2. Szkolne Historie I Niespodzianki

355 36 6
                                    

  Okularnik zapłacił za swojego śmietankowego loda z polewą wiśniową i odszedł w stronę czekającego na niego Nathaniela. Chłopak stał z drugim lodem w ręce i uśmiechał się do niego szeroko.

— To co? Może pójdziemy do parku teraz? – zapytał, zajadając się lodem i patrząc na Reynarda.

Chłopak tylko skinął lekko głową bez słowa.
Szli kawałek drogi w ciszy, rozglądając się dookoła. Reynard czuł się dość niezręcznie, a nie wiedział, co mógłby powiedzieć.

— Więc jesteś z Kalifornii? — odezwał się po chwili brunet i spojrzał na niego uważnie.

— Tak. Mieszkałem tam od urodzenia, ale z powodów zdrowotnych mamy musiałem przeprowadzić się do niej – powiedział, wymuszając uśmiech. Chciał w oczach Nathana wyglądać choć trochę sympatycznie i uprzejmie, ale nie był pewien czy mu się to udaje.

— Też się przeprowadziłem. Rok temu – wyznał. – Mieszkałem w Nowym Jorku razem z moją matką. Ojca? Szczerze nie miałem. Nie znałem go nigdy. Matka zginęła w wakacje w wypadku samochodowym, a ja cudem przeżyłem. Teraz mieszkam z wujami.

Rey zdziwił się, że w jednej chwili nowo poznany chłopak tak się przed nim otworzył. Nie spodziewał się tego kompletnie. Może też nie było to jakieś wielkie wyznanie, ale dla niego zawsze coś. Tym bardziej że nie czuł się mile widziany w szkole.

— Współczuję... Mogę cię zapytać o coś? – zamyślił się. Nie czekając jednak na odpowiedź, zapytał – Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz?

Chłopak odpowiedział tylko ironicznym śmiechem. Ironicznym, a przynajmniej tak ocenił to Reynard. Zrobiło mu się w jednej chwili głupio i stwierdził, że pytanie mogło być nie na miejscu.

— A dlaczego miałbym nie? Jesteś kosmitą? Wybrykiem natury? Przecież jesteś jak każdy inny więc dlaczego miałbym traktować cię inaczej? Myślisz, że jestem jak oni...? – Nie musiał mówić,o kogo mu chodzi. Trudno byłoby się nie domyślić.

— Myślałem, że jest coś szczególnego. Jakiś powód.... Sam nie wiem – zaczerwienił się i westchnął głęboko. Czuł się lekko zażenowany. Z drugiej strony cieszyła go myśl, że jest dla kogoś jak inni. Ktoś, nie traktuje go, jakby był siódmym nieszczęściem.

— Sam wiem, co czujesz. Czułem to samo rok temu. Podpadłem wtedy Jamesowi – mruknął od niechcenia, kończąc loda i siadając na ławce.

— James?

— Nie żyje. Potrącił go samochód ciężarowy. Jego koledzy mścili się na mnie, bo uznawali mnie za winnego. Bili mnie, wykorzystywali, znęcali psychicznie i fizycznie. Nienawidziłem ich i tej szkoły. – Zagryzł dolną wargę i odwrócił wzrok w stronę słońca.

Promienie słoneczne padały na jego lekko opaloną twarz i powinny, chociaż tak się nie działo, sprawiać, że wygląda na wesołego. Tymczasem był przybity. Reynard poczuł się winny, że poruszyli ten temat. Musiało to boleć Nathaniela.

— Co zrobiłeś w takim razie Jamesowi?

— Cóż... Nie była to moja wina oczywiście, ale jego młodsza siostra za mną szalała, a on już od początku mnie nie znosił. Po prostu nie lubił mnie i koniec, kropka. – Wzruszył ramionami obojętnie i spojrzał w stronę budki z watą cukrową, stojącą przy wyjściu. – Spójrz. Ta blondyna to ona. Ma na imię Hillary. Po jego śmierci tak jakby zajęła jego miejsce.

Morton spojrzał zaskoczony na Hillary kupującą razem z Charlesem watę cukrową i przewrócił znudzony oczami.

Jaki ten świat mały, pomyślał z ironią.

Jak Spławić Nerda?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz