Jonghyun z głośnym westchnieniem opadł na murek fontanny, po czym z rezygnacją zapatrzył się w przestrzeń przed sobą. I choć z każdej strony docierały do niego barwy, dźwięki, uśmiechy, to w żadnym stopniu nie poprawiało mu to humoru. Wręcz przeciwnie.
Nie radował go widok zgrai biegających wkoło, zanoszących się beztroskim śmiechem dzieci. Nie urzekały go barwiące niebo kształty unoszących się na sznureczkach baloników. Nie cieszył go dobiegający zewsząd gwar entuzjastycznych rozmów. Nawet sącząca się z głośników, klucząca między ludźmi muzyka traciła nieco ze swojego czaru. A nade wszystko irytował go ten słodkawy zapach, znaczący każdy milimetr powietrza wokół niego.
Jonghyun nie cierpiał festynów. To nie tak, że był przeciwnikiem tego typu imprez. Jego zdaniem sam zamysł był bardzo sympatyczny. Ludzie z całego miasteczka gromadzili się w niewielkim parku co najmniej kilka razy do roku, ilekroć data w kalendarzu wydała im się być wystarczająco ważna, żeby jakoś ją uczcić. Panie z sąsiedztwa piekły ciasta, a dzieci w szkołach z pomocą nauczycieli przygotowywały barwne dekoracje. Każdy mobilizował się, żeby dać coś od siebie i w ten sposób dopełnić wyjątkowej atmosfery imprezy. Co nie zmieniało faktu, że Jonghyun nie cierpiał festynów.
Chłopak przechylił się nieco na swoim fontannianym murku, i zaczął ręką wodzić po wzburzonej powierzchni chłodnej wody. Skrzywił się, słysząc że jakaś para siada w pobliżu niego, z głośnym śmiechem wymieniając się wrażeniami z imprezy. Jeszcze raz zlustrował wzrokiem całe otoczenie, i westchnął. Tak, jak się tego spodziewał, był jedyną osobą, która nie bawiła się zbyt dobrze. Jedyną osobą, która nie potrafiła dołączyć do zabawy.
Jonghyun spojrzał smutnym wzrokiem na oblegane przez małe dziewczynki stoisko oferujące darmowe malunki na twarzy, zerknął bezradnie w kierunku pojedynkujących się w ilości odbić piłki znajomych ze szkoły, popatrzył z zazdrością ku rozdającej wszystkim wokół chłodną lemoniadę sąsiadce, a w końcu bezsilnie spuścił wzrok na własne dłonie. Radosny gwar otoczenia wwiercał mu się w uszy, dobitnie przypominając mu, jak wiele traci siedząc w samotności i gryząc się z własnymi myślami. Jakby sam nie był tego doskonale świadom.
Jonghyun nie cierpiał festynów. Czuł się na nich gorzej, niż gdziekolwiek indziej. Jonghyun nie pasował do festynów. Choćby nie wiadomo jak się starał, zawsze kończył w ten sam sposób, obserwując cudzą zabawę z daleka, zatracając się we własnej bezradności. Jonghyun chciał cieszyć się festynami. Ale wpisana w ich atmosferę, unosząca się w powietrzu słodycz była chyba ponad jego siły. Bo czuł się zbyt gorzką osobą na tego typu imprezy.
Kolejny dobiegający uszu Jonghyuna wybuch śmiechu sprawił, że chłopak przez chwilę rozważał ulotnienie się z tego miejsca. Prawdopodobnie i tak nikt nie dostrzegłby jego nieobecności, a skróciłby sobie w ten sposób męki. Zanim jednak zdążył choćby się ruszyć, jego malowane słońcem dłonie, w które od dłuższego czasu uporczywie się wpatrywał, nagle utonęły w cieniu. Jonghyun uniósł wzrok, a przestwór letniego błękitu przesłonił mu najjaśniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.
- Jinki? – odezwał się zaskoczony, nie spodziewając się tutaj obecności przyjaciela. Dopiero po chwili oderwał wzrok od wypełnionych optymistycznymi iskierkami oczu starszego, i zorientował się, co trzyma w ręce.
- Jedna słodka wata cukrowa dla jednego potrzebującego słodyczy Jonghyuna – powiedział Jinki energicznym tonem, jednocześnie kłaniając się usłużnie i wciskając przyjacielowi w dłoń drewniany patyczek. Następnie opadł na murek tuż obok niego i rozmarzonym wzrokiem spojrzał w niebo.
Jonghyun przez dłuższą chwilę wpatrywał się ze zmarszczonymi brwiami w darowany mu prezent. Przyniesiona przez Jinkiego wata cukrowa była naprawdę ogromna, ledwo trzymała się na wątłym patyczku. Jej biała, puchata struktura przypominała Jonghyunowi płynące po niebie obłoki. Chłopak zawahał się, nie do końca pewien czym on, najbardziej zgorzkniały uczestnik imprezy, zasłużył sobie na taki słodki podarunek. W końcu jednak uległ pokusie i zaczął skubać swoją ogromną, cukrową chmurkę, ciesząc się jej przywodzącym wspomnienia dzieciństwa smakiem na języku.
Dopiero kiedy znów zerknął w stronę Jinkiego zorientował się, że chłopak ma puste ręce.
- Dlaczego sobie też nie kupiłeś waty cukrowej? – zapytał z uniesionymi brwiami, naraz czując się głupio z tym, że raczy się smakołykiem w pojedynkę. Jinki nie wyglądał jednak na urażonego.
Oderwał wzrok od nieba i uśmiechnął się promiennie, dużo jaśniej, niż wiszące nad ich głowami, letnie słońce.
- Mam lepszy pomysł – oznajmił tajemniczo, a dziwne refleksy w jego wąskich oczach sprawiły, że Jonghyun zamarł, nagle dziwnie zestresowany. Jinki przysunął się jeszcze bliżej niego, przez co młodszy na moment przestał oddychać. Przemknęło mu jeszcze przez myśl, że twarz jego przyjaciela była tego dnia nad wyraz piękna, przyozdobiona o dziwny, czuły wyraz, ilekroć ten na niego spoglądał. Chwilę potem wszelkie refleksje na moment wyparowały z głowy Jonghyuna, bo nagle poczuł dotyk miękkich ust na swoich własnych. Najpierw szeroko otworzył oczy ze zdumienia, później równie gwałtownie je zamknął, spanikowany, ale uśmiech, który wyczuł na wargach przyjaciela sprawił, że na moment pozwolił sobie utonąć w tym krótkim pocałunku o smaku waty cukrowej.
- Jeden słodki Jonghyun dla jednego uzależnionego od słodyczy Jinkiego – oznajmił Lee takim samym tonem co poprzednio, tym razem jednak zaprawionym o dodatkową, dźwięczną nutkę czułości.
Jonghyun przez chwilę wpatrywał się w niego z mieszanką niedowierzania i zaskakującej nawet jego samego wdzięczności. W końcu uśmiechnął się uśmiechem tak szerokim, o jaki by siebie nawet nie posądził, i wrócił do skubania swojej cukrowej chmurki.
I w ten oto sposób Jonghyun pokochał festyny.