy go komuś, zanim zapomnimy. Potem, żeby nasze słowa nie brzmiały bezsensownie, a nasza koleżanka nie miała ochoty utopić się w jeziorze, nakładamy na to kolejne fakty, żeby wszystko trzymało się przysłowiowej kupy.
Tak, tego na pewno.
Wracając: im więcej na ten temat mówicie, tym więcej wymyślacie, lepiej wyobrażacie sobie daną sytuację. Im lepiej sobie ją wyobrażacie, tym lepiej będzie układało wam się dialogi. Im lepiej ułożą się dialogi, tym lepiej wyjdzie rozdział. Im lepiej wyjdzie rozdział, tym lepiej wyjdzie praca. Im lepiej wyjdzie praca, tym więcej osób ją z chęcią przeczyta. Im więcej osób przeczyta, tym większa motywacja. Im większa motywacja, tym większe zapotrzebowanie na pomysły, tym więcej twórczych spacerów i toczy się błędne koło.
Proste?
I to jeszcze jak. Żeby nie powiedzieć: banalne.
Więc, kiedy wena wam nie sprzyja, weźcie przyjaciela pod pachę, czy tego chce, czy nie i zaprowadźcie go na spacer, cały czas nawijając o swoim 'cudownym i olśniewającym nad wyraz pomyśle na równie perfekcyjną książkę', nawet, jeśli jest w powijakach lub jeszcze się nie urodził. Siłą rzeczy coś wymyślicie, pod przymusem, można powiedzieć.
A jeśli nie, to w przypływie emocji, które wyleją się na zewnątrz u przyjaciela, nie mogącego już was słuchać, w postaci chęci uduszenia, pomysł sam się nasunie.
Gdyby jednak nie... Cóż, kiedy będziecie martwymi pisarzami, zrobicie furorę.
Drugim sposobem, również jednym z lepszych, jest kazanie waszej 'ofierze' cały czas do was mówić. Obojętnie o czym. A wy uruchomcie wasze szare komórki, bo przecież jakieś macie, i któreś słowo podziała na was jak klucz: otworzy wasz kuferek z pomysłami, które wyleją się na zewnątrz.
Cudnie, prawda?
Taka skarbnica wiedzy w waszym mózgu, działająca na jedne słowo klucz. Niezłe.
Możecie również poprosić ją (tak, poprosić, w innym wypadku wasz przyjaciel ucieknie już zapewne gdzie pieprz rośnie) o wymienienie jakiegoś słowa, a wy obieracie na nie fakty. Taka krótka, dziwna historyjka. Potem dojdą kolejne, kolejne i kolejne, aż uzyskacie zarys fabuły.
To co, idziemy na spacer?
CZYTASZ
Czarno na białym, czyli: jak pisać, aby napisać?
Non-FictionIlu z was miało tę niezręczną sytuację, kiedy z wielkimi zamiarami zasiadacie, by coś napisać, ale żadne słowo nie chciało zabrzmieć tak, jak powinno? A ile razy zdarzyło wam się zupełnie nie mieć pomysłu na fabułę? Zapewne tyle samo, ile razy zabra...