Rozdział I

665 42 5
                                    

Yoongi - Shinigami Yukio

Taehyung - kwangkwanguglyduck

~*~

Słońce tego dnia schowało się za ciemnymi, ciężkimi chmurami. Nic nie wskazywało na poprawę, nic... Jej nie obiecywało. Takie dni, jak ten, zawsze przyprawiały mnie o ból głowy. Nie lubię ich. Dołują mnie jeszcze bardziej. Mimo tego, że mam wszystko, czuję jakąś pustkę.

Jestem lepszy od innych, to oczywiste. W końcu, nikt nie może być mną. Nikt nie jest Min Yoongim, synem najlepszej prawniczki w Korei. Wszyscy mnie znają. Zawsze dostaję to, czego chce. Zawsze wiem wszystko.

Jin powiedział mi tydzień temu, że niedługo w naszej szkole pojawi się nowy uczeń. Wzruszyłem na to ramionami, przecież miałem o tym świadomość już wcześniej. Mój przyjaciel nie mógł mieć o tym bladego pojęcia, nie zwykłem mówić mu o tym, co się dzieje, dopóki sam się tego nie dowie. W sumie mam tylko jego, ale lepiej, żeby o tym nie wiedział. Szczerze, to... Nie obchodzi mnie ten nowy chłopak, tak jak nie obchodzi mnie to, co inni o mnie myślą.

Jestem perfekcyjny w każdym calu, reszta to postacie drugoplanowe.

Był piątek. Pochmurny, ciemny i zimny. Odechciewało się żyć. Dziwna pustka poszerzyła się wtedy o jakieś dwa centymetry. To bolało. Nie wiem, dlaczego. Wiem, zaprzeczam sam sobie.

Ludzie nie zbyt mnie lubią. To nic. Ważne, że mam Seokjina. Chociaż bez niego, też dałbym radę. Jestem idealny, prawda?

Siedziałem na swoim zwyczajowym miejscu, przy oknie, w ostatniej ławce. Mogłem obserwować zmiany, zachodzące co i rusz na dworze. Zaraz się rozpada, pomyślałem wtedy, a do mojej głowy przebił się dźwięk pukania do drzwi. Oderwałem niechętnie wzrok od szyby i spojrzałem na postać, która pojawiła się w drzwiach, tuż za dyrektorem.

- Klaso. To Kim Taehyung - obwieścił dyrektor. Gruby, lekko przygarbiony mężczyzna, jakby brzuch ściągał go „na dno". Zawsze na jego widok jest mi niedobrze. Jego świńskie oczka zatrzymały się na mnie na chwilę. Wyglądał wtedy trochę jak pedofil. Może nim jest, nie wiem. Kolejna rzecz. Wyjątek potwierdza regułę. Zaraz zwymiotuję, pomyślałem i wróciłem wzrokiem do chłopaka. Był dość szczupły, ale nie za bardzo, ubrany z czarną skórę z ćwiekami, w tym samym kolorze koszulkę i rurki. Glany... glany były tylko nałożone, ni to zawiązane, ni to zapytłane. - Od dzisiaj będzie się z wami uczył.

Miałem ochotę parsknąć śmiechem. Powstrzymałem to. Trzymałem obojętną minę. Ledwo dotarło do mnie, że deszcz zaczął wygrywać swą melodię na szkle obok. Wiedziałem, że tak będzie. Seokjin, siedzący obok, spojrzał na mnie ukradkiem i zaczął mazać coś w swoim zeszycie. Był tak samo znudzony jak ja. Nic dziwnego, to tylko godzina wychowawcza. Ziewnąłem i zacząłem na powrót obserwować przyrodę za oknem.

Dyrektor wyszedł, pozostawiając nam „nowy nabytek".

- Usiądź w środkowym rzędzie, w ostatniej ławce - usłyszałem, choć dalej usilnie wpatrywałem się w okno. Nauczyciel dokończył lekcję, a potem poszliśmy z Jinem na przerwę. Nic ciekawego. Dzień jak co dzień, mam rację?

Nareszcie doczekałem się dnia, kiedy będę mógł dołączyć do moich kumpli. Po ostatnim, "troszkę" za bardzo dotkliwym pobiciu pewnej persony musieli mnie przenieść do innego przybytku. Tam też mieli mnie dość, więc zostałem przywleczony tutaj, szczęśliwym trafem będę wśród swoich.

Jak tylko kierownik tej budowy (czyt. dyrektor) mnie zobaczył to się wzdrygnął.

Oj, ja też nie mogłem się doczekać spotkania z tobą, prosiaczku. Nareszcie widzę twój latający we wszystkie strony świata, obrzydliwy bebzon na żywo, a nie tylko na zdjęciu. No i te śliczne, małe oczka, kiedyś ci je wydłubię i ozdobię nimi ścianę.

Beauty and the beast //TAEGI (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz