Kilka słów od siebie : Opowiadanie napisane z myślą o tych, którzy lubią historie miłosne, połączone z postaciami fantastyczmymi jakim będzie... Przekonacie się sami! Bardzo lubię pisać tę serię, gdyż bardzo dobrze mi utożsamić się z główną bohaterką. Jest taka, jak ja. Mam nadzieję że wy również polubicie ją, i nie tylko. Proszę o zostawienie komentarzy bo chcę wiedzieć, czy mam kontynuuwać i co mogę poprawić na lepsze. Nie będę Was już przynudzać - zaczynajmy ! :)
PERSPEKTYWA ROSE:
Nazywam się Rose, mam 16 lat. Mieszkam z rodzicami i dwoma młodszymi braćmi w Dallas. W szkole otrzymuje zadowalające wyniki. Wystarczające, bym dostała się do swojego wymarzonego liceum. Wszystko jest ze mną w porządku - tak myślą otaczający mnie ludzie. Mylą się... Nawet Ci, którzy śmiało mogą powiedzieć że : znają mnie na wylot - nie mają racji. Źle mi z tym. Źle mi ze wszystkim. Przez 5 dni w tygodniu wstaję rano, z nadzieją że stanie się coś nieprzewidywalnego. Na marne. Trzymam się głównie z moją przyjaciółką, którą znam już 6 lat - Meghan. Nie wiem szczerze czy ona nazywałaby mnie tak, gdyby wiedziała że prawie o niczym jej nie mówię. Przecież przyjaźń polega na zaufaniu, mam rację?. Po przeciętnym dniu w szkole wracam znużona do domu. Nie mam ochoty tam iść. Zawsze jest to samo - ledwo wejdę, a mama lub tato już wręczają mi smycz z psem. Nienawidzę tego. Następnie jemy wspólne obiad. Chyba jedyna rzecz, którą robimy razem. Południe spędzam siedząc w domu. Bracia biegają po całym domu rzuacjąc się nawzajem metalowymi samochodzikami, mama prasuje, a tata zajmuje się rodzeństwem lub przegląda coś na telefonie. Tyle bym dała żeby coś zmienić... Czy słusznie ?
11 października 2015 r.
Była słoneczna sobota. Miałam okazję się wyspać. Obudzili mnie bracia, którzy zwalili komodę z wielkim hukiem. Spojrzałam na telefon. Dopiero 8:40 !! - myślałam z nadzieją że znów zasnę, jednak po komodzie spadła szafka wisząca. Mamooo !!! - krzyczałam. Wyszłam po chwili z pokoju. Nie było jej. Na lustrze przyklejona była karteczka samoprzylepna z napisem : poszłam do babci, zaraz wrócę. Nie lubiłam gdy zostawiała mnie z nimi, bez mojej zgody. Posprzątałam porozwalane rzeczy i zapytałam starszego :Cody, jedziecie śniadanie ? Skinął potwierdzająco głową. Zjadłam tosty i ubrałam się. Po chwili wróciła mama z ciastem. Mmm, zgaduje że jabłecznik ? - zapytałam. Zgadłaś - uśmiechnęła się mama. Babcia robiła najlepsze ciasta, jakie kiedykolwiek
jadłam. Zresztą była tak uzdolniona, że jej talent nie zatrzymywał się na robieniu ciast. Umiała doskonale szyć! Na każdy karnawał, babcia szyła mi wymarzone stroje. Jej kolejnym, lecz skrywanym talentem było malowanie. Mama opowiadała mi, że babcia bardzo chciała kiedyś malować, ale były to czasy, gdzie rodzice mieli więcej do gadania na temat zawodu ich dzieci. Na przymus została krawcową. Zawsze dążyła do celu. Nie to co ja... Nie wiedziałam jaki jest mój cel w życiu.
Całe południe nudziłam się, grając na telefonie. To co zdarzyło się dalej... wpłynęło na mój dalszy los.
Podeszła do mnie mama wyrywając mi telefon.
Mama :Zajmij się wreszcie czymś pożytecznym!
Ja :Co mam niby robić? Oddaj mi telefon!
M :Nie oddam Ci go, bo przesadzasz.
J :Dziwisz się że tak spędzam swój wolny czas? Rzadko pozwalasz mi gdzieś wyjść i nie spędzasz ze mną czasu!
M :Nie zwalaj teraz wszystkiego na to, że nie poświęcam Ci czasu! Zresztą nie tylko ja jestem twoim rodzicem. Idź z tym do taty!
Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Przypomniałam sobie moje dzieciństwo. Prawie codziennie gdzieś wychodziliśmy. W weekendy jeździłam z rodzicami na zakupy i do schroniska, wyprowadzać psy, a w niedzielę przeważnie jechaliśmy za miasto. Starali się zapewnić mi wszystko co najlepsze. Czułam pustki, a koniec spędzania czasu z rodzicami był dla mnie ogromnym ciosem.Rozumiałam że pracowali, mieli dużo obowiązków. Ale widziałam też kiedy mieli chwilę, którą poświęcali na robienie czegoś na telefonie. Takie kłótnie były u mnie na porządku dziennym. Czasem, gdy wracałam z koleżankami i one opowiadały mi, że były gdzieś z mamą, lub robiły coś ciekawego z tatą... Zazdrościłam. Bardzo chciałam spędzać z rodzicami czas, wówczas gdy inni w moim wieku, nie przyznawali się zbytnio do tego, że coś robią z rodzicami. Każdy chciał być w jakimś stopniu dorosły, ja chciałam zostać dzieckiem, żyć chwilą.
Miałam dość kłótni. Przemknęłam niezauważona przez przedpokój, wzięłam buty i kurtkę najciszej jak mogłam, i wybiegłam. Nie wiedziałam w którą stronę iść. Wybrałam park - spokojne miejsce. Była 21:30 więc podejrzewałam że będę tam sama. Tylko ja i moje myśli. Przechadzałam się nieoświetlonymi ścieżkami patrząc w gwiazdy. Poprosiłam najmniejszą z nich o szczęście... Zapłkana szłam w głąb parku i ściskałam pięści. Potrzebowałam bardzo mieć przy sobie kogoś, do kogo mogłabym się przytulić. Kierowałam się w stronę mostu, gdzie chciałam usiąść. Przeszłam ostrożnie na drugą stronę barierek i powoli osiadłam. Patrzyłam na otaczającą mnie przyrodę, nadal płacząc, - z przyzwyczajenia. Zastanawiałam się czy wrócić do domu, czy rodzice mnie szukają i gdzie będę spać, jeśli tu pozostanę. Nagle usłyszałam dźwięk łamanych gałęzi. Ktoś widocznie szedł w moją stronę. Wpadłam w panikę, byłam gotowa skoczyć z mostu do wody, gdzie głębokość wynosiła nie więcej niż 1m. Zobaczyłam postać w kapturze. Już miałam puszczać się barierki. Nie skacz! Spokojnie - usłyszałam głos nieznajomego. Postać zdjęła kaptur i ku moim oczom ukazał się dość wysoki chłopak z brązowymi oczami i włosami. Trochę się uspokoiłam, ale nie ma tyle, by usiąść z powrotem. Jego obecność w parku o tej godzinie była dla mnie dziwna. Mogę się dosiąść ? - spytał pokazując na miejsce obok. Popatrzyłam na niego ostrożnie i skinęłam głową. Nie zrobię Ci krzywdy, nie bój się - zapewnił zbliżając się. Jestem Cameron - mówił uśmiechnięty siedząc już obok. J-ja jestem Rose - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. A więc Rose, co robisz tu tak późno ? - zapytał zaciekawiony. Chciałam odpocząć od... - Nie dokończyłam bo chłopak mi przerwał. Od domu ?- zrozumiał. Tak, skąd wiesz ? - spytałam co raz bardziej zaciekawiona jego osobą. Hmm, myślisz że pałętałbym się tutaj bez powodu? - zaśmiał się. Czy ja spadłam z tego mostu i to wszystko było halucynacją ? Czy to możliwe że spotkałam kogoś, kto mnie rozumie ? Zadawałam sobie masę takich pytań. Opowiedz mi więcej o sobie - poprosiłam. Otóż mieszkam kilka km stąd, uciekam tu dość często bo rodzice nie dają mi spokoju. Wcinają się w moje życie, mam zero prywatności. Przychodzę tu od dwóch tygodni, ale jeszcze ani razu Cię nie widziałem... - mówił pytająco. Pewnie dlatego, że uciekłam z domu pierwszy raz. Mam odwrotną sytuację. Mama i tata nigdy nie mają dla mnie czasu. Brakuje mi tego... - z oka poleciała mi łza. Chłopak wytarł ją. Siedzieliśmy przez długą chwilę wpatrzeni w wodę. Wracasz dziś do domu?- zapytałam. Nie, nie chce - odpowiedział cicho. A Ty ?
Nie wiem co mam robić.. - myślałam na głos.
Zostań - zaproponował. Postanowiłam dotrzymać mu towarzystwa. Całą noc rozmawialiśmy o sobie. Cameron okazał się fantastycznym przyjacielem. Jeszcze nigdy tak dobrze nie rozmawiało mi się z chłopakiem.