Prolog

200 20 17
                                    

Anton podniósł głowę znad wielkiego dębowego biurka. Spojrzał za okno, stwierdzając, że zapadła noc. Musiał przysnąć przy swojej pracy, co po raz pierwszy się zdarzyło, a było wynikiem przemęczenia. Potarł zapuchnięte oczy i przeciągnął się niczym kot, o mało nie spadając z krzesła. Dopiero po chwili zorientował się, że nie jest sam. W najciemniejszym kącie pomieszczenia stała tajemnicza postać wpatrująca się w niego.

- A to ty, Shined. Co cię do mnie sprowadza?

- Muszę dostarczyć ich więcej. Wiele więcej - Powiedział zimnym i schrypniętym głosem.

- Ciszej! - Syknął domownik. - To nie takie proste. Ludzie gadają. Domyślają się, że coś jest na rzeczy. - Właściciel pokoju zacisnął pięści. Jak wszystkie jego sprawki wyjdą na jaw to będzie skończony.

- Wiesz chyba co się stanie, jeśli nie wywiążesz się z umowy? - szepnął złowrogo przybyły.

- Grozisz mi? - spytał oburzony, ale także wystraszony mężczyzna. Wiedział, a jakże co mogą zrobić jego najbliższym.

- Ja nie mogę ci nic zrobić. Jestem tylko jednym z pionków. Nikim - Odrzekł głosem wyzutym z wszelkich emocji. - Ale jak On wpadnie we wściekłość, to możesz już żegnać się z tym światem.

Anton, drżącą ręką sięgnął do drugiej szuflady po lewej i wyjął wartościowy papier. Położył go na blacie i zamknął powieki.

- Weź i powiedz mu, że to była ostatnia lista jaką ode mnie dostał - Wiedział, że mówiąc to podpisał na siebie wyrok.

- Dobrze...Panie.

- I jeszcze jedno. Niech zostawi moją rodzinę w spokoju, bo król w każdej chwili może dowiedzieć się kto za tym stoi - Zakapturzony zbierał się do wyjścia. - A byłbym zapomniał, Shined. Nie jesteś Nikim. Każdy odgrywa w życiu swoją rolę. Dobrą i złą.

Posłaniec, zapamiętując ostatnie słowa, wyszedł cicho, jak cień, nie zauważony przez nikogo.

***

Pewnej mrocznej nocy coś obudziło młodą dziewczynę, mieszkającą w małej wiosce. Wiedziała co to było. Szybko wstała ze swojego posłania i wyszła na dwór. Stąpała boso po zimnej i stwardniałej przez mróz ziemi. Zwierzęta w oborze porykiwały niespokojnie, wyczuwając zagrożenie. Nie mogła ich tak zostawić, więc pospieszyła szybko w stronę chlewu. Uspokajającym głosem wyszeptała do nich kilka słów i wprowadziła je do komórki, znajdującej się za tyłami domostwa. Wyglądała trochę jak pagórek. Nie była za duża, ani za mała. Śmierdziało w niej smołą, co zabijało naturalny zapach zwierząt. Dobrze, bardzo dobrze. Co sił w nogach pognała w stronę sąsiedniego domu. Zostało coraz mniej czasu. Zapukała trzy razy do drzwi. Za nimi stanął, na oko siedmioletni chłopczyk. Uklęknęła przed nim i powiedziała :

- Wszystko będzie dobrze Sali - Weszła z nim do przedsionka, gdy rozległ się następny alarmujący dźwięk. W ich oczach widać było narastający strach. Musieli się jak najszybciej schować. Zaczęli szukać odpowiedniej kryjówki, która ukryłaby oboje. Pod łóżkiem, stołem, na strychu. Nigdzie nie było dość bezpiecznie. Już niemal czuli za sobą oddech anioła śmierci, który śmiał się z ich słabości i przerażenia. Wtem Sali podszedł do dziewczynki, złapał ją za rękę i wskazał palcem niepozorną i obdrapaną szafkę. Ona, widząc zainteresowanie swojego małego kompana, otworzyła mebel i ujrzała stosy schowanych tam glinianych garnków. Zgarnęła je wszystkie na podłogę i zobaczyła tylną ścianę. Zaczęła dokładnie badać deskę, opukując ją. W końcu zorientowała się, że ma przed sobą drzwi. Odsunęła powoli drewno i jej oczom ukazał się mały pokoik. Uśmiechnęła się zwycięsko do towarzysza i przepuściła go przodem. Gdy przygotowywała się do wejścia, usłyszała głośne wycie, rozlegające się po całej okolicy. Przez jej ciało przeszedł zimny dreszcz. Pospieszyła do ukrytych wrót, i układając z powrotem miski, modliła się o to, żeby zdążyć na czas. Prośby zostały wysłuchane. W tym samym momencie, gdy dziewczyna zamykała przejście, do drzwi zaczęły dobijać się czyjeś dłonie, bądź łapy. Nie miała pewności. Słychać było tylko dźwięk wyłamywanych drzwi i wściekłe powarkiwania. Dziewczynka czuła, że serce podchodzi jej do gardła, z powodu opanowującego cały umysł lęku. Stwory przeszukiwały dosłownie wszystko. Rozbijały naczynia, niszczyły niektóre meble, jakby chciały oznajmić, że nikt nie jest w stanie się im przeciwstawić.

- Szukać dalej. - Rozległ się głos, mrożący krew w żyłach, zimny i ostry jak lód, a przede wszystkim władczy. Poszukiwania stały się szybsze, i bardziej natarczywe. Nagle coś otworzyło szafkę, za którą znajdowała się ich kryjówka. Dzieci wcisnęły się dalej do skrytki. Nastolatka zobaczyła przez małą dziurkę, wyrytą przez wygłodniałego kornika, wilka, zaglądającego do komody. Uchwycił jej wzrok, a jego ciałem wstrząsnęło ciche warknięcie, mówiące "o, tu cię mam". Zamiast jednak powiadomić o odkryciu przywódcę swojej eskapady, rzucił tylko stłumionym przez pysk głosem.

- Nic tu nie ma.

- Szukaj dalej - Czternastolatka ujrzała człowieka, który wypowiedział te słowa. Ubrany był w czarny kaftan i takiego samego koloru spodnie, ze zwierzęcej skóry. U pasa wisiał ogromny miecz, z dziwnie zdobionym uchwytem. Widniał na nim wzór z czarnych kamieni szlachetnych, przypominający różę. Mężczyzna miał długie potargane przez wiatr włosy i bladą jak księżyc twarz, naznaczoną grubą czerwoną blizną, biegnącą od lewego kącika ust do prawej skroni i dalej. Szpeciła jego wygląd, ale także dodawała mu srogiego wyrazu i tajemniczości. Po chwili jego oblicze skrzywił grymas niezadowolenia. Znowu przyjdzie do swojego pana z niczym.

- Dobra, zbieramy się, i tak nic tu nie znajdziemy - Wyszedł. Musiał sprawdzić jeszcze jedno miejsce. Przecież odbywały się coroczne dni plonów, które trwały całe czterdzieści osiem godzin. Także chciał sobie po świętować. Gdy dziewczynka przekonała się, że niebezpieczeństwo minęło, powoli i z niknącym strachem, wyszła z kryjówki, przeciągając zastane stawy. Siedzieli tam dość długo, większość wieczoru na pewno. W domu było istne apogeum. Cała podłoga usłana roztrzaskanym drewnem i odłamkami gliny. Stół został przerwany na pół, a posłania poprzewracane. Nie wiedziała czego szukali. Mogła się jedynie domyślać, że gdyby się nie schowali, byliby jednym z elementów tego ustroju, lub uprowadziliby ich. A może szukali tu czegoś innego? Czegoś co było ukryte w tej wiosce? Miała świadomość, iż jej rodzice mogli nie schować się na czas przed napaścią, niczego nie świadomi. Z tego powodu pognała do komórki, w której znajdowały się zwierzęta, uprzednio informując chłopca żeby nie wychodził z chaty. Przestraszona, ale żywa trzoda siedziała cicho i patrzyła na nią uważnie. Z ziemnego pomieszczenia wyprowadziła szarego konia, którego sierść jarzyła się w blasku księżyca jak srebro, nakrapiana czarnym plamkami. Parsknął cicho a z jego nozdrzy buchnęły kłęby pary. Nastolatka pogłaskała go po łbie, zauważając, że niestety nie został on osiodłany. Z wieloletnią wprawą założyła uprząż i kulbakę. Wskoczyła na jego grzbiet i popędziła go do galopu. Musiała dotrzeć przed wilkami do okolicznego miasta. Liczyła się każda sekunda. W głowie pałętały jej się tylko te złe myśli. Co to było? I czemu król zostawia swój lud na pastwę tych bestii? Nie wiedziała, że dowie się o tym już niebawem.

Hej!!!! :D Powracam po dłuższej nieobecności, nie mając dalszego planu na tą książkę. Jednak wena znowu mnie odwiedziła i już niebawem startuję z kolejnymi rozdziałami. :)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 09, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Magia WyobraźniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz