Rozdział I

53 3 3
                                    

Jest druga nad ranem. Wsiadam do auta, a wszystko kręci mi się w głowie. Wypiłam tylko parę piw... no dobra, i jeszcze kilka trochę mocniejszych drinków. W każdym razie, muszę się pośpieszyć, bo w domu czeka na mnie Liv. Ruszam z ogromną prędkością, ale obraz strasznie mi się rozmazuje. Nagle coś przelatuje mi przed oczami. Wysiadam z auta, żeby zobaczyć co to było. Cholera jasna. Potrąciłam człowieka.
– Jezus Maria. Nic ci nie jest? – pytam zaniepokojona. Boże, co ja zrobiłam?
– Nie... nie.. wszystko okej. – Wstaje i uśmiecha się. Patrzy na mnie jeszcze przez chwilę.
– Mieszkasz niedaleko? Może podrzucę cię do domu? To niebezpieczna okolica. Lepiej się tu nie szwendaj – proponuję.
– W sumie czemu nie. Mieszkam dwie dzielnice dalej – odpowiada i uśmiecha się tak... podejrzanie.
– Okej. Ja też. Świetnie się składa. Wsiadaj, jedziemy.

Chłopak przez pierwsze pięć minut się nie odzywa.
– Okej, jesteśmy. Na pewno nic się nie stało? – pytam jeszcze raz.
– Nie, na serio jest okej. – Podaje mi kartkę ze swoim numerem telefonu i puszcza mi "oczko". – Proszę, weź. Może się przydać.
– Okej... Jak właściwie masz na imię?
– Sprawdź rano telefon o wpół do ósmej. Wtedy się dowiesz. Narka! – rzucił szybko i uciekł w mgnieniu oka.
– Dziwne – mruknęłam pod nosem i od razu ustawiłam budzik na siódmą trzydzieści.

Wchodzę do domu. Liv już śpi. Nie czekała na mnie. To w sumie dobrze. Idę spać. Nie chce mi się nawet zmywać makijażu.

Badboy | z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz