Ali, wstawaj! –woła jakaś kobieta. Przewracam się na bok i próbuję odgadnąć kto mnie wołał. Pierwsze co przychodzi mi do głowy, to wspomnienie mamy. Wołała mnie tak każdego dnia, choć dobrze wiedziała, że nie śpię już od dawna. Przypominam sobie zapach idealnie przyrządzonych naleśników i jej piękny uśmiech, który gościł na jej twarzy codziennie kiedy wchodziłam do kuchni. Całowała mnie w czoło i pytała czy dobrze spałam, chociaż dobrze znała odpowiedź. Brała mnie wtedy w objęcia i szeptała mi do ucha, że to już się nie powtórzy, że to już ostatni raz. Obie doskonale wiedziałyśmy, że to tylko głupia nadzieja, która prędzej czy później zgaśnie.
Ali! – woła znowu. Otwieram oczy i powoli dochodzi do mnie, kto za wszelką cenę próbuje mnie zwlec z łóżka. To Melissa, chociaż nie jestem do końca pewna czy właśnie tak ma na imię. Poznałam ją jakiś tydzień temu, kiedy to mój kochany tatuś, postanowił ją tutaj przyprowadzić, uprzejmie powiadamiając mnie i moje rodzeństwo, że to jego nowa „koleżanka", która z nami zamieszka. Powiedzmy, że to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Melissa, jest bardzo fajną dziewczyną, i chyba nawet mogłabym ją polubić, gdyby byłaby chociaż trochę zbliżona wiekiem do taty. Z tego co wiem to jest nie wiele starsza ode mnie, co oznaczałoby, że ma może z 23 lata, przy czym warto wspomnieć, że mój tata jest po czterdziestce. W dodatku są jeszcze dwie rzeczy przez które, prawdopodobnie nigdy jej nie polubię. Pierwsza: Wygląda identycznie jak mama. Długie, blond włosy i piękne niebieskie oczy. Dziewczyna o której mógłby marzyć nie jeden facet. Druga: Wie o moim sekrecie.