[Rozdział 1] Na chuj ci brwi?

106 7 0
                                    

Rok szkolny miał zacząć się lada chwila. Christian nadal nie wyobrażał sobie jak ma niby chodzić do szkoły. W zimę problem byłby mniejszy, bo rano byłoby jeszcze ciemno, ale jakby wracał to i tak ma problem, słońce... wtedy już będzie świeciło.
- Cholera jasna - warknął pod nosem, krążąc po pokoju. Wierzył, że jego cudowni rodzice coś wymyślą, bo robienie z siebie dziwadła i chodzenie z parasolką nie było dla niego zbyt przekonujące. Wcześniej uczył się w domu, bo udało mu się dostać papierek na leczenie indywidualne. Teraz już nie... Pomimo tego, że lekarz wiedział kim jest to miał szczerze w nosie. W końcu nie on się upiecze na smażonego kurczaka. Za oknem już dawno było ciemno. Zegar wybił właśnie godzinę dwudziestą drugą. Czyż to nie jest idealna pora na łowy? Ludzie korzystają z ostatnich dni wakacji, chcą się zabawić. Znalezienie panienki, która chętnie pójdzie z nim do łóżka będzie łatwe. A dlaczego akurat takiej? Atakowanie od razu go nie interesowało. Wolał wcześniej chwilę się pobawić i zatopić kły, kiedy dziewczyna straci czujność. Jest wtedy łatwiej, ani się nie szarpnie ani nie wrzeszczy jakoś szczególnie głośno. Chociaż jest też jeden minus... Chris wracał prawie tak pijany jak te dziewoje, z których pił. Ale czego się nie robi dla krwi? Na białą koszulkę założył czarną bluzę, do tego na nogi nasunął swoje czarne glany z oczojebną, pomarańczową sznurówką i wyszedł z domu, kierując się w stronę większych zabudowań. No bo co on znajdzie w lesie? Lisa? Niezbyt go to zadowalało. Przez jakiś czas krążył po ulicach Londynu. Niezbyt szczególnie skupiał się na wyborze lokalu gdzie zapoluje na swoją ofiarę. Wszedł do jednego z klubów. Nie przepadał jakoś bardzo za tym klimatem... smród potu zmieszany z alkoholem i różnymi perfumami. Przy jego wrażliwym węchu było to niebywale nieprzyjemne... przynajmniej na początku, z czasem się przyzwyczajał. Ale zanim do tego doszło to krzywił się jakby połknął cytrynę, albo powąchał starą skarpetkę. Rozejrzał się bacznym wzrokiem wyszukując wśród tej tańczącej masy jakichkolwiek wskazówek, czy to tutaj znajdzie to czego szuka. Kilka uderzeń w bark zmusiło wampira by się ruszył z miejsca. To był bardziej instynkt przetrwania niż cokolwiek innego. Gdyby się nie ruszył to by go przerobili na naleśnika. Szedł przez tłum ludzi, szukając swojej ofiary. W końcu znalazł... niską dziewczynę o długich, kręconych blond włosach. Ale nie o wygląd chodziło.. wśród tylu zapachów czuł jej krew... i była idealna. Czuł ja wyraźnie, dlatego podejrzewał, ze musiała się gdzieś skaleczyć. Uśmiechnął się chytrze pod nosem i podszedł by zagadać. Ogarnął od razu, że jest gadatliwą dziewczyną... do tego cholernie łatwą. Nie minęło pół godziny flirtowania kiedy jej postawa się otworzyła, a propozycje stały się śmielsze. Zaciągnął ją do męskiej łazienki, dokładniej to do jednej z kabin. Jej przyjaciółki były jeszcze bardziej wstawione niż ona sama. Nie będą się martwić jeżeli nie wróci przez jakiś czas, czyli nie przyjdą jej szukać. Pięknie... posiadał ofiarę. Zaczęło się od niewinnych pocałunków, po czym Chris pchnął ją na ścianę zastawiając jej sobą drogę ucieczki. Była spięta, może nawet sama o tym nie wiedziała, ale jej ludzkie ciało odczuwało w Chrisie drapieżnika. Nie przestając ją całować wsunął jej chłodne dłonie pod koszulkę. Nic podejrzanego na dworze pizga szatanem, to normalne, że ktoś ma zimne dłonie... i usta. Blondynka tylko syknęła i zaczęła się rozluźniać. Chris przejechał wargami po linii jej szczęki i powstrzymał się od prychnięcia pełnego pogardy dla jej łatwowierności. Kiedy już jego usta były przy jej szyi wysunął kły i zatopił je w skórze dziewczyny. Pod językiem poczuł nieprzyjemny smak... kurwa, więcej tych perfum się nie dało? Szybko jednak zastąpiony został słodką krwią. Dziewczyna szczęśliwie nie piszczała... widać było strach w jej oczach, ale była cicho. Czyżby miała nadzieję, że Chris jej nie zabije? No to dobrze myślała. Wyczyścił jej pamięć i zostawił. Przez chwile była w tym stanie zawieszonego zombie, czyli norma po tym jak wampir ci grzebie w umyśle. Szczęśliwy oblizał usta i wyszedł z klubu, miał w planach wrócić jak najszybciej do domu, wszak nie czuł się komfortowo w tak dużym gronie ludzi... ale plany mu się trochę pokrzyżowały.

Efekt MotylaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz