- Nic nie mamy, panie Tichy, nic. Polacy tez nic nie znaleźli. Na naszym koncie jest tylko ten jeden ślad, ale to zostawia więcej pytań, niż odpowiedzi.
Tichy zaciągnął się papierosem. Wiedział, że nie jest to zdrowe, ale w takich sytuacjach jak ta, pozwalał sobie na jednego Camela.Wciągnął dym nosem, by jeszcze raz poczuć w płucach nikotynę.Po chwili papieros się skończył. Tichy zgasił go o drzewo, co nie spotkało się z aprobatą Erika Sudka, naczelnika Horskiej SlužbyČR, czeskiego odpowiednika GOPRu.
-Jesteśmy w Parku Narodowym, proszę tak nie robić. A teraz chodźmy już do bazy, zmierzcha.
To zdanie wyrwało Tichego z zamyślenia. Paląc, próbował sobie wszystko poukładać w głowie.
Tydzień temu pewna kobieta z Liberca zgłosiła zaginięcie męża, który pojechał w Karkonosze i jeszcze nie wrócił. Ratownicy rozpoczęli poszukiwania, ale nie znaleźli nic konkretnego. Dopiero po dwóch dniach akcji ratunkowej odnaleźli jedyny trop. Był to niewątpliwie najdziwniejszy ślad w całej karierze Tichego, policjanta z Pragi.Otóż około dziewięciu kilometrów od szlaku, na wysokiej jodle,mniej więcej trzynaście metrów nad ziemią jeden z ratowników odkrył kijek do nordic walkingu, należący do zaginionego mężczyzny. Ratownicy nie mieli pojęcia, skąd kijek się tam wziął, bo nie było możliwości, by poszukiwany sam go tam dorzucił.
To wszystko. Nic więcej po gościu nie zostało. Może, gdyby ratownicy nie znaleźli kijka, nie dawaliby znać policji. Na szczęście Tichego, a nieszczęście mieszkańca Libercu nic innego nie zostało odkryte. Nic. Zero. Null. Nawet wsparcie psów tropiących, a potem polskich goprowców nie pomogło – facet rozpłynął się jak kamfora.
Tichy został przydzielony do tej roboty, po tym, jak dostał od swojego przełożonego, Jana Novíckiego ostatnią szansę. Nie rozwiązał żadnej sprawy od wielu lat. Nie znaczyło to jednak, że był złym policjantem. Jego żona została wzięta jako zakładniczka i zamordowana przez islamskiego terrorystę w 2005. Od tamtej pory Čenek Tichy nie był już taki sam – praca się nie układała,popadł w nałóg palenia (z którym starał się walczyć), a na dodatek jego dotychczasowy asystent został sparaliżowany od pasa w dół, co przykuło go do wózka inwalidzkiego, uniemożliwiając pracę.
Wspomnienie o asystencie zaprowadziło go w inny tok myślenia – zaczął się zastanawiać, gdzie podział się jego nowy partner. Miał przyjechać do bazy Horskiej Služby ČR już godzinę temu.
-Nie mamy wyjścia, musimy kontynuować poszukiwania - Sudek spokojnym głosem opisywał Tichemu sytuację, robiąc przy tym kawę dla obu.
Čenek rozsiadł się w fotelu w małym pokoiku naczelnika. Na ścianach wisiały stare zdjęcia z akcji ratowniczych, niemal antyczne sprzęty ratunkowe, numery alarmowe. Wszystko to nadawało temu miejscu górski klimat. Śnieżka, którą widać było z okna pomieszczenia,górowała nad halą, na której mieściła się baza wypadowa ratowników. Tichy zastanawiał się, ilu ludzi zaginęło w tak dziwnych okolicznościach, starając się zdobyć góry podobne do tej.
Rozmawiali z naczelnikiem do późnej nocy, opowiadali sobie o swoich przeżyciach, zastanawiali się wspólnie, gdzie pokierować członków Služby, by przeszukać jak największy teren. Około północy, gdy Tichy już chciał się zbierać i iść do pokoju mu przydzielonego,zobaczył w lesie światła. Jakiś samochód hałaśliwie przedzierał się przez leśną dzicz. Po samym dźwięku można było poznać, że to Land Rover. Rzeczywiście, już parę minut później ciemno zielony Defender 110 stanął na podjeździe bazy. Wysiadł z niego młody mężczyzna, ubrany w trekkingowe spodnie i nieprzemakalną kurtkę. Spojrzał na kartkę, najpewniej w celu upewnienia się, czy dobrze przyjechał, ale Tichy zapukał w szybę.Młodzian zwrócił na niego uwagę, a ten dał mu znać na migi, by wszedł do środka.
CZYTASZ
Akta Č. Tichego
Mystery / ThrillerKrótka opowieść. Zajęła pierwsze miejsce w konkursie "Świat Wykreowany" w 2015 roku. Čenek Tichy to czeski policjant, który dostaje sprawę zaginięcia turysty w Sudetach. Jednak nie jest to proste śledztwo, a rozwiązanie jest dużo bardziej skompliko...