17

5.5K 440 85
                                    

Siedziałem w moim pokoju i słuchałem krzyków mamy dobiegających z dołu. Od dwóch tygodni, od tamtego zdarzenia ciągle się kłócą. Mama mnie broni. Nie chce żeby ojciec znowu mnie uderzył, a ojciec nie widzi swojego błędu. Niszczę ich miłość. Bradlee ma racje nie zasługuję na szczęście, ale mimo to jestem takim egoistą i pragnę go jak nic innego. Odrobiny szczęścia. Dwa tygodnie temu, po mojej rozmowie z Bradlee'm ojciec pobił mnie do tego stopnia, że wylądowałem w szpitalu. Gdy mnie wypisali, jakiś tydzień temu, chciałem się zabić. Nie wyszło. Nawet to. Nawet moja własna śmierć mi nie wychodzi. Gdy już wisiałem i zaczynało brakować mi powietrza, mama weszła do domu i zdjęła mnie z sufitu. Byłem wściekły. Krzyczałem, płakałem. Błagałem ją o śmierć, a ona jak zimny i niewzruszony posąg stała w miejscu, a z jej oczu kapały łzy. Wyglądało to bardziej jakby deszcz spływał po jej twarzy, za względu na brak jakiejkolwiek rysy w postaci uczucia na jej masce, którą nosiła, nie było. Mimo to wiedziałem, że ją to bolało. Bolało jakby wyrywali jej serce za każdym razem, gdy zrozpaczony błagałem ją na kolanach o śmierć. Teraz na mojej szyi dalej jest siny ślad po linie. Jednak ja nic nie robię. Od trzech dni leże w łóżku. Czasem tylko wypije trochę wody. Wszystko, co słyszę to kłótnie, na zmianę z głuchą ciszą podczas snu. Nie pisałem do niebieskookiego. Nie chodziłem do szkoły. Nie jadłem. Nie myłem się, przez co pewnie śmierdzę. Telefon leżał gdzieś wyładowany. Nagle na dole ucichło. Ktoś zapukał do drzwi. Moja mama coś mówiła. Potem były kroki na schodach. Mama kogoś do mnie prowadziła. Jeśli to kolejny psychiatra to chyba zwymiotuję. W ciągu ostatniego tygodnia było ich tutaj z pięciu. Usłyszałem pukanie, na co odwróciłem się na bok, twarzą do ściany. Zawahała się, po czym zaczęła mówić:

- Alex? Przyszedł twój kolega. Chciał z tobą porozmawiać. Zostawię was samych.

- Plusiku? - Usłyszałem jego głos i coś we mnie pękło. Skuliłem się bardziej i czekałem na wyzwiska. - Ja... Martwiłem się... - Nie to chciał powiedzieć.

- Wyjdź. - Odpowiedziałem zimno, a po moim policzku popłynęły łzy. Jednak on się nie ruszył. Dalej stał w tym samym miejscu. - Powiedziałem wyjdź! - Krzyknąłem i usiadłem na łóżku. Po jego policzkach płynęły łzy. - Ta ja tu mam prawo do płaczu, nie ty. A teraz wyjdź. - Opadł na kolana przede mną i wtulił się we mnie.

- Tak bardzo przepraszam. To nie ja to napisałem. To nie byłem ja. Ja... Nie napisałbym czegoś takiego. Ja nie mógłbym. Wybacz mi, proszę. - Płakał. Czułem jak moczy mi spodnie wtulając swoją twarz w moje drobne nogi. - Czy to przeze mnie chciałeś to zrobić? Przeze mnie masz te ślady na szyi? Tak bardzo cię przepraszam.

- Zraniło mnie to. To było ponad moje siły, wiesz? - Uniosłem lekko jego twarz znad moich kolan i spojrzałem w te piękne oczy. Oczy, w których zakochałem się po pierwszym spojrzeniu. - Ojciec, szkoła, ty i te uczucie, którego nie rozumiem i boli. Nie mam już siły. - Opadłem na ziemię obok niego. Wtuliłem się w te ciepłe ramiona, które trzymały wszystkie moje kawałki i pilnowały przed rozpadnięciem się w drobny mak. On odwzajemnił uścisk i mocno mnie trzymał. Płakałem, tak jak on. Płakaliśmy w swoich ramionach, aż rozbolały nas głowy.

- Plusiku, kocham Cię. Tak bardzo Cię kocham. - Powiedział i odsunął się trochę ode mnie by spojrzeć mi w oczy. Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. To było jak sen. To nie mogło być prawdziwe. Mnie się nie da pokochać. Nie mnie. Nie takiego mnie. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Przybliżał swoje usta do moich. Gdy dzieliły nas milimetry, zatrzymał się jakby pytając o zgodę, na co złączyłem nasze usta. Ten pocałunek był niezdarny i niewinny, a jednocześnie pełen niepewnych, zakazanych, nowych uczuć. Badał moje usta delikatnie, tak niepewnie. Odwzajemniałem niezdarnie jego pocałunki, a niewinny rumieniec wkradł się na moje policzki. Nowe doznanie, nowa przyjemność. Zakazane uczucie. Tak kuszące. Nasze splatające się oddechy i rozpalone ciała. Tak niebezpiecznie bardzo pragnące siebie. Niepewność towarzysząca pierwszym ruchom i dotykom. Delikatność skryta w jego granatowych oczach. Przyjemność i ukryte pragnienie spełnienia. Miłość otaczająca nas, tak niebezpiecznie silne uczucia. Spojrzenia wyrażające wszystko. Cudowne doznanie bliskości ukochanej osoby. Spełnienie.

- Bradlee, kocham Cię. - Wtuliłem się w jego nagą klatkę piersiową. Poczułem jego pocałunek na moich zmierzwionych włosach.

- Ja ciebie też,plusiku. Nawet nie wiesz jak bardzo.

-------------

I tym sposobem został nam już tylko epilog ^^ ;D 


Who I am?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz