0. Pierwszy dzien w szkole

666 60 12
                                    

— Rey! – krzyknęła Prudence - matka Reynarda Mortona. – Spóźnisz się do szkoły!

— Naprawdę już idę – wysapał, zbierając po schodach, jednocześnie zakładając spodnie. – Nic się nie stanie jeżeli spóźnię się tą minutę.

Złapał leżące na stoliku kanapki i wepchnął je do plecaka. Poprawił tylko krawat pod szyją i ucałował matkę w policzek.

— Trzymaj się – doprowadziła go do drzwi z uśmiechem na twarzy i pomachała mu, gdy otwierał drzwi swojego czerwonego Volkswagena. Rzucił tylko plecak na siedzenie obok i ruszył z podjazdu domu.
Dostał swojego garbusa na swoje 16 urodziny od ojca. Czasem czuł się dziwnie z tym, że traktował swoje auto jak swojego najlepszego przyjaciela. Zresztą, narazie żadnego nie miał, więc auto nie wydawało się być złe.
Mimo, że był w Chicago już miesiąc to i tak nie zdążył poznać nikogo z kim mógłby chodzić do szkoły. Może to i dobrze? Miał okazję zrobić swoje pierwsze dobre wrażenie.
Szkoła do której miał teraz chodzić różniła się od poprzedniej. Wcześniej ojciec zapisał go do elitarnej, prywatnej szkoły dla bogatych dzieciaków. Teraz miał wtopić się między zwyczajnych nastolatków, a to stanowiło dla niego nie lada wyzwanie. Obawiał się, że nie przyjmą go tu miło. Nie chciał przecież być od razu najpopularniejszym chłopakiem w szkole. Rozumiał, że mogą go traktować "inaczej". On chciał po prostu znaleźć swoją grupę dobrych kolegów, dziewczynę i mieć normalne życie.
Zaparkował przed szkołą między resztą aut. Przez okno spojrzał na kręcacych się wszędzie nastolatków. Spojrzał na swój strój z przymrużeniem oka. Zapomniał, że w jego szkole wszyscy chodzili ubrani w białe koszule i z krawatami. Ale to była zwyczajna szkoła. Cóż, dzisiejszego dnia musiał wytrzymać w takich ubraniach.

Okej, dasz radę.

Wyszedł z samochodu i wyciągnął plecak. Pewnym siebie krokiem ruszył w stronę schodów prowadzących do szkoły. Na schodach siedziały dziewczyny, chłopaki kręcili się tam jak muchy. Zanim Rey zdążył dojść do drzwi, zauważył, że niektórzy przeglądali mu się z zaciekawieniem.
Rey poprawił okulary z dumą, że zwrócili na niego uwagę. Zaraz było słychać szepty i rozmowy na jego temat. Uśmiechnął się skrycie i wszedł do szkoły.

Przy szafkach stała masa nastolatków. Od pięknych dziewczyn, przez kujonów, chłopaków z drużyny futbolowej, emo aż po homoseksualistów. Rey skrzywił się na ich widok. Nie żeby był nietolerancyjny. Po prostu nieprzyzwoite było, jego zdaniem, pokazywanie tego na prawo i lewo.
Zauważył, że niektórzy znów mu się przyglądają. Trudno było mu się do tego przyzwyczaić, ale przecież był nowy w szkole. Powinien się cieszyć, że nie jest ignorowany.
Zadzwonił pierwszy dzwonek.
Reynard z wielkim trudem odnalazł salę i wszedł do środka z resztą klasy. Zajął drugie od końca miejsce przy oknie i odwrócił wzrok. Nie oczekiwał, że ktokolwiek z nim siądzie. Przygotowywał się jednak na to, że jako nowy uczeń będzie musiał się teraz przedstawić, bo pech chciał, żeby jego pierwszą lekcją była godzina wychowawcza.
Nie miał ochoty przedstawiać się na tle klasy. To było takie sztuczne. Jeżeli kogoś obchodzi kim jest to powinni sami do niego podejść, a nie on będzie zanudzać ich. I tak nie ma nic ciekawego do powiedzenia.

Do klasy wszedł wysoki mężczyzna w podeszłym wieku. Jego twarz była mocno pomarszczona. Miał duże zakola, a jego włosy były czarne z prześwitami siwych pasemek. Na jego garbatym, spiczastym i wąskim nosie opierały się duże okulary. Jego usta bardziej przypominały szeroką kreskę wygiętą w grymas.
Poprawił okulary, zwrócił się przodem do klasy i zmarszczył brwi w niezadowolonym spojrzeniu.

— Mam nadzieję, że chociaż wy odpoczeliście przez te wakacje. – Szum i gwar wiercących się nastolatków przerwał stanowczy i lodowaty ton głosu wychowawcy. – Jak już wiecie albo i nie...  Mamy nowego ucznia w klasie.

Jak Spławić Nerda?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz