Weszłam do sali, akurat w momencie, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję. Zajęłam pierwsze lepsze miejsce w środkowym rzędzie i wyciągnęłam podręcznik wraz z zeszytem do mojego znienawidzonego przedmiotu - matematyki.
Usiadłam i patrzyłam, jak uczniowie powoli wchodzą do klasy, a jednoosobowe ławki dookoła mnie się zapełniają. Jako ostatni, tuż przed nauczycielem, wszedł czarnowłosy chłopak, który zajął ostatnie wolne miejsce przede mną. Zauważyłam, że jego spojrzenie dłużej zatrzymał się na mojej osobie. Poczułam, jak się czerwienię i szybko odwróciłam wzrok.
Cóż, nie mogłam nic poradzić na to, że byłam aż tak nieśmiała, że jedno spojrzenie nieznajomego chłopaka wywoływało u mnie rumieńce na twarzy.
- Cisza! - krzyknął na wstępie nauczyciel, by uciszyć rozmawiające osoby. - Zaczynamy lekcję.
Westchnęłam. Matematyka od zawsze sprawiała mi ogromne trudności i nie potrafiłam zrozumieć nawet najprostszych zagadnień. I chociaż często poświęcałam się w jej imię, siedząc do późna i próbując rozwiązać poprawnie zadania, to wciąż nie rozumiałam przerabianego materiału.
- Dawno nie pytałem, co? Czas to nadrobić - rzekł nauczyciel, a przez klasę przeszedł pomruk niezadowolenia. Pragnęłam tylko tego, bym nie została zapytana.
- Jako pierwsza do tablicy przyjdzie... - Chwila prawdy - (y/n) (y/s).
O nie. Ogarnęło mnie przerażenie. Wiedziałam już, że na pewno nie dostanę dobrej oceny.
Próbując spokojnie oddychać i opanować drżenie rąk, podeszłam do tablicy, na której pan Fuller zapisał działania.
- Proszę, być rozwiązała te równania, panno (y/s) - poprosił.
Wzięłam do rąk białą kredę i przyjrzałam się pierwszemu działaniu. Nic nie rozumiałam. Postanowiłam jednak improwizować, wiedząc, że nie mogę pozostawić równań nierozwiązanych.
- Niestety, jestem zmuszony postawić pani ocenę niedostateczną - oznajmił nauczyciel, kiedy skończyłam.
Kiwnęłam głową. Niczego innego się nie spodziewałam. Na tablicy napisałam same bzdury.
Wróciłam do ławki, nieco przygnębiona. Jeszcze bardziej obawiałam się faktu, iż mogę zawalić matematykę i nie zdać do następnej klasy.
Pan Fuller zapytał jeszcze kilka osób, które zdecydowanie poradziły sobie lepiej ode mnie. Jako ostatni wywołany do odpowiedzi został czarnowłosy chłopak siedzący przede mną. Zauważyłam, że wręcz fenomenalnie poradził sobie z zadaniami, które nauczyciel mu zadał i dostał najwyższy stopień. Z pewnością przedmiot ten nie sprawiał mu trudności.
Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie. Odetchnęłam z ulgą, kiedy dzwonek oznajmił koniec zajęć. Spakowałam swoje rzeczy i miałam wychodzić, kiedy przede mną pojawiła się uśmiechnięta postać chłopaka, za którym siedziałam.
- Hej - przywitał się. - Jestem Stiles.
- (y/n) - odpowiedziałam, lekko zaskoczona.
Szczerze mówiąc, sprawiał wrażenie sympatycznego.
- Zauważyłem, że masz problemy z matmą - powiedział.
- Ee... tak - potwierdziłam, chociaż dalej nie wiedziałam, do czego zmierza.
- Jeśli chcesz, mógłbym ci pomóc. Wiesz, udzielić czegoś w rodzaju korepetycji. - Uśmiechnął się.
Korepetycje? Z nim?
- Przydałoby się, ale naprawdę nie chcę marnować twojego czasu... - zaczęłam, ale Stiles mi przerwał:
- Daj spokój. Jestem chętny do pomocy.
Dlaczego nie?
- A ja jestem chętna do korepetycji z tobą. Możemy zacząć od dzisiaj - Również się uśmiechnęłam.
- W takim razie poczekaj na mnie po lekcjach na parkingu.
- Jasne - odrzekłam.
Może te korepetycje były szaleństwem, ale trzeba chwytać się ostatnich szans, prawda? W głębi serca miałam naprawdę wielką nadzieję, że może coś wreszcie zrozumiem.
*
T
ak rozpoczęła się nasza znajomość. Co tydzień spotykaliśmy się w domu Stilesa, a on tłumaczył mi trudne, matematyczne zagadnienia. Co dziwne, z czasem zaczęłam trochę więcej rozumieć. Wkrótce potrafiłam nawet sama rozwiązać zadania.
Nasze spotkania na początku były nieco sztywne, ale wkrótce stały się bardziej luźniejsze. Już nie tylko uczyliśmy się razem, ale też robiliśmy wiele innych rzeczy, śmialiśmy się i żartowaliśmy. Poznałam jego przyjaciół, którzy okazali się być dla mnie mili.
Dotarło do mnie, że Stiles stał się dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Tak, zdecydowanie czułam do niego coś więcej. Wiecie, jak to jest, kiedy na widok chłopaka w twoim brzuchu pojawiają się motylki, a nogi miękną? Miałam tak na widok Stilesa.
- Wkrótce już chyba nie będziesz potrzebowała pomocy - powiedział pewnego dnia, kiedy wykonałam poprawnie wszystkie równania.
- Tak sądzisz? - zapytałam, patrząc mu w oczy.
- Jak najbardziej.
Nastąpiła niezręczna cisza.
- Dziękuję - wyszeptałam wreszcie. - Bez ciebie... Bez ciebie dalej nic bym nie rozumiała.
- Do usług - zaśmiał się krótko.
Popatrzyliśmy sobie w oczy. Między nami dało się wyczuć napięcie i oczekiwanie. Nie wiem, jak to się stało, ale wiedziałam, że to jest odpowiedni moment. Przybliżyłam się do niego i złączyłam nasze usta w pocałunku, który on natychmiast odwzajemnił, pogłębiając go.
Zatraciłam się w tej chwili. Chciałam, żeby trwała wiecznie. Jego usta na moich ustach na zawsze.
W końcu jednak musieliśmy przerwać. Odsunęliśmy się od siebie niezdarnie.
- Nie będę potrzebowała korepetycji, ale będę potrzebowała ciebie - oznajmiłam, na co on posłał mi jeden ze swoich uroczych uśmiechów, po czym znów mnie pocałował.
*
Nie wiem, co to to jest. Serio. Mam nadzieję, że chociaż da się to coś czytać. Mniej więcej.