Rozdział 1

155 11 2
                                    

- Rose, widziałaś gdzieś moją teczkę?

- Nie! - Odkrzyknęłam z kuchni, zalewając herbatę wrzątkiem.

- Jestem udupiona! Nie mogę znaleźć tej cholernej teczki, a dzisiaj muszę być w Akademii!

- Dlaczego ty nigdy nie kładziesz rzeczy na swoje miejsce? - Zapytałam, gdy wpadła do kuchni.

Rude włosy miała na całej czerwonej twarzy, koszulka wystająca ze spodni. Jej brązowo zielone oczy były pełne rozdrażnienia i przerażenia. Po chwili zaczęła wywalać z półek i szuflad wszystkie dokumenty i graty, jakie się tam znajdowały.

- No gdzie ona jest?!

- Clary, spokojnie. - Zeszłam ze stolika i złapałam ją za ramię, zanim zdewastowała kolejną szufladę. - Rusz swoją głową i pomyśl, gdzie mogłaś ją zostawić.

- Nie wiem, nie wiem! - Clary złapała się za głowę i mocno szarpnęła się za włosy. Usiadła na kanapie i schowała twarz w dłoniach, gorączkowo tupiąc nogą.

Obejrzałam się po pokoju. W ciągu jednej sekundy potrafiła zrobić taki bajzel, że mogłoby się tutaj zgubić. Skierowałam się w stronę drzwi i zeszłam parę schodków w dół. Doskonale wiedziałam, gdzie ruda zostawiła swoją teczkę z pracami, ale nie mówiłam jej, bo myślałam, że choć raz w życiu sobie o tym przypomni, zamiast wpadać w panikę.

- Rose! Jak tam Clary? Robi na górze remont, czy jak? Chociaż nie! Nie mów! Już wiem! - Dorothea sięgnęła pod ladę i wyjęła z niej niebieską teczkę. - Znowu zapomniała? - Pomachała mi nią przed nosem.

- Tak. - Westchnęłam, biorąc zgubę z jej rąk. - Jak zwykle. Czasami się zastanawiam jak to możliwe, że jeszcze nie zgubiła głowy.

Dorothea cicho się zaśmiała i spojrzała na papierową torbę. Widniał na niej napis jednej z bardzo słynnych i drogich marek odzieżowych.

- Dzięki za poradzenie mi w sprawie prezentu. Sama bym na to nie wpadła. - Uśmiechnęła się do mnie.

- O mój ... nie mów mi tylko, że naprawdę ją kupiłaś! - Zdziwiona mało co nie wypuściłam teczki z rąk. Kiedy jednak nic nie odpowiedziała, ale kiwnęła głową, wiedziałam, że nie potrzeba słów. - Wydałaś taki majątek? To tylko sukienka!

- Mówiłaś, że Clary się spodobała, więc chciałam kupić jej coś, co na pewno się jej przyda. - Wzruszyła ramionami i biorąc jedną ze ścierek, zaczęła wycierać gabloty i ich zawartości, które znajdowały się w sklepie.

- Dorothea! Na miłość boską! Wydajesz na nas zbyt dużo!

- Rose! Przecież urodziny ma się raz w roku, nie?

- To tylko siedemnastka. Gdyby to była osiemnastka, to w sumie czemu nie...

- Ty właśnie ją skończyłaś, a i tak nie robiłaś wielkiej imprezy.

- Nie robiłam imprezy, bo poszłam na inną. Poza tym, jeśli tak dalej pójdzie, to zbankrutujesz.

Dot uśmiechnęła się pod nosem, a potem wymierzyła we mnie palec.

- I tak doskonale wiem, że nie powiesz nic Jocelyn, bo chyba nie chcesz by twoja matka w tak młodym wieku dostała zawału?

Zmrużyłam oczy i potrząsnęłam głową. Clary miała dzisiaj siedemnastkę i raczej nie były to wyróżniające się urodziny. Dot kupiła dla niej sukienkę za parę stów, mama zachowywała się ostatnio dziwnie, Luke też zaczął być trochę ostrzejszy niż zwykle, a ja marzyłam o chwili spokoju. Niestety, kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, w kieszeni zaczęła wibrować mi komórka. Nie musiałam nawet patrzeć na wyświetlacz, bo doskonale wiedziałam kto to.

Dust and Shadow / ShadowhuntersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz