Smak goryczy | Dramione

761 37 5
                                    

To nie miało być tak. 
Nastąpił huk, przypadkowe potknięcie i wszystko wylądowało na podłodze. Jeszcze raz.

Hermiona otarła pot z czoła, pracowicie ścierając wylany przed chwilą sok pomidorowy. Zostało jej 128 sekund do wydania następnego zamówienia, a ona była w ciemnej dupie.

- Granger! Ruszaj się, nie mamy całego dnia! - usłyszała zniecierpliwiony głos drugiej pracownicy.

- Nastaw czarną dużą bez cukru, Evelyn! - odkrzyknęła i wykręciła szmatę.

75 sekund.

Podbiegła do lady i wyciągnęła kawałek sernika, złapała kawę spod ekspresu i dmuchnięciem poprawiła grzywkę. Wyszła do klienta. Miała do przejścia całe dwadzieścia metrów.

20 sekund.

- Proszę, oto pana zamówienie - rzekła z uśmiechem, jednocześnie podając młodemu mężczyźnie jego posiłek. Kolejny dzień z głowy.

*

- Harry? 

Ginny wyjrzała z kuchni, trzymając na prawym biodrze czarnowłosą dziewczynkę, całą umorusaną czekoladą na twarzy. Szukała męża od dłuższego czasu, lecz nie mogła go znaleźć. Przepadł jak kamień w wodę. Zmarszczyła brwi i ruszyła dalej, odnajdując go po dwudziestu minutach w komórce na miotły. Siedział zamyślony i dumał, nawet nie zauważając jej obecności.

Odchrząknęła, a on podskoczył jak oparzony. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost, a włosy były jeszcze bardziej potargane niż zwykle.

- Co ty tutaj robisz? - spytała miękko. 

Spojrzał na nią swymi zielonymi oczami i lekko się uśmiechnął.

- Myślę - odparł.

Młoda pani Potter nie zamierzała dać za wygraną tej szczątkowej odpowiedzi. Coś go trapiło, wiedziała o tym. Tylko w takich sytuacjach chował się pod schodami.

- Harry, mów.

Westchnął i poprawił okulary. Wstał, otrzepując ciemne spodnie z kurzu.

- Spotkałem Malfoya.

Ginny zamarła, mała Lils zaśmiała się i wyciągnęła rączki do ojca. Wyglądała kropka w kropkę jak on, włączając żyjące własnym życiem włosy oraz hipnotyzujące oczy. W niczym nie przypominała starszego brata, który wdał się w matkę. No, poza oczami, które widocznie były jakąś cechą dominującą w genotypie Harry'ego.

- I?

- Zaproponował mi układ. Chciałby dostać posadę w biurze aurorów, naprawić błędy z przeszłości.
Między nimi nastąpiła cisza. Nawet Lilcia zamilkła na moment, bawiąc się okularami ojca.

- Za jaką cenę, Harry?

- Obiecał znaleźć Hermionę.

Ginevra zamknęła oczy i zamyśliła się, a w jej własnym świecie myśli przerywały jedynie chichoty małej dziewczynki. Potter spojrzał z czułością na żonę. W tym stanie wydawała mu się jeszcze piękniejsza, ciąża dodawała jej uroku. Szkoda tylko, że ich przyjaciele nie mogli cieszyć się wraz z nimi.
Kobieta westchnęła, podobnie jak mąż wcześniej.
- To już dziesięć lat. Nie znajdzie jej tak łatwo.
- Wiem. Ale pragnę zobaczyć ją jeszcze raz, pokazać jej nasze dzieci, wypić razem Kremowe Piwo. Z nią. Moją najdroższą przyjaciółką, która sprawiła, że jestem lepszym człowiekiem.
- Zgodziłeś się?
Wzruszył ramionami i smutno się uśmiechnął.
- A miałem wybór?

***
Dracon Lucjusz Malfoy radośnie podskakiwał, żwawym krokiem kierując się w stronę miejsca swojego przeznaczenia. To znaczy w stronę Leicester Square i jego nowej ulubionej kawiarni. Kto wie, może jeszcze wybierze się na jakiś film... bowiem bardzo polubił ten mugolski wynalazek. Ludzie na taśmie - kto by pomyślał. Prychnął.
W każdym razie prezentował się nienagannie. Czyli całkiem zwyczajnie, jak na Malfoya. Idealnie skrojony szary garnitur, śnieżnobiała koszula z rozpiętym jednym guzikiem, znajdującym się tuż pod jabłkiem Adama. Do tego stalowe spojrzenie, niesforna grzywka opadająca na czoło i typowy dla niego półuśmiech.
Żyć, nie umierać.
Dochodziła druga. Słońce przebijało się przez deszczowe chmury, usiłując pokonać ciemność, która powoli ogarniała Londyn. Draco przeszedł pewnie przez ulicę, skręcił w prawo i już był na miejscu. "La la" - niezbyt wyrafinowana nazwa, nawet na aż tak popularne miejsce. Szczyciła się głównie punktualnością wydawania zamówień i stuprocentowej zadowoleniem zamożnej klienteli.
Gdy pierwszy raz do niej zawitał, nie spodziewał się, że wywrze na nim wrażenie przytulnego miejsca, pełnego rozmów i śmiechu, gdzie poczuje się jak w domu, którego nigdy nie miał.
A jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy pewnego wieczora dostrzegł uwijającą się przy stołach w następnym rewirze Granger. To przez nią był tam stałym gościem, lecz zawsze siadał tak, by to nie zauważyła, w rejonie... jak ona miała na imię? Elizy? Nie, inaczej. Ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie on.
Obserwował ją i sprawiało mu to miłą zabawę. Można powiedzieć, że dziewczyna urozmaicała mu wolny czas.
Przez te dziesięć lat się nie zmieniła jakoś diametralnie. Ścięła grzywkę, ale brązowy, falowany warkocz sięgał jej po zgrabne uda. Dużo schudła, choć zachowała figurę. I dalej była niezdarą, w wolnym czasie czytającą nudne książki. Ale coś było nie tak. Dopiero po pewnym czasie dostrzegł ten mały szczegół - puste czekoladowe oczy. Bez jakiejkolwiek chęci do życia.
I wtedy go oświeciło. Był przecież Ślizgonem.
Poszedł do Pottera. Wynegocjował warunki.
Poszło zbyt łatwo. Musiał być jakiś haczyk.
Wszedł do kawiarni i usiadł w innym miejscu niż zwykle. Wypatrzył Granger wśród personelu, wziął kartę i zakrył twarz, udając, że wybiera danie.
Nie minęły dwie minuty, gdy usłyszał:
- W czym mogę pomóc?
Nie podnosząc wzroku znad karty odparł:
- Sernik na zimno oraz cappuccino proszę.
- Coś jeszcze?
Powoli odłożył kartę. Ujrzał zdumiony wzrok dziewczyny. Lekko zasłoniła ręką usta ze zdziwienia, cicho pisnęła.
- Malfoy?
- Tak, to ja - rzekł spokojnie.
Szybko opanowała się. To nie przystoi. Była przecież w pracy.
- Podać coś jeszcze?
Pokręcił z dezaprobatą głową. Spodziewał się jakiejś miłej awantury na zakończenie dnia. A tu klapa.
- Porcję spokojnej rozmowy, Granger.
- Nie ma w karcie - odparła z przekąsem, uśmiechając się pod nosem.
- Więc wszystko.
- Chce Pan uregulować rachunek teraz czy po posiłku?
- Po.
- W porządku. Zamówienie powinno zostać zrealizowane w przeciągu pięciu minut.
- Będę czekał, Granger.

Można stwierdzić, że Hermiona Granger czuła obawę.
Ukrywała się przed samym nosem Ministerstwa przez tyle lat, a oni dopiero teraz ją znajdują - w chwili przeświadczenia o wiecznym spokoju wśród mugoli. Najciemniej jest pod latarnią, jak to mawiają. A spokoju nie mogła dać jej jedna rzecz, istotny szczegół w tej układance.
Przecież Malfoy był bezrobotny. A on nic nie robił za darmo. Ludzie się nie zmieniają. A z pewnością nie tacy jak on.
Poprawiła włosy, wygładziła poły spódnicy.
Będę musiała się wynieść, przemknęło jej przez myśl. A dopiero się przyzwyczaiłam do odzywek Evelyn..
Założyła torebkę na ramię i wymknęła się tylnym wyjściem. Przystanęła przed rozwidleniem, ostrożnie rozglądając się na boki.
Nie ma go.
Ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Za pół godziny powinna dotrzeć do mieszkania, o ile metro nie będzie zapchane. Wtedy miała w zwyczaju czekać na następne.
Wciągnęła głęboko powietrze do swoich ust, ręce trzęsły się jej jak przy Parkinsonie, serce waliło niczym oszalałe. Ponownie się rozejrzała. Pusto. Z trudem wyciągnęła z kieszeni paczkę fajek, z wprawą odpalając jedną. Kiedyś nienawidziła palaczy, a teraz sama nim była. Uspokajało ją to.
Po pierwszego papierosa sięgnęła po śmierci Ronalda. Nie odczuła jej tak od razu. Nie płakała na pogrzebie. Miała wrażenie, że za chwilę pojawi się przed drzwiami i razem wybiorą się na obiad do Molly.
Ale tak się nie stało.
Prawdziwy cios otrzymała jednak dopiero pewnego ranka, gdy zemdlała w pracy. Obudziła się w szpitalu, a obok jej łóżka siedzieli Harry i Ginny ze smutnymi minami. Nie było go. I to dopełniło szalę goryczy.
Próbowała normalnie funkcjoniwać przez miesiąc, dwa, trzy.. Ale wszystko przypominało jej przyjaciela. Kochanka. Narzeczonego. Powiernika. Bratnią duszę.
Wyrzuciła jego różdżkę wraz ze swoją. Związała je magiczną wstążką, ukryła na dnie rzeki. Niech spoczywają w pokoju.
W tamtym momencie znienawidziła magię. Odcięła się od magicznego świata.
A teraz pojawił się Malfoy. Gorzej być nie mogło.
Przyłożyła kartę do czytnika bramki i po chwili była na peronie. Metro znów przepełnione. Szlag by to trafił...
Postanowiła poczekać. Po chwili uświadomiła sobie, że popełniła błąd, gdy poczuwszy na karku chłodny oddech, odwróciła się i ujrzała swego nemezis z czasów szkolnych.
Na jej twarzy pojawił się grymas złości, zacisnęła usta w wąską linię.
- Dasz ty mi wreszcie spokój? - wysyczała.
- Nie mogę, Granger. Młode kobiety nie powinny włóczyć się same po nocy.
- Po prostu się odpieprz! Mam prawie trzydzieści lat! I jak ty  mnie w ogóle znalazłeś?
- Tylko dwadzieścia osiem, Granger. I nie powinnaś palić.
Prychnęła, odwracając się w drugą stronę. Wreszcie, pomyślała, gdy ujrzała podjeżdżające wagony. Z gracją przydeptała papierosa i wskoczyła do środka, zostawiając obserwującego ją Dracona samego.
Ten zaś stał jeszcze przez jakiś czas w tym samym miejscu, patrząc w kierunku podróży dziewczyny.
***
Astoria Greengrass rozmyślała. Po zerwaniu z Draco pozostali przyjaciółmi, ale wciąż dręczyły ją wyrzuty sumienia, gdy widziała chłopaka smutnego. Musiała mu jakoś pomóc. Potraktował ją honorowo, gdy nie zgodziła się na ślub, nie zostawił jej z niczym. Zmienił się.
Ona zresztą też. Postanowiła zawalczyć o miłość.
Z bliżej nieokreślonego źródła doszły do niej słuchy o spotkaniach młodego Malfoya z Harrym Potterem. Coś musiało być ma rzeczy.
Astoria czuła niepohamowaną chęć dowiedzenia się większej ilości szczegółów dotyczących tej relacji.
***
Potter popijała herbatę, co rusz spoglądając w stronę drzwi. Molly obserwowała ją z niemałym rozbawieniem. Córka odwiedziła ją wraz z dziećmi po dłuższym czasie i wcale nie przypominała siebie. Nic nie mówiła, nerwowo stukała palcami w stół.
- Dziecko, co ci się dzieje? - zapytała zaciekawiona.
Ginny przewróciła oczami i teatralnie westchnęła.
- Nic, mamuś. To tylko Harry wprawia mnie w takie zakłopotanie.
Pani Weasley pytająco podniosła jedną brew i przysunęła się bliżej. Czekała na szczegóły.
- Ciasteczka? - dopytała jeszcze.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Poszedł na spotkanie z Malfoyem. Ma przekazać Harry'emu jakieś kluczowe informacje.
- Harry z Malfoyem? Czy ja o czymś nie wiem, Ginny?
Zamilkła. Głaskała się przez chwilę lewą ręką po brzuchu, wpatrując się w swoją ślubną obrączkę.
- Obiecał znaleźć Hermionę - wyszeptała.
- Mogłabyś powtórzyć, słonko? Ostatnimi czasy słuch mi odrobinę szwankuje. Znaleźć kogo?
- Nie udawaj - zdenerwowała się Ginevra, hormony jej buzowały. - Znaleźć Hermionę. Logiczne przecież, że nie pierdolone olbrzymy!
Molly skrzywiła się.
- I myślisz, że mu się uda?
- Mam taką nadzieję.
***
Gdy coś zaczyna szwankować, trzeba działać. Hermiona wręczyła zdumionej Evelyn, córce szefowej, swoją rezygnację.
Ta patrzyła na nią wstrząśnięta, powstrzymując napływające do oczu łzy. Znały się dobre dziesięć lat, ostatnio nawet ich wzajemne relacje można było śmiale nazwać początkami przykaźni. Jej potargane krótkie jasne włosy sterczały na wszystkie strony, uwydatniając zdziwienie dziewczyny. Dlaczego jej to zrobiła? Akurat teraz, gdy zajęła stałe miejsce w jej sercu i życiu.
- Na pewno? - dopytała jeszcze.
- Tak - odparła zachrypniętym głosem Granger, unikając kontaktu wzrokowego. Nie przewidziała jednak, że zostanie mocno przytulona. Nikt nie przytulał tak Miony od dziesięciu lat. Wzruszyła się, lecz nie mogła płakać. Miała coraz mniej czasu. Malfoy mógł zjawić się w każdej chwili.
Z bólem rozdzierającym serce ruszyła do drzwi. Nie odwróciła się, choć bardzo tego chciała. Wyszła na świeże powietrze, które pachniało Londynem. Czuła zbliżający sję deszcz, niesiony zapach chińszczyzny i coś jeszcze - lekką woń cytrusów. Zmarszczyła nos, wyjrzała za róg na drzwi wejściowe kawiarenki. To on.
Rozpuściła włosy (specjalnie wyprostowane na tę okazję), zarzuciła na swoje ramiona zbyt dużą bluzę i schowany wcześniej plecak. Postanowiła umknąć, miała nawet kupiony bilet do Paryża.
Usłyszała trzaśnięcie drzwiami, szybie kroki. Woń się wzmocniła. Zaczęła biec.
I nic jej to nie dało.
***
Stalowooki ze spokojem kierował się w stronę pracy Granger. Otworzył drzwi, przywitał się, usiadł w jej rewirze i poprawił krawat. Obsłużyła go zapłakana Evelyn.
- Dzisiejsze zamówienia są poopóźniane o pięć minut - powiedziała cicho.
Draco wstał i wyszedł, za drzwiami przyspieszył.
Kurwa mać. Gdzie uciekła ta idiotka? Czy ona zawsze musi uciekać.
Powinna być blisko. Gdyby zrezygnowała wczoraj, już byłby ktoś nowy na jej miejsce, a przynajmniej pojawiłaby się informacja o poszukiwaniu pracownika.
Zobaczył biegnącą postać, której proste brązowe włosy powiewały na wietrzebi zdawały się nie mieć końca. Stał oczarowany, póki nie zniknęła za najbliższym zaułkiem.
To ona - przebiegło mu przez myśl.
Kierowała się w kierunku metra. Teleportował się przed samo wejście, rzucił na siebe zaklęcie niewidzialności i czekał.
Po krótkiej chwili ją ujrzał. Sylwetka Granger niknęła w męskiej bluzie, leginsy nie opinały nóg, a szare trampki nie mogły być już bardziej podarte.
Czy ona w ogóle coś jadła?
Zaczerwienione od biegu policzki tylko dodawały jej uroku, uwydatniały mały nosek oraz piegi. Draco stwierdził, że pięknie wygląda w prostych włosach, ale one jakoś do niej nie pasują. Po prostu.
Cbyba tęsknił za tamtą Granger z poprzedniego dnia, która wściekła trzymała papierosa w ręku i tupała nogą.
Zaraz.. tęsknił? Za tą szl-
Uświadomił sobie, że nie może tak pomyśleć o Hermionie. Ani o kimkolwiek innym. Zdawał sobie sprawę ze swojej zmiany. Teraz go po prostu utwierdziła w nowych poglądach. Zawalczy o tę dziewczynę. I koniec.
Wbiegła na stację, wyciągnęła kartę. Zamarła. Pociągnęła nosem i obróciła się w jego kierunku.
Zastanawiał się, jak go dostrzegła.
Panna Wiem-To-Wszystko prychnęła z niezadowolenia.
- Czuję cię, Malfoy - wyszeptała ze złością w jego stronę.
Zdjął z siebie zaklęcie, na jego twarzy gościł półuśmiech, mówiący wszystko o młodym mężczyźnie.
Podszedł doń i lekko dotknął jej ramienia.
- Teraz ty jesteś berkiem, Herm.
Użył tak dawno niesłyszanego przez świat zdrobnienia, że kobieta zaskoczona zatrzymała się i spojrzała na niego spod byka.
- Czego chcesz? - spytała.
Wzruszył ramionami.
- Zwykłej rozmowy, Granger.
Jego zimne oczy działały na nią niczym magnes. Odwróciła wzrok. Brakowało jeszcze żeby ją dotknął.. chociaż już to zrobił.
- Nie boisz się szlamu?
Głęboko westchnął.
- Dalej chowasz urazę? Jeśli tak, to serdecznie cię przepraszam za moje szczeniackie zachowanie, Hermiono. Byłem młody i głupi. Teraz chcę naprawić błędy z przeszłości.
Brwi Hermiony uniosły się wysoko do góry.
PIIP PIIP PIIIIIP
Pikanie przerwało trwającą krótko niezręczną dla dziewczyny ciszę.
- Przyjmuję przeprosiny, Malfoy - rzekła oschle. - A teraz to ja najmocniej cię przepraszam, bo spóźnię się na samolot.
Złapał ją za rękę a jej ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz.
- Trzy spotkania - rzucił stanowczo w jej kierunku. -  Odkupię ci bilet. Trzy wieczory ze mną, a potem możesz iść, gdziekolwiek chcesz.
Trwała w jednym miejscu, patrząc na niego z zaciekawieniem. Przegryzła lekko wargę, przekrzywiła głowę. Musiała pomyśleć.
- Ale nic nie powiesz osobom postronnym.
Ukazał swoje śnieżnobiałe zęby w pełnej krasie.
- Potterom też nie?
- Tak.
- Czyli zgoda? - dopytał.
Zrezygnowana wyciągnęła ku niemu swoją dłoń.
- Zgoda - odpowiedziała oschle.
A on jak gdyby nigdy nic ujął ją lekko i ucałował, traktując wychudzoną kobietę w dresie niczym prawdziwą damę.
***
Harry zdenerwowany wpadł do Nory. Drzwi trzasnęły z hukiem.
Ginny podskoczyła na krześle, a jej matka o mało nie zbiła nowego kompletu filiżanek.
- Ja pierdolę.
- Harry, co się stało? - zapytała go roztrzęsiona żona. Wyczekiwała go tyle czasu i była ciekawa szczegółów.
- Schrzaniłem.
- Znalazł ją? - wtrąciła się pani Weasley.
Potter westchnął i opadł na krzesło.
- Znalazł - powiedział ze złością. - Ale nie powie, gdzie ona się znajduje.
- Dlaczego?
- Nie było tego w umowie - wysyczał. - Malfoy stwierdził, że z nią porozmawia i spróbuje przekonać do powrotu.
Młoda żona zdziwiła się.
- Myśli, że ją przekona?
- Nie wiem, Ginny. Najzwyczajniej w świecie, pierwszy raz od dziesięciu lat, jesteb bezradny. On się zmienił na lepsze, a ona podobno też nie jest już sobą. Możemy tylko czekać.
- Dasz mu tę posadę aurora?
- Chciałem go przyjąć od przyszłego tygodnia na szkolenie, zgodnie z obietnicą. Ale..
- Ale co?
- ...zrezygnował.
Kobiety zaniemówiły. Szef Biura Aurorów podniósł głowę do góry, spojrzał na nie z czułością i smutno się uśmiechnął.
- Dodał jeszcze, że pierwszy raz w życiu zamierza zawalczyć o miłość, czegokolwiek to by nie oznaczało.
***
Umówili się na dwudziestą. Hermiona odrobinę stresowała się pierwszym spotkaniem. Nie miała bowiem dobrych wspomnień z Malfoyem. Wyczuła jednak w jego głosie nutę szczerości i to ona zachęciła ją do zostania. Wzdrygała się na myśl o jego oczach. Dawno nikt tak na nią nie patrzył.
Ubrała się zwyczajnie. Jeansy, czarny top i marynarka. Wszystko uzupełniały znoszone martensy, nabyte niedługo po ucieczce.
Przejrzała się w lustrze. Zapadnięte policzki, sine usta, zbyt duże oczy z cieniami podeń.
Nie była pięknością.
Spotkali się w parku. Na widok Dracona serce zabiło jej mocniej w piersi. Opanowała się, przywróciła kamienną twarz.
- Dobry wieczór, Granger - rzekł miękko i podał jej ramię. - Przejdziemy się?
Kiwnęła głową. Spacerowali w ciszy nad brzegiem Tamizy przez dłuższy czas.
W końcu jednak nie wytrzymał i popatrzył na nią, na nowo odkrywając w niej piękną, dorosłą kobietę.
- Jesteś zbyt cicha - powiedział jej cicho.
- Ty też, Malfoy - odparła. - Aż dziw, że pierwszy raz nie skaczemy sobie do gardeł.
Zaśmiał się.
- W końcu to ja zawsze zaczynałem...
- A ja stosowałam rękoczyny!
Skrzywił się na samo wspomnienie.
- Widocznie mi się należało. Strasznie cię traktowałem i chyba nigdy nie wybaczę sobie tego, jakim aroganckim dupkiem byłem piętnaście lat temu.

Smak goryczy | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz