Nazywają Mnie Stuart (To Nie Moje Imię)

1K 95 23
                                    

Stiles był, praktycznie rzecz biorąc, chodzącym trupem, gdy nareszcie udało mu się chwiejnie wpełznąć przez drzwi prowadzące do kawiarni i dojść do lady na przedzie. Serio, niby powinien już przywyknąć do wstawania o szóstej rano, ale najwyraźniej lato cofnęło jego wszystkie postępy, które poczynił w materii studenckiego harmonogramu snu. Cóż, przynajmniej czuł się teraz lepiej niż na pierwszym roku, kiedy to jeszcze sądził, że mógł imprezować do trzeciej w nocy i wciąż bez problemu funkcjonować na zajęciach z chemii organicznej o ósmej. (Podpowiedź: nie mógł.)

— Nie brałeś niczego, no nie? — Usłyszał czyjeś burczenie, uświadamiając sobie przy okazji, że spędził ostatnie kilka chwil na umieraniu, zamiast składaniu swojego zamówienia.

Stiles posłał blondwłosemu, dupkowato-wyglądającemu gościowi gniewne spojrzenie. Był po prostu zmęczony, a nie naćpany.

— Poproszę, uh, średnią mokkę — odezwał się w końcu, zezując na menu zawieszone na tylnej ścianie.

— Imię? — zapytał dupkowato-wyglądający blondyn, podnosząc jednorazowy, papierowy kubeczek.

— Stiles — odpowiedział, wykrzywiając się nieznacznie, gdy zobaczył, że facet nagryzmolił "Stuart" na boku kubka. Nieważne. Nawet nie warto było się wysilać, by powiedzieć mu, żeby to zmienił.

Zapłacił i usilnie starał się nie wkurzyć, gdy gość położył jego resztę na blacie, zamiast podał mu bezpośrednio do dłoni, jednak było to niezwykle trudne. Przypuszczał, że istniał jakiś powód, dla którego ten facet został przydzielony do wczesno-porannych zmian. Stiles westchnął i podszedł do miejsca, gdzie wydają zamówienia. Oparł się o ladę i wyciągnął telefon z czeluści kieszeni.

Zamrugał niewyraźnie na widok ekranu smartfona, po czym jęknął przeciągle i wepchnął go z powrotem tam, gdzie był. Był zbyt zmęczony, by skupić się na czymkolwiek w tym momencie. Zamiast tego przerzucił swoją uwagę na baristę, który za kontuarem przygotowywał mu napój - i witajpiękny.

Stiles zadecydował, że było zdecydowanie zbyt wcześnie, by poradzić sobie z tak perfekcyjną proporcją ramion do bioder. Czy z dwukolorowymi oczami. Albo, wiecie, z tym konkretnym facetem.

— Mokka dla Stuarta? — powiedział barista, rzucając okiem na Stilesa, który naprawdę próbował się nie oślinić.

Mężczyzna zmarszczył brwi i zerknął na imię napisane na kubeczku, po czym znowu podniósł wzrok na praktycznie pustą kawiarnię. Jezu, Stiles był niemal pewny, że jeśli ten gość wypowie jego imię w ten sposób, to--

Och. Chwila.

— Cholera, um, to ja! — wyrzucił z siebie Stiles bez zastanowienia, czując, że jego policzki płoną. — Bez kofeiny jestem z deka beznadziejny, także no. Taa. Wybacz.

— Jasne — odparł Gorący Barista - Derek, jak twierdziła jego plakietka z imieniem, patrząc na niego sceptycznie. Mimo wszystko podał mu kawę.

— Dzięki, stary — odpowiedział Stiles, uśmiechając się słabo. Najwyraźniej Derek już sądził, że był dziwakiem.

— Miłego dnia. — Jego głos był szorstki, ale chociaż troszeczkę brzmiał szczerze. Chociaż troszeczkę.

— Nawzajem. — Stiles dał nogę, będąc niemalże pewnym, że każda kolejna minuta spędzona w obecności tego gościa równałaby się ze zrobieniem z siebie jeszcze większego durnia. Był praktycznie buchającym wulkanem zażenowania. A to problem.

— Cóż, czyli kolejna kawiarnia, do której już nigdy nie wrócę — wymamrotał do siebie, gdy nareszcie bezpiecznie wycofał się z budynku.

Nazywają Mnie Stuart (To Nie Moje Imię)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz