#1

1.5K 68 6
                                    

    Zdarzenia, o których zaraz się dowiecie, miały miejsce pół roku po rodzinnej katastrofie rodziny Malepum.
Wszystko miało zdarzenie w małym, niewinnym miasteczku- Mysterious Hill, a historia ta tak naprawdę zaczęła się siedemnaście lat temu, gdzie na świat przyszła Lisa- mała, urocza dziewczynka o złotych włosach i oczach tak niebieskich, że kolorem przypominały ocean, w którym można się utopić. O cerze jasnej, ale zarazem tak ciepłej, że gdy ustałbyś wystarczająco blisko czułbyś płomienie tańczące po swojej twarzy- to nazywa się dobra aura. Po narodzinach została adoptowana przez rodzinę Malepum, których przodkowie byli założycielami tego miasteczka i wiedzieli więcej niż powinni, ale czy to właśnie dlatego musieli zginąć? A może to był przypadek tak jak myślą jej najbliżsi?

*puk puk* usłyszała siedemnastolatka, a na dźwięk otwierających się drzwi, nałożyła kołdrę na głowę, udając, że jej nie ma.
- Nawet dziś nie będę miała spokoju? – powiedziała rozmyślając o tym, że to jej pierwsze, ale nie ostatnie urodziny bez rodziców
- Nie ma opcji- powiedzieli chórem, gdy jej brat ściągnął jej kołdrę z głowy, a spod jego ciemno-brązowych loków wyjawiał się sarkastyczny uśmieszek- dziś urodziny ma najpiękniejsza dziewczyna jaką znam
- Fu, jeszcze pomyślę, że jesteście stepującym rodzeństwem – odpowiedziała jej przyjaciółka udając odruch wymiotny – a teraz – usiadła koło niej na łóżku i podsunęła babeczkę ze świeczką pod twarz – pomyśl życzenie!
- Nie spełni się- gdy solenizatnka wypowiedziała te słowa, uśmiech którym była obdarzana przez krótkowłosą rudowłosą dziewczynę nagle zaczął ją opuszczać, a jej delikatne różowe malinowe usta, zrobiły się mniej różowe niż zazwyczaj
- Lisa – podniosła swoją bladą jak mąka rękę i położyła na jej policzku ocierając łzę – życie skrywa wiele niespodzianek, nie zawsze będą one dobre, wręcz przeciwne, w 90 procentach będą najgorszymi rzeczami, jakie nas w życiu spotkają, ale nigdy, przenigdy, nie można się poddawać
- A u ciebie – wtrącił się brązowooki, umięśniony, młody mężczyzna – trwa to za długo i nie – wziął głęboki oddech- nie mówię tu o żałobie, ale o tym smutku, który z dnia na dzień pochłania cię coraz bardziej. Odsuwasz się i separujesz, ale musisz zrozumieć, że to Ty jesteś dla mnie teraz najważniejsza, a ja nie pozwolę ci gnić w tym pokoju, więc albo zdmuchniesz tą świeczkę i pomyślisz sobie to cholerne życzenie, albo całą tą bitą śmietanę- wskazał na babeczkę – będziesz miała na twarzy, twój wybór- mówił do niej z udawaną, groźną miną. Dziewczyna westchnęła tak ciężko, że mimo planów zdmuchnięcia świeczki, zrobiła to wcześniej niż miała
- Mam nadzieję, że pomyślałaś życzenie – powiedziała wręczając jej małą torbę prezentową
- A to ode mnie – powiedział jej brat, podając małe czerwone pudełeczko
- Jeśli to pierścionek, to naprawdę przerazi mnie myśl, że między wami coś może być – rodzeństwo zaśmiało się widząc lekko przerażoną twarz dziewczyny.
W pudełku był stary, ale piękny naszyjnik przypominający zamkniętą księgę z cyrkoniami różnego koloru na jej brzegu, a na zakładce był księżyc i słońce.
- W liście, który zostawiła twoja matka, podrzucając cię do nas, napisała, żebyś dostała to w 17 urodziny. Miała to zrobić nasza mama, bo twoja nie mogła, ale wyszło na to, że musiałem zrobić to ja – oczy chłopaka zaświeciły się, tak jakby miała w nich pojawić się łza, ale tak się nie stało
- Dziękuję Lucas, tobie również Kat, to wy jesteście moim pozostałym prezentem – przytuliła ich mocno – szkoda, że nie ma tu Isabell – powiedziała znów przygaszając na chwilę
- Nie martw się, nie zapomniała, jest u Tylera, z tego co wiem, ma coś w planach, ale nawet mi nie pozwoliła się wtrącić, mamy być zaraz pod szkołą więc podnoś dupsko i szykuj się do szkoły.
Panna Melepum niechętnie wstała z łóżka, ale zrobiła to, już miała iść się przebrać, ale gdy wzięła rzeczy z krzesła Kat wkurzyła się tak bardzo, że krzyknęła
- Nawet nie żartuj, są twoje urodziny – warknęła- marsz do łazienki, masz 5 minut, a ja zaraz przyszykuje ci strój.
Słowa Kat były wypowiedziane tak stanowczo, że Elisabeth nawet nie miała odwagi dyskutować ze swoją przyjaciółką, a Lucas wyszedł z jej pokoju w mgnieniu oka. Gdy ta wyszła z łazienki na łóżku czekał na nią już uszykowany strój. Niebieskooka od razu się skrzywiła.
- Wiedziałam, że tak będzie dlatego uszykowałam też to – powiedziała podając jej drugą wersje stroju- liczyłam, że przekroczysz strefę komfortu, ale jednak stare dresy i koszula wygrały
- Nie, masz rację, czas wyjść z ukrycia – powiedziała po dłuższej chwili- nie zachce mi się żyć siedząc w domu w starym dresie- powiedziała i wyszła wracając już w czerwonej sukience hiszpance, skórzanej, czarnej kurtce i botkach, czarnych na lekkim obcasie.
- No, pięknie! – powiedziała zadowolona ze swojego gustu jak i ze swojej przyjaciółki – a teraz chodź, siadaj, pomaluję cię delikatnie – jak powiedziała tak zrobiła, makijaż był delikatny, wpadający w kolor brązu i złota.
Dziewczyna stanęła przed lustrem i przez dłuższą chwilę nie mogła uwierzyć w to co widzi. W końcu się sobie podobała, pierwszy raz od dłuższego czasu, poczuła pewność siebie, jak przed tragedią. Odebranie jej rodziców wprowadziło dziewczynę w wiele obaw, lęków i smutków, ale dziś mogła o tym zapomnieć chociaż przez krótką chwilę.
- Dziękuję – powiedziała do swojej przyjaciółki, która cieszyła się, że jej przyjaciółka zaczęła rozkwitać – i jak? – powiedziała prezentując się bratu który wszedł pogonić dziewczyny
- Pięknie – złapał ją za rękę i obrócił – cieszę się, że się uśmiechasz – powiedział przytulając ją – dziękuję – wyszeptał do jej najlepszej przyjaciółki, która w odwecie puściła mu oczko

W szkole na dziewczyny czekała już zniecierpliwiona szatynkaw stroju kapitana cheerleaderek. Jej drobna, wygimnastykowana i sportowa sylwetka została bardziej uwydatniona, gdy koło niej pojawił się zabójczo przystojny, młody chłopak o bardzo wysportowanym ciele, ciemnych włosach i jasnych oczach, co było niecodzienną kombinacją jeśli chodzi o ten typ urody.
-Isabella, Tyler! – powiedziała jedna z nich podchodząc do nich
- Lisa? Czy to ty? – powiedziała czarnulka, a na widok jej przyjaciółki grymas od razu znikł – wyglądasz prześlicznie – przytuliła solenizantkę bardzo mocno- wszystkiego najlepszego!
- Najlepszego Lisa – powiedział stojący koło nich Tyler, który również ją przytulił, ale zdecydowanie delikatniej – spokojnie, ja ci pozostałych ocalałych kości nie zgniotę
- Dziękuje- odpowiedziała dziewczyna śmiejąc się
- Mamy coś dla ciebie- powiedziała ciągnąc swojego chłopaka za rękaw
- Ah tak, jak mógłbym zapomnieć, nie dałaś mi o tym zapomnieć od paru dni – przewrócił oczami – proszę Lisa – powiedzieli wręczając kopertę
- Co to? Bilet na Hawaje?- wszyscy zaczęli się śmiać
- Nie, zaproszenie na twoją imprezę urodzinową w ten weekend w domu mojego cudownego chłopaka – zaprzeczyła szybko Isabell
- Wiedziałaś? – zwróciła się do swojej drugiej przyjaciółki
- Ja? Oszalałaś?- powiedziała będąc w nie mniejszym szoku
- Nie wiem co powiedzieć- zająkała się, dziękuję – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech
- Tylko się nie spóźnij nie wypada ci – chłopak puścił oczko do dziewczyny i biorąc cheerleaderkę pod rękę odeszli w głąb korytarza, a po chwili każdy znalazł się w Sali na zajęciach.
Przyszedł czas na ulubioną porę dnia dziewczyn, gdzie same, spędzają ten czas na plotkach, to czas w szkole tylko dla nich, ściśle obowiązująca tradycja, tylko one nikt więcej, robią tak odkąd się poznały 10 lat temu. Nie lubiły gdy ktoś im przerywał, czy nachalnie chciał się podsiąść by dowiedzieć się najnowszych ploteczek. Mimo, że największą plotkarą była Isabella, kochały ją, bo ważne i najbardziej ścisłe sekrety nigdy nie wypłynęły z jej ust. Mimo wszystko była lojalną przyjaciółką.
- Lisa możemy porozmawiać?- na ten głos dziewczynę aż wzdrygnęło, podniosła głowę by lepiej widzieć swoje przyjaciółki, ale nie odwróciła się do rozmówcy- proszę cię- gdy ta odwróciła się w jego stronę było widać szok na jego twarzy- wyglądasz pięknie
- Do rzeczy Matt- rzuciła oschło
- Moglibyśmy porozmawiać sami?- nie usłyszał odpowiedzi, a ten tylko westchnął- nie wybaczysz mi nigdy?- blondynka zaczęła zaciskać pięść
- Nie, a teraz odejdź stąd bo zawołam Tylera- powiedziała dziewczyna chłopaka
- A co on mi zrobi? Myślisz, że się go boję? Gdybym był na sterydach też bym tak wyglądał, on nawet nie wie co to są mięśnie i siła...- chciał powiedzieć coś więcej, ale został odwrócony przez osobę, którą właśnie obrażał. Z łatwością wziął go pod rękę
- Przepraszamy was piękne Panie, ale musze na osobności porozmawiać z tym... dżentelmenem – uśmiechnął się tylko ironicznie na ostatnie słowo- do zobaczenia później ślicznotko
-Pa- odpowiedziała mu przeczesując ręką swoje ciemne włosy
- Issa!- zapiszczała oburzona rudowłosa- nic mu nie powiesz? Nie zareagujesz?!
- Kochanie, to Ty się martwisz o wszystko i wszystkich, to twoja rola na reakcje- zaśmiała się odpowiadając- spokojnie, on mu nic nie zrobi, masz moje słowo, chociaż nie zaprzeczaj, że po tym co zrobił naszej przyjaciółce, należy mu się
-Tak masz rację- westchnęła ciężko. Nie lubiła, gdy komuś działa się krzywda, miała w sobie dużo empatii, było jej żal każdej żywej istoty. Zawsze starała się być miła, dobra, pomocna i to właśnie dlatego najbardziej bolał ją fakt, że powinna zaprzeczyć, ale sama draniowi życzyła jak najgorzej, w końcu złamał serce jej najlepszej przyjaciółce, ale myślę że tą hipokryzje rozumie każda nastolatka.
Po skończonych zajęciach Elisabeth poszła na cmentarz odwiedzić swoich rodziców, by chociaż odrobinę mniej odczuwać ich brak w tak ważny dla niej dzień. Opowiadała im jak jej minął dzień, zawsze pomagało jej w takie dni jak ten, pomagało jej to zmierzyć się z jej lękami, oraz przejść łatwiej traumę. Zawsze wtedy wierzyła, że są koło niej, patrzą na nią i słuchają. Gdy zaczynało się ściemniać założyła na uszy słuchawki i słuchając swojej ulubionej piosenki - ,,In the Name of Love" (Martin Garrix & Bebe Rexha) - zaczęła wracać do domu. Tak zamykała się w swoim świecie, bez bólu i zmartwień. Zapełniała muzyką pustkę, która w niej ostatnim czasem urosła. Zawsze radziła sobie w ten sposób gdy myśli o jej biologicznych rodzicach nie dawały jej spokoju. Po drodze weszła jeszcze do kawiarni po gorącą czekoladę, którą zamawiała z mamą, gdy spacerowały. Nie ściągnęła słuchawek, by nie wpuszczać do siebie niepotrzebnych myśli, ale to nic nie dało, bo wzrok ekspedientki, która ją obsługiwała był tak pełny ciepła i współczucia, że wszystko do niej wróciło. Może właśnie przez to, nie zauważyła, że z kawiarni nie wyszła sama. 

Zanim powiesz mi prawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz