Reszty zdania nikt nie jest w stanie dosłyszeć. Z początku wydawało mi się, że to piorun uderzył we wzgórze. Jednak pioruny nie posiadają czarnych, jak noc, kul. Jedna z nich przemyka ze świstem przez drewniane ściany tuż koło naszych głów.
Ludzie zaczynają wrzeszczeć, niektóre damy płakać skulone przy ścianach. Stoję nieruchoma pośród chaosu, bo nie wiem, czy mam uciekać z domu, który zaraz może się zawalić, bo żyrandol się coraz bardziej przechyla, czy biec do ojca. Obraz mam zamazany, ale i tak widzę krwawą smugę na twarzy ojca. Żołnierze go otoczyli, więc chyba sobie poradzi. Rozlega się kolejny huk armat.
Może jednak powinnam się skulić, a nie stać jak słup pośród pola proszący aż, by trafił w niego piorun. Deszcz zawiewa do środka i ponowie mam mokre ciuchy. Świece leżą na podłodze i w jednym miejscu buchają płomienie z wolna trawiące zasłony oraz obraz. Drewniane ściany również długo nie wytrzymują. Robię krok w przód i jedna z kul leci prosto na mnie. Stoję sparaliżowana.
W ostatniej chwili upadam na podłogę popchnięta przez kogoś. Widzę tylko niebieski skrawek materiału, a obok plamę krwi i czegoś, co wygląda, jak pozostałości po głowie. Ouch...
Czuję dużą dłoń na ramieniu, która szarpie mnie w górę. Jakimś cudem komodor znalazł się przy mnie. Ponad jego barkiem widzę, jak ojciec ucieka z żołnierzami bocznym wyjściem. Powinni się kierować do bunkra... ale co ze mną?
– Wszyscy do fortu! I strzelać z armat bez rozkazu!
Komodor wykrzykuje rozkazy do ludzi, który ewakuują się z walącego się budynku. Ojciec zniknął już wśród burzy. Nigdzie nie widzę Ann, czy Mary oraz jej córki. Davenporta również nie. Ktoś szlocha pod ścianą, trzymając zmasakrowane ciało, a jeszcze ktoś wrzeszczy przeraźliwie, bo kula oderwała mu nogi. Kręci mi się w głowie. Ten dom był jednym z najbezpieczniejszych miejsc w mieście. Nie mogły go dosięgnąć kule z zatoki, więc... Port!
Następuje kolejne uderzenie piorunem oraz wystrzał. Kulę się automatycznie, ale nogi odmawiają posłuszeństwa. Żyrandol spada kilka kroków od nas. Pożar rozprzestrzenia się na dobre wśród ciał oraz krwawych smug. Czuję potrząsanie. W uszach dudni niczym dzwonem portowym. Wpatruję się rozszerzonymi oczami w dom – wszystko stracone. Jedna z belek spada przed jednym z wyjść.
– Diana!
Odwracam się w oszołomieniu do komodora, który ciągnie mnie za dłoń. Potykając się o ciała, podążam za nim. Odłamki drewna przelatują obok nas, gdy zawalają się ściany. Wydostajemy się na zewnątrz. Ludzie oraz kawaleria kierują się w stronę fortu. Wszędzie słyszę wrzaski i czuję swąd palących się ciał oraz drewna. Po raz ostatni odwracam się za siebie. Posiadłość przypomina ognistą kulę, która zaczyna trawić ogród. W powietrze wzbijają się ptaki, wydając z siebie panicznie skrzeki. Gniazdo rajskich ptaków raczej nie przetrwa.
Jeden z żołnierzy podprowadza komodorowi fryza. Konie strzygą uszami i rżą niespokojnie, kiedy wiatr zacina prosto na nie strugi deszczu. Niebo po raz kolejny rozświetla błyskawica. Norrington dosiada konia i wyciąga dłoń. Trzęsę się, kolejną suknię mam przemoczoną i w strzępach. Nie mam domu, ojciec może jest cały, a może nie i Bóg jeden wie, gdzie teraz jest. Wiem, że obowiązkiem komodora jest służenie gubernatorowi oraz dbanie o jego bezpieczeństwo, ale wolałabym sama móc zejść na dół. Jedna ze ścian domu zawala się z trzaskiem. Kilka koni odskakuje, a żołnierze próbują je uspokoić. Już prawie nikogo nie ma na wzgórzu. Ciężko mi zostawić jedyne miejsce, jakie znałam przez całe życie, jednak ostatecznie chwytam ramię komodora i zostaję wciągnięta na kłąb wierzchowca.
CZYTASZ
Morze Krwi || prequel Krainy Krwi
RomanceWyspa Saint d'Claire jest głównie portem dla marynarki wschodniego, zjednoczonego królestwa, mimo że największe miasto kolonii rajskiego archipelagu Lamagonie - Varenling Landing, powinno być siedzibą gubernatora, James ox'Presbella wybiera wojskowe...