Wyzwanie #1 - kryminał

77 4 2
                                    

Nareszcie. Dom mordercy. Po kilku latach próby ujęcia, udało się go odnaleźć. Dom na obrzeżach San Francisco. W samochodach siedziała eskorta antyterrorystów, którzy obserwowali dom. Niepewnym krokiem szliśmy z Jackiem do beżowego domu. Kiedy weszliśmy po schodkach, zdobyłam się na odwagę i zapukałam do drzwi. Serca zabiły nam mocniej, a oddech przyspieszył. Pistolet, który schowałam przy plecach, wydał mi się cięższy.
Cisza.
Po chwili słychać kroki. I to nie jednej osoby.
Drzwi powoli się otworzyły, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie.
Weszliśmy do środka, wyciągając broń.
- Frank! Nie masz gdzie uciec, nasi ludzie otoczyli dom! - krzyknął blondyn. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że instniałaby droga ucieczki. I kolejne, krwawe ofiary.
Nagle rozległ się płacz i skomlenie dziecka.
Mojego dziecka.
Wtargnęliśmy do kuchni, gdzie stał Greywell, z nożem przy gardle mojej córki.
- Puść ją! - wrzasnęłam, cały czas mierząc do mężczyzny z pistoletu.
- Wedle życzenia - powiedział, ukłonił się delikatnie, po czym puścił małą Lissę, podrzynając jej gardło.
Krzyknęłam. Dziecko upadło bezwładnie na ziemię. Kaszlnęło ostatni raz, po czym błysk w oku na zawsze znikł.
Wystrzeliłam. Raz, drugi. Frank zaczął pluć krwią, i upadł na drewnianą podłogę. Nim jednak się spostrzegłam, wyciągnął zza pleców nóż. Jack cały czas stał nieruchomo, przerażony sytuacją. Teraz jednak drgnął i strzelił do napastnika. Ten po raz ostatni wziął zamach i nóż poleciał wprost na mnie. Nie zdążyłam uciec. Czy nawet się odsunąć.
Ostrze wbiło się dokładnie w moje serce, przebijając też płuco.
Upadłam na twardą posadzkę. Kałuże krwi zebrały się wokół mnie, Franka i Lissy. Jack kucnął przy mnie, i uniósł mnie nieco.
- Zaopiekuj się Thomasem - uśmiechnęłam się lekko, gładząc Jacka po twarzy. - Zawołaj ich, niech wyjdą już z tych samochodów. I pozdrów Katy.
To było ostatnie zdanie, jakie wypowiedziałam.

Idę do ciebie córeczko.
Czekam mamo.

One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz