Ukryte w odbiciu

98 7 9
                                    

Dwadzieścia lat temu, niedaleko dworca kolejowego mieścił się zakład psychiatryczny. Był tam zamknięty chłopiec chory na schizofrenie. Opowiadał historie mrożące krew w żyłach. Choć cały personel wiedział, że to wszystko bajki, zrodzone w jego umyśle, nie chcieli tego słuchać, bali się. Mimo że zdążyli przyzwyczaić się do przebywania z ludźmi psychicznie chorymi, w ciągu swojej wieloletniej pracy w towarzystwie chłopca czuli się nieswojo. Młodzieniec miał obsesje na punkcie luster. Chciał mieć jedno w swoim pokoju, lecz ludzie, odpowiedzialni za niego się nie zgodzili. Bali się, że rozbije lustro i zrobi sobie lub komuś krzywdę. Chłopiec krzyczał, że są niesprawiedliwi, że on musi mieć to cholerne lustro, ale oni zostali nieugięci. Dzieciak zamknął się w sobie, z nikim nie rozmawiał. Omijał innych. Nie współpracował, nie chciał pomocy ludzi, którzy zabrali sens jego życia, którzy nie chcieli dać mu lustra.

Pewnego dnia siedzieli na obiedzie, chłopiec bawił się nożem, wbijając go to w ziemniaki, to w kotleta. Podniósł metalowy przedmiot na wysokość twarzy, odwracając go w dłoni. Coś błysnęło w jego jasnym oku. Schował nóż do kieszeni. Wieczorami siedział na szpitalnym łóżku, przyglądając się skradzionemu przedmiotowi, a w głowie rodził się podstępny plan, dzięki któremu zdobędzie swoje wymarzone lustro, dzięki któremu znów będzie szczęśliwy. Kilka dni później powiedział, że znowu chce mieć terapie, że czuje się na siłach, by je wznowić, ale pod jednym warunkiem – zajęcia mają być indywidualne i odbywać się w jego pokoju. Jego lekarka bardzo się ucieszyła z tej wiadomości. Miała nadzieję, że go wyleczą, że będzie zwykłym siedemnastolatkiem, z planami na przyszłość. Następnego dnia przyszła do niego na umówioną wizytę. Usiadła koło niego, na bialutkiej pościeli. Chłopiec uśmiechał się sztucznie, ale dobrze mu to wychodziło. Kobieta prowadziła z nim wywiad. Pytała o różne rzeczy. Odpowiadał jej, a ona zapisywała coś w swoim kajeciku. Gdy była skupiona na zeszycie, brunet wyciągnął spod materaca nóż, przyłożył go do nogi doktorki, na której znajdowały się tylko cienkie rajstopy. Z łatwością przebił jej skórę, gdyż narzędzie nie było tępe, pociągnął sztućcem w dół, sprawiając, że powstała potworna rana, z której krew lała się strumieniami. Kobieta krzyknęła. Do pomieszczenia wbiegł ochroniarz. Widząc, co się dzieje, zbliżył się do nich. Chłopiec zaczął przeraźliwie chichotać. Mężczyzna był całkowicie zdezorientowany. Jednak podszedł jeszcze bliżej kobiety i chwycił ją za rękę, spuszczając całkowicie chłopca z oczu.

Wymknął się i powędrował w stronę gabinetu dyrektora tego o to budynku. Gdy go tutaj zamknęli, pierwszym miejscem, jakie odwiedził, było właśnie to pomieszczenie. Musieli zameldować jego przybycie. Wyglądało tak:

— Oto Adrien Owen. — Wskazał głową jeden z mężczyzn z ogoloną głową, który go tutaj przyprowadził.

Na fotelu za biurkiem siedział otyły facet z siwymi włosami zaczesanymi do tyłu. Wyglądał na surową osobę.

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła się chłopcu w oczy, było lustro, nie zbyt duże. Może wielkości kartki A4. Zawieszone na ścianie jak obraz. Wyglądało cudownie. Bardzo chciał zajrzeć w nie, ale łysy mężczyzna trzymał go mocno za nadgarstki.

— Witaj w moim ośrodku — zaczął dyrektor, chrapliwym głosem. — Wiedz, że ja tutaj rządzę i panują w tym miejscu surowe zasady, których musisz przestrzegać. To nie jest twój dom, w którym możesz robić, co chcesz. I musisz jeszcze wiedzieć, że tutaj wszyscy chcą ci pomóc, więc bądź posłuszny, a wszystko będzie dobrze.

— Ale ja nie potrzebuje pomocy — zauważył Adrien. — Po prostu dostrzegamy świat o wiele dokładniej niż wy. Jestem od was lepszy. Dlatego mnie tutaj zamykacie, ponieważ nie możecie pogodzić się z faktem, że jestem wyjątkowy, mam dar od samego Boga, a wy nie. Jesteście tylko przypadkowymi obserwatorami, a ja głównym bohaterem. To ja rozdaje karty w tej grze. Decyduję, jak potoczy się dalsza część. A wy możecie tylko obserwować, nie możecie rzucić karty na stół, aby zmienić przebieg gry, aby zmienić zwycięzcę. Bo gra już dawno została rozpoczęta. A asem w niej jestem ja.

Obaj mężczyźni uważnie przysłuchiwali się jego wypowiedzi. W końcu dyrektor uderzył pięścią w stół.

— Dość tych bredni! — krzyknął. I zwrócił się do ochroniarza. — Zaprowadź go do izby numer sto czterdzieści cztery. Jeszcze raz usłyszę taki samozachwyt, zamknę cię w izolatce! — wrzasnął, zwracając się znowu do chłopca.

— Minie sporo czasu, nim zrozumiesz, że to był błąd zamykać mnie w ośrodku dla obłąkanych, ale wtedy będzie już za późno — powiedział Adrien, wychodząc z gabinetu, jeszcze raz spoglądając na lustro.

Chłopak podszedł do dużych drewnianych drzwi, prowadzących do gabinetu. Szarpnął za klamkę. Miał nadzieję, że drzwi będą otwarte. I były. Zajrzał do środka. Wszystko wyglądało tak jak przed kilku miesięcy. Ściany w kolorze ciemnej zieleni. Na środku biurko i wygodny obrotowy fotel. Regały z książkami pod ścianą. A na przeciwnej ścianie wisiało jego kochane lustro. Pobiegł w jego stronę i je ściągnął. Schował je pod obszernym białym ubraniem. I opuścił pomieszczenie. Chciał udać się w jakieś ustronne miejsce, w którym nikt by mu nie przeszkadzał, ale poczuł silny uścisk na swoich ramionach. Odwrócił się, a jego oczom ukazał się dobrze zbudowany mężczyzna z blond czupryną na głowie.

Nie wypowiedział ani jednego słowa, tylko zaprowadził go w całkiem obcą część budynku. Otworzył żelazne drzwi i wepchnął go do środka. Wewnątrz panował półmrok. Nie było żadnego mebla, rzeczy. Pustka otaczała go ze wszystkich stron. Usłyszał jak ktoś po drugiej stronie, zamyka drzwi na klucz i odchodzi.

Adrien wyciągnął lustro i wpatrywał się w nie uważnym wzrokiem, uśmiechając się pod nosem.

Następnego dnia wypuścili go i zaprowadzili do jego izby. Nie zabrali mu jego skarbu. Nie chcieli, by znów zrobił coś głupiego.

Strażnicy stali przed drzwiami do jego pokoju. Przez dziurę widzieli, jak mówi do lustra. Jak nazywa go Madeline. Uśmiecha się do niego z troską. Gładzi jego ramy. Mówi, że już niedługo będą wolni. Że pokażą ludziom, że świat nie należy do nich, że są tylko wybrykiem ewolucji. Jednak, gdy ktoś przychodził do chłopca, nie widział nic, oprócz swojego odbicia.

Pewnego dnia w zakładzie, ktoś uruchomił alarm pożarowy. Wszyscy wyszli na zewnątrz. Gdy okazało się, że to był fałszywy alarm, wrócili do środka. Jednak nie wszyscy. Adrien Owen uciekł.

Kilka lat później pewna dziewczyna robiła zdjęcia przyrody, w miejscowości, do której przyjechała razem z rodzicami na wakacje. Jej oczom ukazał się piękny, porośnięty winoroślami budynek. Zrobiła kilka zdjęć. Jednak ciekawość nie dawała jej spokoju, chciała wiedzieć, co znajduje się wewnątrz. Gdy weszła do środka, zobaczyła mnóstwo luster, w których widziała swoje odbicia. Fascynowało ją to.

Dziewczyna usłyszała za sobą głośne kroki.

Odwróciła się do tyłu. Jej oczom ukazał się chłopiec ze skórą, koloru białego papieru. Na miejscu, w którym powinny znajdować się oczy, miał dwie czarne dziury. Włosy koloru węgla, a usta były zaszyte czerwoną nitką. Ciało pokryte licznymi bliznami. Wyglądał nierealnie. Dziewczyna cofnęła się gwałtownie w tył.

— Nie bój się — wyszeptał do niej. Nie miała pojęcia, jak wypowiedział te słowa, przez zaszyte usta, ale bardziej ją interesowało to, że musi stąd uciec. Bała się tego czegoś. Takie coś nie ma prawa w ogóle istnieć.

— Zastanawiałaś się kiedyś, co robi twoje odbicie w lustrze, gdy nie patrzysz? — zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszała. Jego wargi nawet nie drgnęły. Stał zwrócony do niej, cierpliwie wyczekując odpowiedzi.

— Nie — powiedziała piskliwym głosikiem. Strach malował jej się na twarzy. — A powinnam?

— Oczywiście. Może w tej chwili wyciąga nóż, by przebić cię na wylot. — Kąciki jego ust podniosły się do góry. Nitki naciągały mu skórę, co tworzyło niezbyt przyjemny widok.

Dziewczyna poczuła potworny ból w klatce piersiowej. Sięgnęła ręką w to miejsce, a gdy ją podniosła, cała była umazana krwią. Spojrzała jeszcze na swoje odbicie i upadła na ziemie. Ostatnim co słyszała, był potworny śmiech. Chichot jej samej, ale jednak nienależący do niej.

Czy jej los potoczyłby się inaczej, gdyby nie pozwoliła strachu przejąć nad nią kontrolę?

***
Witam!

Mam nadzieję, że podoba Ci się moja mała „legenda”.

Skoro już tu jesteś, nie zapomnij zostawić po sobie jakiegoś śladu.

Ukryte w odbiciu || One ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz