- Czy to bolało? - zapytał mężczyzna w białym fartuchu, uderzając mnie młotkiem w kolano.
Noga samoistnie uniosła się w górę.
Nie, kurwa, wcale.
- Ani trochę - wymamrotałem, choć moje kolano przeszyła fala pulsującego bólu.
Przynajmniej tak to odczułem. Ostatnio, ciężko mi było odróżnić prawdziwy ból od tego wywołanego wspomnieniami. Ja zwyczajnie nie odróżniałem jawy od snu. Dla mnie nie było już różnicy między bólem, a... właściwie czym? Nie bólem? To brzmi idiotycznie.
Wszystko zlewało się w jedną całość, a ja byłem w epicentrum tego chaosu.
Ogarnij się Horan, krzyczała moja podświadomość, to tylko mały młoteczek.
Nie to do końca miałem na myśli.
Lekarz zapisał coś w zeszycie, mrużąc przy tym oczy.
- Kiedy będę mógł wyjść? - zapytałem, patrząc na skupionego mężczyznę.
Był wysoki i stary. Przypominał mi Gregory'ego House'a, z tą różnicą, że on nie kuśtykał, ani nie rzucał obelgami na prawo i lewo. Był po prostu zwykłym chirurgiem, który amputował moją rękę.
Na samą myśl poczułem nagłą potrzebę zaciśnięcia lewej pięści. To było nie wykonalne.
Ja nie miałem dłoni. Miałem kikuta od ramienia do łokcia. PIERDOLONEGO KIKUTA!
Naprawdę miałem ochotę wrzeszczeć jak dziecko, któremu odebrano zabawkę. Moje życie w momencie, kiedy odcięto mi to, co zostało ze zgniecionej kończyny, straciło sens.
Nie będę mógł już grać w koszykówkę. Całe dziesięć lat treningu poszło się pieprzyć.
- Myślę, że jeszcze góra trzy dni - oznajmił lekarz, wybudzając mnie z letargu.
W sumie to dobrze, bo miałem ochotę wyrwać sobie wenflon z prawej ręki i wbić go w gardło.
Chociaż tyle dobrego. Jeszcze tylko trzy dni w tym piekle.
A nie przepraszam! Przecież ja nadal będę żył! Będę egzystował ze świadomością, że mam tylko jedną rękę. O oku już nie wspominając!Czemu życie musi być takie niesprawiedliwe?! Dlaczego ja? Byłem dobrym chłopcem. Słuchałem rodziców. Nie paliłem, no dobra okazjonalnie, nie piłem, jak wcześniej, nie ćpałem - marihuana w niektórych kręgach to nie narkotyk. Po prostu uosobienie dobra!
- No dobrze, ode mnie to na dzisiaj tyle - powiedział doktor, zbierając swoje dziwne lekarskie przyrządy - teraz czas na odwiedziny, panie Horan.
Uśmiechnął się na pożegnanie i wyszedł. Nie minęła chwila, a do pomieszczenia wpadła średniego wzrostu piegowata brunetka. Rzuciwszy się na mnie, oplotła mnie ciasno drobnymi ramionami.
- Lili - wydusiłem - puść mnie.
- Ojej! -pisnęła dziewczyna i szybko ode mnie odeszła - przepraszam, ale się martwiłam. Wiesz, gdy Zayn zadzwonił i powiedział mi o twoim wypad...
- Czekaj, czekaj - przerwałem jej - Zayn tu jest?
Kiwnęła twierdząco głową.
- Poszedł do sklepiku kupić coś do jedzenia. Siedzimy tu od samego ranka!
Mimowolnie uśmiechnąłem się. Jak to dobrze mieć tak bliskich przyjaciół.
Zayna i Lili znam od podstawówki. Poznaliśmy się w drugiej klasie, gdy wraz z mamą przeprowadziłem się z Irlandii do Anglii - byleby z daleka od ojca. Byłem nowy, więc trudno było sześcioletniemu mnie odnaleźć się w nowej klasie, gdzie wszyscy się już od roku znali. Na szczęście los zesłał mi tę dwójkę. Od razu przygarnęli mnie do siebie - zostaliśmy trójką najlepszych przyjaciół. No, dopóki między tamtą dwójką nie...
- Niall! - krzyknął uradowany Zayn, wchodząc do sali.
Szybkim krokiem podszedł bliżej. Na stoliku postawił paczkę czipsów i dwa kubki z ciepłymi napojami.
Poczochrał mnie po głowie.
- Idiota - prychnąłem.
- I tak mnie kochasz - odpowiedział, a ja miałem ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem. Ja go kocham? Dobre sobie. Niech w końcu przestanie podbijać swoje ego, bo w końcu zabraknie dla niego miejsca.
- Ej - wtrąciła się Lili, zwracając tym naszą uwagę - bo zaraz będę zazdrosna.
Na dowód tego zrobiła urażoną minę, tupnęła i obróciła się do nas tyłem.
- Ojej, kochanie - powiedział Zayn, podchodząc do dziewczyny i obejmując ją w pasie - i tak ten baran nie zastąpi mi ciebie.
- Ja tu jestem! - krzyknąłem, niby oburzony.
Zayn puścił mi oczko. Czy to podryw?!
Tak, Zayn i Lili są razem, od jakiś trzech lat. Czy przez to byłem na drugim planie? Czasami.
Wiem, jednak że nie zostawiliby mnie mimo wszystko. Są jedynym pocieszeniem w moim szarym życiu.Chłopak obrócił brunetkę w swoją stronę i cmoknął, w usta. Odwróciłem wzrok. Poczułem znowu natłok szarych myśli.
Emily. To imię, wciąż się kołatało w mojej głowie i choć chciałem, żeby uciekło ono wracało - jak cholerny bumerang.
Nienawidziłem jej. To całe gówno jest jej pierdoloną winą! Głupia suka.
- Niall, stary, wszystko w porządku? - usłyszałem zatroskany głos Malika.
- Ta - odparłem jak automat, bez żadnych uczuć.
Nie, nic nie jest w porządku. Jestem pierdoloną kaleką! A to wszystko przez kretynkę Rudd i jej pusty garnek, zamiast głowy.
- Wiesz już, kiedy wyjdziesz? -zapytała Lili swoim uroczym dziewczęcym głosem, zmieniając temat.
Czasem zazdrościłem Zaynowi, że ma tak wspaniałą dziewczynę. Oczywiście, nie chciałem mu odbierać Collins. Chodzi mi o jej charakter. Jest miła, pomocna, kochana - po prostu idealna.
Jak teraz o tym myślę, to nie wiem co widziałem w Emily. Wredna dziwka lecąca na pieniądze, których paradoksalnie za wiele nie miałem. Zawsze chciała, żebym kupował jej ubrania, albo inne gówno. Ślepy ja (ha, co za ironia) oczywiście nabierałem się na jej miłosne wyznania i robiłem wszystko, co chciała. Jaki byłem głupi.
- Doktor powiedział, że za jakieś trzy dni - odpowiedziałem, wciąż zamyślony.
Czułem na sobie ich zatroskany wzrok, ale głowę wciąż miałem w chmurach. Burzowych.
Poczułem na ramieniu, tym zdrowym, czyjąś dłoń.
- Ej stary - powiedział Zayn - wszystko będzie w porządku.
Nie, nie będzie.
Zacisnąłem mocno zęby i powieki. Chciałem płakać i krzyczeć jednocześnie - jak rozwydrzone dziecko.
Zacisnąłem prawą pięść na prześcieradle.
- Chcę zostać sam -stwierdziłem w końcu, po paru minutach ciszy.
Przerywało ją jedynie tykanie zegara na ścianie i ludzie po drugiej stronie drzwi.
Lekarze, pacjenci, odwiedzający. A może i dusze zmarłych, które opuściły swoje ciała w tym miejscu. Chyba jeszcze mi odbija po narkozie.
- Ale... - Zayn próbował zaprotestować, ale z pomocą przyszła mi mądra Lili, która najprawdopodobniej zrozumiała moją intencję.
- Zayn - powiedziała spokojnie, dotykając jego ramienia - dajmy mu czas.
Odeszli, biorąc ze sobą chrupki i kawę.
Zostałem sam. Tylko ja i mój szary świat. Nic już nie będzie takie jak dawniej. Wszystko, na co pracowałem legło w gruzach. To koniec. Mój koniec.
CZYTASZ
Jestem Zerem|Niall Horan [ZAKOŃCZONE] ✔
FanfictionChcę przypomnieć tylko, iż to opowiadanie było tworzone w 2016 r., więc jakościowo może BARDZO odbiegać od jakichkolwiek standardów. Miejcie to na uwadze przybysze z przyszłości. Jestem normalny - żart. Byłem normalny... do czasu. Każdy popełnia...