---"Peac was never an option" ---
Charles uśmiechnął się smutno.
-A probowałeś kiedykolwiek ?- odpowiedział przesuwając białą wieże.
-Czego ?- spytał sfruatowany Erik.
-Znaleźć spokój. Twój ruch.- odparł Charles.
Erik pochylił głowę w dół.
- Mówisz, że wiesz o mnie wszystko... Więc sam powinieneś znać odpowiedź- powiedział przesuwając laufra.
- Dobrze wiesz, że nie oto mi chodzi.
- To o co ?- spytał Erik patrząc na telepatę gniewnie.
- Bo nie rozumiem ? Co cię w ogóle obchodzi mój spokój ?! Ja nie potrzebuje twojej pomocy.
- Erik, ja...
- Przestań. Nie rozumiesz. Tego, że ktoś zastrzelił ci matkę na własnych oczach nie da się tak łatwo wybaczyć ! Tych lat tortur też nie da się od tak wybaczyć ! Ale co ty o tym wiesz ?! Masz piękny dom, bogatych rodziców, skonczyłeś studia... A ja ?-Erik oddychał ciężko, sam nie zorientował się kiedy wstał, ani kiedy zaczął krzyczeć. Usiadł spowrotem.
- I nie, Charles, nie próbowałem znaleźć spokoju.
- Bo nikt nie chciał ci pomóc...
Erik zaśmiał się głośno.
- Naprawdę ? Myślałem, że jesteś mądrzejszy. Nie każdego da się od tak przytulić. Nie każdy wierzy, że "wszystko będzie dobrze"- wysyczał.
- Ale zawsze warto próbować...
- Nie , nie zawsze warto...
- Erik, proszę cię, daj spokó...
- Nie, to ty daj spokój. Po prost przestań. Nie pomożesz wszystkim.Siedzieli tak, patrząc sobie w oczy. Nie wiadomo jak długo. Minutę, dwie ? A może trzydzieści. Charlesa strasznie kusiło, żeby przeczytać myśli przyjaciela. Dowiedzieć się co naprawdę sądzi o tym wszystkim. Ale nie zrobił tego. Po pierwsze ze względu na to, że coś mu obiecał, a po drugie, bał się, że nie znajdzie nic innego oprócz tego co dotychczas usłyszał.
A najgorsze było to, że on nie wiedział. I pewnie miał to gdzieś i gdyby nawet się dowiedział to wyśmiał by go.
Nie wiedział...Że Charles nie spuścił z niego wzroku odkąd zobaczył go po raz pierwszy.
Że jego tak nieliczne uśmiechy topiły serce telepaty.
Że chciał mu pomóc, nie tylko dlatego, że pomagał wszystkim.
Że interesował się nim bardziej niż kimkolwiek innym.
Bardziej niż Raven.
Bardziej niż pieprzoną trzecią wojną światową.Że tak jak teraz siedzi, mógłby siedzieć na zawsze.
Tylko patrząc w te piękne oczy...Po chwili, Erick ocknął się.
- Twój ruch - powiedział do telepaty prostując się.
- A tak...
"Teraz albo nigdy"
Charles wstał i powoli podszedł do Erika. Pochylił się nad nim. Ich twarze były tylko kilka centymetrów od siebie. Zerknął na planszę i wział wieże w dwa palce. Podniósł ją i delikatnie strącił metalowego króla z planszy.
*stuk*
- Szach mat - wyszeptał i złożył delikatny pocałunek na ustach Erika. Ten nie zareagował. Charles odsunął twarz i zapatrzył się w oczy przyjaciela. Nie wiedział czego oczekiwał, ale zobaczył...
Nic.
Żadnych emocji. Erik nawet nie drgnął. Posmutniał.
Co on sobie wyobrażał ?!!? Teraz wszystko zepsuł. Mógł zostać z Raven. Nie rujnować ich przyjaźni. Ale teraz było za późno. Wyprostował się. I nic nie mówiąc ruszył do drzwi. W progu tylko obejrzał się i powiedział beznamiętnie :
- Dziękuje za partię szachów.
Wyszedł z biblioteki i zamknął drzwi za sobą. Potem puścił się biegiem do pokoju. Łzy ciekły po jego policzkach. Nie powstrzymywał ich. Dotarł do swojej sypialni. Zatrzasnął drzwi i usiadł w kącie. Nie zapalał światła. Przyciągnął nogi do klatki piersiowej i objął kolana rękoma. I pozwolił łzom lecieć. Jego ramiona się trzęsły. Rzęsy kleiły się od słonych łez. Pociągnął nosem. I płakał. Jak małe dziecko. Nie wiedział ile. Miał to gdzieś. Nie chciał z nikim rozmawiać. Dobrze, że wszyscy poszli spać. Nie zamierzał stąd wychodzić. Co najmniej do końca tygodnia. Siedzieć i płakać. Tylko tyle.
Nie miał żalu do Erika, ani nie był zły na siebie. Wiedział, że to nic nie da. Stało się. Zrobił to co zrobił. Teraz tylko zastanawiał się, czy to łzy lecą mu po policzkach, czy krew ze złamanego serca. Trząsł się cały. Nie chciał krzyczeć. Nie chciał nic nikomu tłumaczyć. Nawet sobie.
Chciał żeby to przestało boleć.łzy skapawły w dół. robiąc niewielką kałuże na podłodze. a ona powoli rosła. a Charles płakał.
Po chwili usłyszał pukanie do drzwi. Nie odezwał się. Pociągnął tylko nosem i skulił się jeszcze bardziej. Drzwi otworzyły się. Jakaś niewielka część światła z korytarza dosięgneła Charlesa, okrutnie zdradzając jego kryjówkę. Ktoś wszedł do pokoju i ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Telepata podniósł wzrok. Było zbyt ciemno, żeby mógł zobaczyć, kto to. Zauważył, że ten ktoś podchodzi i kuca przed nim. I cisza. A po chwili...
- Charles ?
Erik. Kolejna łza ześlizgneła się w dół policzka jego policzka. Nie wiedział, po co Erik tu przyszedł. Pewnie chce przeprosin. Charles rozumiał.
Pociągnął nosem po raz kolejny i wychrypiał.
- Przepraszam...
Erik nawet nie drgnął tak jak wtedy, na dole. Znowu cisza. Dłuższa niż poprzednio.
"Zostaw mnie" błagał w duchu Charles. Nie wiedział dlaczego, może przez przypadek, albo zrobiła to jego otumaniona podświadomość, ale wysłał tą myśl do Ericka. Nie wiedział jak, ale poczuł , że Erik się uśmiecha.
Nie wiedział jak, ale dało mu to ziarenko nadziei.
- Nigdy- szepnał Erik, po czym zbliżły się do Charles.
- Szach-mat- szepnał i delikatnie go pocałował. Tym razem Charles nie zareagował, tak jak wtedy Erik, na dole. Nawet nie drgnął. Erik odsunął się. Usiadł obok Charlesa. I objął go ramieniem. Przyciągając bliżej siebie. Charles oparł głowę o jego klatkę piersiową. I znów. Pozwolił lecieć łzom. Ale tym razem był szczęśliwy. Łzy leczyły jego serce...
Nie. To Erik. On je złamał a potem wyleczył. I serce Charles było cale jego.Szach-mat.

CZYTASZ
Cherik/Fassavoy One-shots
FanfictionUgh... Pisanie ogólnie mi nie idzie, więc nie wiem jak to będzie... Ale tak strasznie brakuje mi (i pewnie nie jestem osamotniony) polskiego Cherika jak i McFassy'ego ( czy Mcbendera albo Fassavoy, jak kto woli ). Więc, cóż postanowiłem, że spróbuje...