Początek przyjaźni -Rozdział 1-

19 1 0
                                    

*Ala*
Nareszcie zabrzmiał dzwonek informujący nas o końcu lekcji. Bardzo się ucieszyłam bo już nie mogłam znieść zrzędzenia pani od historii jak to ją życie ukarało. Na lekcjah jak zwykle siedziałam z moją przyjaciółką - Martą. Znałyśmy się od przedszkola, w którym byłyśmy wrogami. 4 klasa.. Znamy się już 7 lat. To świetne uczucie mieć taką przyjaciółkę - pomyślałam zakładają plecak. Cała klasa niczym dzikie bawoły zbiegła taranując po drodze bezbronne czaple - pierwszaki. Ten "bieg" był czymś w rodzaju wyżycia się na otoczeniu dla tych, którzy poszli do odpowiedzi i dostali słabą ocenę, odstresowania dla tych, którzy mogli odetchnąć z ulgą dlatego, że mimo ich nieprzygotowania zostało im puste miejsce w krateczce z napisem "ocena z odpowiedzi". Kiedy już dotarliśmy do szatni; ściągnęłam jednego buta, aby go przebrać i wtedy ktoś mnie chwycił za rękę i wyszarpał z szatni. Była to zgrabna konieta o niższej posturze - Mama Weroniki.
Dzieńdobry, Alu - odparła pewnym głosem, bez zawachania.
Dzieńdobry, w czymś problem? - spytałam.
Słyszałam, że chodzisz samodzielnie do domu - odpowiedziała.
Yy.. Tak - przytaknęłam jakby to było pytanie.
Moja córka. Weronika.. - tutaj na chwile się zająknęła, po czym od nowa zaczęła komponować zdanie - Chciałabym żeby wracała pieszo do domu z kimś bardziej "doświadczonym". - przy końcówce zdania lekko się zaśmiała.
Czyli mam z nią chodzić w drodze powrotnej? - spytałam, aby zobaczyć czy dobrze zrozumiałam.
- Tak. Wszelkie szczegóły ustalicie sobie z Weroniczką. Dziękuję Ci bardzo, że się zgodziłaś - odpowiedziała z uśmiechem, po czym mnie przytuliła i poszła.
Chwilę jeszcze stałam ponieważ podszas mojej rozmowy z Mamą Weroniki wszyscy zdążyli się ubrać i obijając się o mnie ruszali ku wyjściu. Jakbym próbowała iść do szatni, czyli w przeciwnym kierunku co bawoły to by mnie pociągnęli ze sobą, w skutek czego bym poobijana dotarła poza szkołę, a przecież dzisiaj nie mogłam tak postąpić. Kiedy już wszyscy z mojej klasy wybiegli z tzw. "Budynku Tortur Psychicznych" to weszłam do szatni. Zdziwiłam się bo myślałam, że Weronika będzie w środku. Zaczęłam ubierać kurtkę, głowiąc się gdzie ona może być. Po chwili usłyszałam ciche..
- Ala..?
Przestraszyłam się bo myślałam, że jestem sama w szatni. Rozglądnęłam się dokładnie i poczułam ciepły oddech na moich obojczykach. Schyliłam głowę, a tam pół metra ode mnie, w kącie stała jakaś postać.
- Podejdziesz..? - spytałam niechętnie, ale z jakąś troską w głosie.
Jak się okazało - dziewczyna, wyłoniła się z mroku szkolnego kąta. Miała długie czarne włosy i bladą cerę przy czym 120 centymetrów wzrostu. Podeszła trochę bliżej przez co każde jej wypuszczenie powietrza drogą nosową, delikatnie muskało moje obojczyki.
- Gdzie mieszkasz? - po dłuższej chwili kontynuowała pytanie.
- 10 minut od szkoły. W dzielnicy Krowodrza. - odparłam.
- Ja też! - krzyknęła z dumą w głosie.
Przez pierwsze 5 minut było strasznie sztywno, ale w krótce postanowiłam przerwać niezręczną ciszę i całe szczęście bo po tym atmosfera się rozluźniła i można było w miarę przyzwoicie poprowadzić konwersacje. Przez cały czas starałam się odpowiadać z troską w głosie i jakąś matczyną empatią. Poczułam się spełniona. Chciałam zagwarantować dziewczynce jak największe poczucie bezpieczeństwa i oparcia we mnie. Chciałam ją przytulać i babcinie szczypać po policzku. Poczułam, że mogę powiedzieć jej o wszystkim, a ona mi się zwierzyć z problemów. Niektórzy nazywają to "orgazmem" lecz my wymyśliłyśmy lepsze określenie tego zjawiska, pieszczotliwsze - "syndrom trosklwej matki".

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 22, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Przyjaźń oparta na stereotypachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz