Jaką idiotką trzeba być, żeby zgubić psa po 4 miesiącach. Aha no tak trzeba być mną. Ale przecież pilnowałam tego małego skurwiela jak oczka w głowie. Oczywiście zwalam wszystko na to, że to dlatego, że nie był on jeszcze przyzwyczajony, w końcu nie jest z nami na tyle długo, żeby wiedział jak samemu trafić do domu, żeby doskonale reagować na wołanie jego imienia. Jednak nie wiem jakim cudem na to pozwoliłam. W dodatku nie dość, że sama jestem wściekła na siebie, to jeszcze żeby nie było siostra się na mnie cały czas wyżywa, mówiąc jaką muszę być debilką, żeby zgubić psa. Jezu przecież rzeczy się zdarzają tak. Na pewno nie jestem jedyną osobą, której się to przytrafiło.Przecież widać ile po mieście zawsze chodzi bezdomnych psów i założę się, że przynajmniej 1/3 z nich straciła się będąc jeszcze szczeniakami. Czasami aż mi się serce łamie jak widzę takie zguby i wiem, że nie mogę im w jakikolwiek sposób pomóc, bo nawet jeśli bym chciała to zawsze te psy uciekają.
Jestem praktycznie załamana, stratą tego skarba, bo był on tak jakby prezentem na moje 18 urodziny, to należało do jednych z moich największych marzeń. Nie chciałam tak jak inni dostać swoje pierwsze auto, albo miliony innych drogich prezentów. Zawsze chciałam dostać psa, bo nigdy nie mogłam go posiadać i mimo że był on bardziej traktowany jako "nasz" pies niż mój to i tak wszystko co się przytrafiło złego, jak pogryziony but, czy podarta kanapa, zawsze wina spadała na mnie. Każdy mówił coś w stylu "uspokoiłabyś tego swojego psa" albo "Musisz za to zapłacić, bo to twój pies" co nie do końca było sprawiedliwe, ale w tej sytuacji, zgadzam się że całkowita wina spada na mnie.
Kiedy wydrukowała się ostatnia kartka z 50, w końcu wstałam z krzesła, ubrałam buty, wzięłam kartki i wyszłam z domu. Pierwsze miejsce na przyklejenie kartki wybrałam, na przystanku autobusowym, który był dosłownie kilka metrów od mojego domu. Na kartce umieściłam zdjęcie czarno brązowego kundelka, informacje takie jak to, że posiada fioletowa obrożę, ma charakterystycznie długą sierść na ogonie i łapach i że reaguje na imię "Bruno". Dodałam także swój numer telefonu, bo jak to mama powiedziała "Twój pies, to niech do Ciebie obcy ludzie wydzwaniają". Wcisnęłam tam też, że dla znalazcy nagroda pieniężna, bo przecież ludzie są teraz zbyt pazerni, żeby zrobić coś bezinteresownie.
Rozwieszałam kartki co mniej więcej 100 metrów, w końcu docierając do centrum miasta, gdzie mniej więcej się stracił i gdzie rozwiesiłam ich o wiele więcej z nadzieją, że więcej osób to zauważy. Weszłam do jednej z moich ulubionych kawiarni i podeszłam do lady gdzie stała jedna ze sprzedawczyń, która mnie doskonale już znała. Uśmiechnęła się szeroko i miło się przywitała.
-Czy jest może pani szef? -Zapytałam się wprost nie chcąc przeciągać, na co kobieta zmarszczyła lekko brwi, ale pokiwała głową. -Czy mogłaby go pani poprosić?
-Jasne. -Odpowiedziała i poszła w stronę zaplecza, skąd wyszła za chwile z szefem, który również uśmiechnął się na mój widok. Czasem dobrze jest mieć znajomości.
-Witaj Chloe. W czymś mogę pomóc? -Zapytał po odesłaniu sprzedawczyni z powrotem do kasy, gdzie już czekał kolejny klient.
-Um... tak, mam prośbę. -Przerwałam zabierając wzrok z jednego z klientów, siedzącego przy moim ulubionym stoliku. -Cóż ostatnio, dokładniej wczoraj zdarzył mi się niemiły wypadek. A mianowicie straciłam psa i mam pytanie, czy mogłabym gdzieś tutaj przykleić ulotkę? -Zapytałam z nadzieją patrząc na mężczyznę.
-Oh... mówisz o tym psie, którego dostałaś nie tak dawno? - Pokiwałam smutna głową, jednak wciąż z małym uśmiechem. Pomyślicie, skąd jakiś mężczyzna wie o tym, ze niedawno dostałam psa... No tak przychodzę tutaj przynajmniej raz w tygodniu, jak nie częściej i jestem tutaj znana jako "stały klient", więc właściciel tego miejsca jako, że jest miłym gościem to postanowił utrzymywać nas w pozytywnych relacjach i traktować mnie tak abym, nie zostawiła tego miejsca. Czasem jak mnie widzi, to mamy nasz "small talk" i pyta się w tego co u mnie nowego słychać, tak więc stąd o tym wie. Ogólnie całość zdaje się mega dziwna, ale są z tego plusy, bo mam każdorazowy rabat 15% na cokolwiek kupię, mimo że prawie za każdym razem kupuję praktycznie to samo, chyba że przychodzę z kimś. Mam nawet swoją kartę stałego klienta, którą pokazuję za każdym razem kiedy coś kupuję. Ponoć tylko trzy osoby po za mną takową posiadają, ale szczerze mówiąc nie kojarzę nikogo, kto by przychodził tutaj co najmniej tak często jak ja. -Oj, a tak bardzo się cieszyłaś kiedy go dostałaś. Ale oczywiście, możesz mi zostawić ze dwie ulotki a ja się zajmę ich przyklejeniem.