"Jesteś w porządku?"

532 44 12
                                    

Piękny, wiosenny wieczór zapadł nad Margate. Paryskie Lamparty i Holenderskie Kolibry śpiewały pięknie, co jakiś czas przysiadając na parapecie otwartego okna i skubały ziarno, którym chłopiec dokarmiał je. Dalej na soczyście zielonym trawniku przysiadł Królik Tygrysi, któremu chłopiec kiedyś uratował życie. Strzygł wąsami przyciągając łapki bliżej swojego brzuszka i stanął na tylnych nogach. Na brzegu lasu zaś można było dostrzec Sarnę, którą chłopiec zwał Finky. Z okna chłopca nie można było dostrzec rzeki. Lecz jeśli ktoś przysłuchałby się uważniej usłyszałby jej ciche lamentowanie, ledwo słyszalne pomimo rażącej ciszy. Kamienie zawzięcie toczyły z nią wojnę, próbując uciszać i pocieszać na wszelkie sposoby, a stadko Ptaków Drzewnych właśnie siorbało z jej brzegu wodę. Gdyby stanąć na spękanym parapecie i trochę się wychylić, widać byłoby Smocze Ogrody wraz z rozłożystymi krzewami i malutkimi, kolorowymi drzewkami. Często spacerował tam, chociaż mama zabraniała mu na tak dalekie wycieczki. Bardzo lubił kolory tamtejszych drzew i zapach, a ich owoce pachniały pysznie i zdrowo.

Cały świat otaczający owego chłopca, Harry'ego, zdawał się błyszczeć w świetle zachodzącego słońca czy wschodzącego świtu. Poranki były dla dziecka najpiękniejsze - mógł wtedy podziwiać blask rosy, w której kąpały się tutejsze Biedronki. Niebo przybierało przeróżne barwy, znacząc świat pokojem i pięknem, a całe Margaret zdawało się jeszcze smacznie spać. Tylko on siadywał na parapecie swojego okna z pluszowym Teddy'm w ręce i wzdychał, kiedy godziny upływały i tak zastała go znów mama. Nigdy nie była zła i Harry chyba nie mógł przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek chociaż na niego krzyknęła. Jedyne, co pamiętał to jej ciepłe, miękkie dłonie poprawiające jego kocyk przed spaniem i usta wyciskające na jego małym nosku pocałunek. Głos miała anielski i spokojny, kiedy mówiła 'słodkich snów, mój mały Harry' i długimi palcami ostatni raz tego dnia czochrała jego włosy. Zawsze obserwował ją, kiedy ona gasiła lampkę nocną i zamykała drzwi do jego pokoju i nasłuchiwał jej cichych kroków na Różanych Schodach. Wtedy zostawał sam.

Westchnął cicho, kiedy jeden z Holenderskich Kolibrów przysiadł na jego ramieniu i zadziornie dziabnął jego szyję swoim długim, herbacianym dziobem. Chłopiec lubił Holenderskie Kolibry. Zawsze były przyjazne i życzliwe, a ich maleńkie, drobne serca biły przyjemnie szybko. Kiedy pogłaskało się je po brzuszku wydawały z siebie ciche chichoty, zupełnie podobne do tych ludzkich. Jednak marzeniem Harry'ego były Anielskie Motyle Norweskie, tak rzadko spotykane tutaj, w Anglii. Mógł podziwiać ich piękno tylko w grubym atlasie leżącym na drewnianej półeczce jego biurka. Zwykł się przy nim uczyć w towarzystwie Sierry, jego nauczycielki, otoczony przez chmarę niesamowitych zwierząt, które sprowadzała z różnych części Europy tylko na potrzeby ich zajęć. Oczywiście mama nie pochwalała tego, wręcz było dla niej to obłędem przynosić do domu nieznane zwierzęta, jednak syn zawsze był w stanie poprawić jej złe samopoczucie i niesmak zachowaniem nauczycielki.
Z wszystkich zajęć jakie otrzymywał, Harry najbardziej lubił Naukę o Stworzeniach Latających oraz Modelarstwo. Z tej drugiej lekcji wciąż wychodził ubrudzony dziwnymi masami, które musiał przygotowywać i wyrabiać, a brud spod jego paznokci stał się jego nieodłącznym elementem.

Koliber uszczypnął jego ucho po czym odleciał, a Harry wystawił rękę za okno. Szare skarpetki już dawno leżały na podłodze, chłopiec ich nie cierpiał. Były tylko kawałkiem mody, tkaniną. Harry nie lubił mody.
Słońce padło na jego bladą twarz i chłopiec zmrużył oczy, zahipnotyzowany pięknym widokiem. Paryskie Lamparty poderwały się i tańczyły w powietrzu do muzyki wyśpiewywanej przez Kolibry, a Sarny zgromadziły się na brzegu lasu. Niebo było jasne i świecące, kiedy słońce kryło się za linią świata, a na niebo wznosił się powoli księżyc. Powoli, minuta po minucie księżyc witał się z owadami, roślinami, zwierzętami i rzeką, która mrugnęła do niego na powitanie i w końcu dotarł na swoje stare miejsce w otoczeniu gwiazd. To była kolejna rzecz, która małemu Harry'emu zapierała dech w piersiach. Płachta nad jego głową świeciła jasno i przejrzyście, gwiazdy zdawały się zamieniać w błyszczące kropelki wody, poruszając się wolno po całym niebie. Ich taniec był olśniewający, poruszały się płynnie i zwinnie, niczym najlepsze baletnice na parkiecie. Kręciły piruety, skakały wysoko, a co niesforniejsze gwiazdy chichotały, co jakiś czas potykając się o własne nogi. Księżyc grał na swoich skrzypcach najpiękniejsze melodie, jakie kiedykolwiek tylko można było usłyszeć i Harry zawsze nie mógł doczekać się tego pokazu. Nigdy nic nie było takie same, księżyc zawsze wymyślał co inną melodię do szaleńczego tańca jego towarzyszy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 16, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Flying Boy || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz