Więzy Europy

431 49 7
                                    

Widziałem jego śmierć. Albo raczej martwe ciało. Zakrwawioną dziecinną rączkę, którą wśród zdemolowanego pomieszczenia, ściskał pewien albinos.
Patrząc na tą scenę odniosłem wrażenie, że nigdy jeszcze nie widziałem tak ciężkiego bólu straty. Pruski miecz, na którym się opierał, zasłaniał kawałek zrozpaczonej twarzy. Mocno zaciśnięte powieki nie dawały sobie rady z nadmiarem łez goryczy. Podobnie jak moje.
Jednak ja nie byłem w stanie dotknąć zimnej skory chłopca, nie mogłem stać tak blisko.
Ten dzień na zawsze wyrył się w mojej pamięci... Jako koszmar. Nawet nie byłem w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo musiał to przeżywać Prusak.
Tak oto Święte Cesarstwo Rzymskie upadło w 1806.
Od zawsze widziałem po między nimi tą specyficzną więź. Teoretycznie obaj byliśmy skrzydłami tego kraju, na każde skinienie, zaraz obok. Praktycznie jedno z skrzydeł było większe i specyficznie wygięte wokół chłopca. Zupełnie tak, jakby chciało samym swoim istnieniem chronić go od wszystkiego.
Zabawne było też to, że taka postawa sprawiła, iż Gilbert szybciej dojrzał. Gdy Krzyżacy siłą zaciągnęli Prusy w swoje szeregi, u mnie, w Austrii, było słychać jego pełen protestu krzyk.
Jednak potem, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się na dworze Świętego Cesarstwa, albinos uśmiechnął się radośnie. Figlarnym gestem szturchnął mnie w bok i powiedział "nie wiedziałem, że on jest w moim wieku".
Przyznam, że to pierwsze wrażenie jakie na mnie wywarł, było przemiłe. W dodatku zabawne, gdyż tak naprawdę Święty był starszy. Tylko wyglądał jak chłopiec.
To była jedna z zagadek, której nigdy nie rozwiązałem. Piętnastego roku moje rdzenne ludy zostały podbite przez Cesarstwo. Kraje nie pamiętają kiedy dokładnie się rodzą, skąd przyszły i kto je przyprowadził. Ja wtedy błąkałem się od czasu do czasu po ziemi, nie znając celu, imienia, wartości. Dopiero Święty mi to wszystko pokazał.
Dał mi nawet okulary, oraz samodzielność. Szybko go przerosłem, jak to państwo, nigdy nie było wiadomo kiedy dojrzeję.
Potem to samo stało się z Prusami. W czasie ciągłych wojen krzyżackich z Polską i Litwą- zmężniał. Chociaż bardziej z wyglądu niż charakteru.
Święte Cesarstwo Rzymskie znowu zostało... Dzieckiem.
Jeśli teraz miałbym odpowiedzieć... Nie, raczej przypuszczać dlaczego... Myślę, że powodem były podzielone ziemię Świętego.
Po jego upadku sytuacja na tych terenach nie była lepsza.
Dopiero w 1866 zaczęło się coś dziać. Pamiętam ten promyczek nadziei, szybkie zerwanie na równe nogi. Byłem wykończony, dopiero pięć lat wcześniej odeszły ode mnie Włochy, została mi sama Wenecja... Felicjano.
Przed tysiąc osiemset sześćdziesiątym szóstym, w ostatnich przednich latach, nieszczególnie kłóciłem się z Prusami. Za to z Węgrami wiedliśmy w miarę szczęśliwe życie. Była mi najlepszą przyjaciółką.
Skończyło się to z chwili na chwilę. Wziąłem ze sobą wojska i ruszyłem na spotkanie z rodziną. Z Gilbertem i z... Świętym? Nie wiedziałem. Nie byłem pewny, tylko pogłoski tak mówiły. Jednak pogłoski były aż nad to, co mi było trzeba by tam pobiec.
Zastałem jednak o jedną osobę więcej- Romano.
Młody Włoch stał z niesmakiem u boku pół germańskiego albinosa, nawet nie zdążyłem zapytać co tam robił, gdy wysyczał w moją stronę słowa :
-Nie mam zamiaru tu być, nie mam zamiaru się wtrącać w wasze obrzygane sprawy! Jednak ty, bastardo, więzisz mojego brata! I jeżeli jedynym sposobem na odzyskanie go jest stanie tu razem z tym debilem, zrobię to - nienawiść w jego oczach szalała. Poczułem ukłucie winy... Nigdy nie traktowałem Włoch jak własne ziemię. Zostawiłem ich język w spokoju, pozwoliłem im się rozwijać, ale co prawda... Trzymałem ich w swoim domu. Jak się teraz zastanowię, to samo zrobiłem o wiele, wiele później. Na ziemiach polskich. Chociaż prędzej można powiedzieć, "na kawałku tych ziem, gdzie państwo już nie istniało".
Ale wróćmy do pola walki.
Dowiedziałem się, że Gilbert nie siedział bezczynnie. Przy pierwszym lepszym wypadzie na piwo, zapewnił sobie neutralność Francji. Udał się nawet w samo serce mroźnej Rosji i jakimś cudem przekonał Ivana, by zostawił w spokoju ziemię upadłego Cesarstwa.
Potem poszedł do Romano. I chodź został nawyzywany i obrzucony pomidorami, chociaż nawet Antonio był gotowy zerwać się i przegonić go... Zniżył, on, dumny jak paw, zniżył się i uklęknąwszy obiecał przyprowadzić do domu włoskiego Włochy Weneckie, oddać Felicjano pod ochronę brata. W zamian, za te małe wojsko, za te kilka procentów do pokonania tamtego dnia mnie.
Oczywiście Romano się zgodził. I chodź nawet teraz wyglądał jakby miał zwymiotować, lub chociaż zemdleć, wbrew własnym zasadą i woli stał tu. Wszystko, dla ukochanej osoby.
Tak patrząc my zrobiliśmy to samo. Jak psy na zawołanie pana, gdy tylko ktoś wspomniał o blond włosy chłopcu, z błękitnymi oczami, przybiegliśmy na miejsce.
Do dziś dzień nie wiem, czego mi wtedy zabrakło. Dlaczego nie mogłem znowu go dosięgnąć, uchwycić jego dłoni, uklęknąć pod nim i zaprowadzić go do zjednoczenia, do dorosłości.
Wiem tylko, że gdy Prusy przybił mnie do ziemi a Romano odseparował nas od reszty mojego wojska, ich oczy mówiły to samo:
"On jest mi bratem i nie oddam go tak łatwo. Nie ważne jak potężny będzie wróg, czy będzie moja rodziną czy towarzyszem, zabije, ale GO odzyskam/uratuje."
Pokonany ledwo doszedłem do domu. I pewno bym się wykrwawił z rany, gdyby nie Węgry. Sama nie była w najlepszej sytuacji ale zajęła się mną. Potem ja ją.
Był to pierwszy raz gdy pomyślałem, że mogło by nas łączyć coś więcej od przyjaźni. Jak to się stało, że zaledwie rok potem, 1867, staliśmy się jednym?
Austro-Węgry. Zła sytuacja tak bardzo przybliżyła nas do siebie, że niczym Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie, na długi czas stanęliśmy obok siebie. No może dłuższy i mniej burzliwy. My się mało kłóciliśmy, żadne z nas nie musiało w 100% postawić na swoim jak taki Polska.
Romano odzyskał brata. Jestem pewny, że pierwszy raz widziałem jak obaj płakali... Nie szczędzili łez, ani śmiechu. Od tamtego czasu, są już niezależni. Mają się dobrze i z tego co wiem, nawet przyjaźnie są nastawieni do reszty świata... Ale najdziwniejsze stało się na terenach po Świętym.
W 1871 zakończono jednoczyć pod przewodnictwem Pruskim... NIEMCY.
Nigdy się ich o to nie zapytałem, nawet nie wymieniłem imienia Cesarstwa przy Ludwigu... Toteż nie wiem jakim cudem... Niemcy. Jednak patrząc na Prusy, odnosiłem wrażenie, że jest zadowolony. Szczęśliwy i dumny z swojego młodszego brata i nawet nie porównywał go do Świętego. Zupełnie jakby cieszył się samym jego istnieniem, bez jakiś "mało ważnych" spraw, jak na przykład skąd się wziął.
Kochał go do tego stopnia, że dał mu się zabić. Zgonić na siebie każde przewinienie i zastrzelić.
Widziałem jego śmierć. Albo raczej martwe ciało. W śnie. Leżał i powoli zanikał, wśród porannego przypływu na plaży. I tylko jeden, dorosły mężczyzna, z smutkiem na wiecznie poważnej twarzy i szlochem w zaciśniętym gardle, ściskał go za zakrwawioną rękę.

Jak widać... nie mogłam znaleźć odpowiedniej nazwy ani wymyślić odpowiedniego opisu...Jednak jak nazwać taki chaos?

Więzy EuropyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz