|1|

10 2 0
                                    

  Minął tydzień. Był to ostatni tydzień tamtego życia. Przez wielu uznawanego za lepsze. Szczerze? Dla mnie życie zaczęło się kilka dni temu,16 czerwca 2021 roku. Jest to dzień całkowitej zagłady ludzkości, podobno nie ma już ratunku.
  Od kilku dni w telewizji mówią tylko o nieudanym eksperymencie przeprowadzonym w brazylijskim laboratorium. Naukowcy próbowali już od dawna powstrzymać rozprzestrzenianie się chorób, które roznoszą owady takie jak komary. Do tego więc trzeba było zaopatrzyć się w całkiem liczne stadko tych okropnych stworzeń. Podawano im do środek, który miał być tym cudownym lekarstwem. Niestety, nie wszystko poszło tak jak się spodziewano. Jak się później okazało, środek ten dawał całkowicie przeciwny efekt do zamierzonego. Powodował częściową martwicę tkanek i ciągły rozkład narządów wewnętrznych. Przez niedopatrzenie kilku osób, owady wydostały się z laboratorium zarażając pare milionów ludzi. Zarażeni nie umierali, byli czymś w rodzaju wampira, chcieli krwi, działali instynktownie, nie mieli uczuć. Naukowcy zapewnili, że owady, które wydostały się z laboratorium umierają w ciągu kilku dni i nie ma szans na większe straty, niż te obecne. Mylili się. Można było się zarazić poprzez ugryzienie osoby chorej. I tym oto sposobem ludzkość prawie wyginęła.     Rozprzestrzeniła się na wszystkich kontynentach. Nie było bezpiecznych miejsc. Oprócz jakichś bezludnych wysp.
  Wczoraj odłączyli prąd, nie ma bieżącej wody, gazu. Tylko sterta puszek walających się na podłodze. Meghan wyszła wczoraj rano do sklepu po ,,chleb". Nie wróciła, domyślam się, że jest już zarażona. Nawet jeżeli jakimś cudem uda jej się wrócić, to nie zamierzam jej wpuszczać do mieszkania. Życzę jej śmierci, długiej i bolesnej.
Siedziałam teraz przy stole w kuchni czekając na Daniela. W ręce trzymałam nóż, tak na wszelki wypadek. Kilka centymetrów ode mnie leżała krótkofalówka, tylko tym sposobem mogłam jeszcze się z nim komunikować.
  Nagle wśród krzyków żyjących jeszcze mieszkańców tego osiedla i dziwnych odgłosów zarażonych rozległo się dosyć głośne pukanie do drzwi. To na pewno był Daniel. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi. Tak, to on. Równie szybko je otworzyłam. Czarnowłosy chłopak wpadł do mieszkania.
-Meghan nie wróciła?-zapytał, ale raczej wiedział, jaka była odpowiedź.- Z resztą nie ważne. Ważne, że ty żyjesz.
Zmienił się, był w pewnym sensie szczęśliwy. Szczęśliwszy niż w tamtym życiu. Tak jakby spełniło się jego największe marzenie.
Sprawdził czy dobrze zamknęłam drzwi, po czym usiadł na kanapie w salonie. Ukrył twarz w dłoniach.
-Jak tam jest?
-Co?-moje pytanie ewidentnie wyrwało go z zamyślenia, wyglądał jakby dopiero co się obudził.
-Powiesz mi jak tam jest? Tam na dole, no wiesz, wśród tych wszystkich zarażonych.-na prawdę chciałam to wiedzieć, sam widok z okna na czwartym piętrze mnie nie satysfakcjonował. Był to dobry punkt obserwacyjny, ale szału nie ma.
-Jak chcesz wiedzieć to może spacerek będzie dobrą odpowiedzią na twoje pytanie.-wiem, że to tylko nieśmieszny żart. Daniel nie ma zbyt wyrafinowanego poczucia humoru, lepiej posługuje się sarkazmem.
-Nie, dzięki.-krótko się uśmiechnęłam.
Chwila ciszy. No, może poza tymi odgłosami agonii.
-Madi? To jest dobra okazja, żeby się stąd wynieść?
-Głupie pytanie. To jest idealna okazja, żeby się stąd wynieść.-odpowiedziałam  przeglądając w tym samym czasie wszystkie kuchenne szafki.
Do walki mieliśmy tylko noże. Do jedzenia kilka puszek konserw, ryb w puszkach, owoców w puszkach, warzyw w puszkach, wszędzie puszki.
-Moim zdaniem jeszcze nie.-to mnie trochę zaskoczyło.
-Czemu?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Chyba tutaj nie jest źle? Mamy żarcie.-powiedział jednocześnie się śmiejąc. Nie wyglądał na osobę, która lubi jeść. Z resztą, ja też nie.
-Wiesz.. możemy jeszcze przez jakiś czas tu zostać. Jak się nam skończy jedzenie to znajdziemy jakieś lepsze lokum, może jakiś sklep? Albo hurtownia puszkowanego jedzenia?-to chyba było rozsądnym rozwiązaniem. Miałam dość tego mieszkania, co z tego, że jest to bardzo ryzykowny pomysł. Wolę umrzeć na zewnątrz niż zdechnąć w tych przeklętych czterech ścianach.
Szczerze? Cała ta sytuacja mnie bawi. Ludzie walczą o życie, a ja z Danielem myślimy o przyszłości. Pomijając to, że może już nie ma dla nas żadnej przyszłości.
-Wypadałoby znaleźć jakąś broń czy coś w tym stylu. Tylko gdzie?-zapytał, kolejny raz wyciągając mnie z zamyślenia.
-Wiesz.. Wydaje mi się, że dwie ulice stąd jest sklep militarny. Powinno tam być cokolwiek. Chyba, że już został opróżniony. Aktualnie chyba nikt nie cofnie się przed kradzieżą. Całkowite bezprawie, hah.
-Czyli musimy się tam wybrać. Jak najszybciej, bo rzeczywiście z każdą chwilą jest większa szansa na to, że ten sklep jest już pusty.
Nastała kolejna chwila ciszy, nawet te potwory jakby przestały hałasować. Było zupełnie cicho. Minęło kilka minut.
-Daniel..?
-Hmm?
-Mam takie dosyć nietypowe pytanie, ale odkąd tu przyszedłeś zastanawiałam się.. czy twoja rodzina żyje?-głupio było mi o to pytać. Wiem, że jego krewni nie byli dobrymi ludźmi, ale Daniel starał się ich rozumieć. Starał się, bo tak naprawdę nie był w stanie wyobrazić sobie jak czuli się jego rodzice. Tak samo jak u mnie, sami alkoholicy, jego ojciec wszystkie pieniądze wydawał w jakichś klubach. A matka? Pracowała kiedyś właśnie w pewnym klubie. Tam się poznali. Ich znajomość miała być tylko chwilowa, dla zabawy. Jednak pewna osoba pokrzyżowała im plany. Dokładniej- był to Daniel. Dziecko całkowitego przypadku. Jego rodzice go nienawidzili, stracili przez niego lata młodości. Obwiniali go za to przez całe dotychczasowe życie. Mając 15 lat spotkaliśmy się w naszym ulubionym miejscu, w parku. Polubiliśmy się od razu. Powiedział mi o wszystkim co go trapiło. Od tamtej pory jesteśmy jak rodzina. Pomagaliśmy sobie w trudnych chwilach.
-Niestety, albo i stety, byłem świadkiem ich śmierci. Zostali ugryzieni. Nie chcę ci opowiadać szczegółów. Jeszcze będzie na to czas.-podszedł do mnie i przytulił. Wiedziałam, co czuje. Nie chciałam już przerywać tej chwili, więc nie odzywałam się na ten temat. Jeszcze będzie na to czas.
--------------------------------------------
Pierwszy rozdział.. trochę krótki :<
Ale brakło mi weny, eh.
PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKIE BŁĘDY I NIEJASNOŚCI W TEKŚCIE.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 29, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SickWhere stories live. Discover now