Obudziłam się na tylnym siedzeniu.Samochód wypełniał dym.Dostałam nagłego ataku kaszlu,a oczy zalewała mi krew,sącząca się z mojego czoła.Zauważyłam ogień i wpadłam w panikę.Podniosłam się do pozycji siedzącej i fala bólu rozlała się po moim ciele.Jęknełam głośno i podsunęłam się pod drzwiczki.Nie umrzesz-powtarzałam sobie w myślach.Zaczęłam szarpać za klamkę,ale nic to nie dało.Rozglądałam się gorączkowo po samochodzie w poszukiwaniu jakiegoś ratunku.Gdy zaczęłam się dusić,zrozumiałam,że nie mam za wiele czasu i moim jedynym pomysłem było wzywanie pomocy.Waliłam jak opętana w szybę.
-Pomocy!Prosze!-krzyczałam.
Moje płuca płonęły.Zresztą reszta ciała chyba też.Resztkami sił wydałam z siebie desperacki krzyk.
Nagle szyba nade mną jakby eksplodowała.Poczułam na sobie czyjeś ręce,a później mocne szarpnięcie do góry.W następnej chwili leżałam już na trawie parę metrów od płonącego samochodu.Zachłysnęłam się powietrzem,czując jak odzyskuję życie.Przetarłam oczy wierzchem dłoni i ujrzałam nad sobą dwie twarze wpatrujące się we mnie.Szybko się odsunęłam,sunąc tyłkim po trawie.
-Hej,spokojnie-mówił ten,który stał bliżej i uklęknął ostrożnie obok mnie.-Jesteś dość poważnie ranna i nie chciałbym żebyś robiła sobie coś jeszcze,okej?-spojrzał mi w oczy,a gdy nic nie powiedziałąm kontynuował.-Jestem Dean,a to mój brat Sam-pokazał na chłopaka stojącego za nim.
-Co się stało?-spytał Sam.
-J-ja..-trudno było mi mówić.Gardło i przełyk miałam najwyraźniej uszkodzone przez dym i bolało przy każdy wydanym dźwięku.
-Spokojnie-powiedział Dean i wyciągnął rękę by pomóc mi wstać.Po chwili wahania,chwyciłam za jego dłoń.Podniósł mnie delikatnie i sprawnie i usadowił na masce jakiegoś samochodu.Sam podał mi butelkę z wodą,wziełam łyk,czując przy tym okropne pieczenie i ból.Skrzywiłam się.
-Lepiej?zapytał po chwili Sam.
Kiwnęłam głową i przyjrzałam się chłopakom.Starałam się,dojrzeć jakieś szczegóły w ich wyglądzie.Oboje byli niczego sobie.Dean był średniego wrostu,a jego jasne włosy były krótko ostrzyżone.Sam natomiast był wysoki i brązowe włosy sięgały mu za uszy.Oboje mieli zielone oczy.
-Więc,co się stało?-powtórzył pytanie Sam.
-Miałam wypadek-oznajmiłam spokojnie.
-Tyle to i my wiemy-oznajmił Dean, spojrzałam na niego i kontuowałam.
-Jechałam tą drogą-wskazałam na szosę.-I nagle...pojawiła się kobieta.
-Kobieta?-powtórzył głupio Dean.-Em...czy miała może czarne włosy i białą sukienkę?
-Skąd wy...-otworzyłam szeroko oczy.-Jesteście łowcami.
Najwidoczniej moja wypowiedź zdziwiła chłopaków bo oboje gapili się na mnie przez moment,a później na siebie i znów na mnie.
-Czy ty...-zaczął Sam z niepewną miną.-Czy ty też jesteś,no wiesz...
-Łowcą?Aha-dokończyłam za niego.
-Ale..-dołączył Dean.-Ile ty masz lat?15?
-16-odpowiedziałam stanowczo.
-Więc,dokąd 16-letnia łowczyni miała zamiar się udać?
-Odnaleźć ojca-wypaliłaś.
-Co?-spytali jednocześnie.
-No,ojczyma-poprawiłaś się.-Wyruszył na polowanie jakieś 3 tygodnie temu ze znajomym i ślad po nim zaginął.
-Czekaj-Dean uniósł palec wskazujący.-Czy twój ojczym nie nazywa się przypadkiem Jordie Reeds?
-Ano-odpowiedziałam.Dean westchnął i spojrzał na Sama po czym znów zwrócił się do ciebie.
-Tak się składa,że jesteśmy synami tego znajomego,z którym wyjechał.I też go szukamy.
-Więc udało Ci się coś ustalić?-zapytał Sam.
-Trochę-odpowiedziałam.-Ale wszystko mam w hotelu.
-No to wskakuj-zaproponował Dean otwierając drzwi od samochodu.
Spojrzałam na nich niepewnie,ale i tak przy pomocy Sama wsiadłam do czarnej Impali.Jechaliśmy jakiś czas w ciszy,aż w końcu odezwał się Dean.
-Tak w ogóle to jak Ci na imie?
Siedziałam na tylnym siedzeniu i spojrzałam na lusterko,w którym zauważyłam oczy Deana wpatrujące się we mnie.Poprawiłam się na siedzeniu,trzymając się za bolący bok.
-Claudia-odpowiedziałam od niechcenia.
-Ładnie-stwierdził Sam.
-Ta,dzięki.
-Może zawieść cie do szpitala?
-Em...nie,nie trzeba.Pozbieram się sama.Dzięki za troskę.
-Jak chcesz-odezwął się Dean-To możemy cię w hotelu pozszywać.Mamy sprzęt i sprawne ręcę.-mówiąc to uśmiechął się w moją stronę.
-Patrz na drogę-zwróciłam mu uwagę ze śmiechem.-Jeśli to nie problem.
-Skąd-stwierdził Sam.-Chętnie pomożemy.
-W ogóle to dzięki.
-Za co?-spytali jednocześnie.
-No,za ratunek.Gdyby nie wy udusiłabym się,czy coś.Uratowaliście mi życie.
-Spoko-stwierdził Dean.-Niezły początek przyjaźni,nie?
-Tak,chyba tak.
-Wiesz,nie doszłoby do tego gdybyś nie wybrała się sama na tę wyprawę.Mama ci pozwoliła jechać,czy uciekłaś?
Spuściłam głowę i przez chwilę patrzyłam na swoje stopy zastanawiając się nad odpowiedzią.Zdecydowałam,że powiem im prawde.Wydawali się godni zaufania.
-Nie mam mamy.Zmarła przy porodzie.A prawdziwego ojca nie znam.
Przez chwilę w samochodzie panowała cisza.Krępująca cisza i rosnące napięcie.
-Przepraszam..-zaczął Dean.
-Nie,nie-przerwałam mu.-Wszystko gra.
-No a inna rodzina?-wtrącił się Sam.-Babcia,ciotka,kuzyn?
-Mam tylko Jordiego.Dlatego go szukam.
Chłopcy spojrzeli po sobie.
-Słuchaj-podjął Dean.-Jeśli chcesz...możesz trzymać się z nami.Dopóki nie odnajdziemy ojczulków.Nie mądre będzie jeśli zostawimy cię samą sobie.
-Naprawdę mogłabym z wami...przyłączyć się do was?
-Jasne-odpowiedział Sam.-To żaden problem.
-Co ty na to,mała?Piszesz się do drużyny Odnajdźmy Tatusiów?
-Poważnie?-zakpił Sam.
-Cicho-skarcił go brat.-Więc jak?Jesteś z nami?
Patrze na chłopaków,uśmiechając się.Uratowali mi życie,oferują mi pomoc i jeszcze to?Po chwili namysłu odpowiadam:
-Jasne.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIEŃ DOBRY ŚWIECIE!
DROBNE POPRAWKI:W MOJEJ WERSJI W PROLOGU DEAN MA 22 LATA,A SAM 18.(prolog ma miejsce w 01x01 jakby ktoś się nie skapnął)
TO TYLE X
CZYTASZ
TYLKO BĄDŹ~SPN
FanfictionBoję się.Nie o siebie.Boję się,że już więcej cie nie zobaczę.I twojego brata też.I Casa.Boję się,że któryś z was znów zniknie.Albo,że znikniecie wszyscy.Nie poradzę sobie sama.Nie dam razy po raz kolejny was szukać.Boję się,że odpuszczę.Rozumiesz?M...