milly rozejrzała się po pomieszczeniu. will rozmawiał o czymś z vitem. nie mogła dojrzeć nigdzie tiki, ale to akurat normalne. po chwili dostrzegła maxa, opartego o ściane z rękami w kieszeni. wzrok miał znudzony, prawdopodobnie podsłuchiwał rozmowę willa z vitem. milly nieśmiało podeszła do niego i pociągnęła za kurtkę.
-h-hej - powiedziała po czym szybko opanowała się, aby się nie jąkać, tak nie wypada - chcesz iść na spacer? czy jesteś zajęty?
max spojrzał na nią i lekko się uśmiechając pokiwał głową na tak. milly złapała go za rękę i wyszli.
max szedł przed nią, wyjął z kieszeni papierosa i zapalniczke. tylko milly wie, że max pali, dowiedziała się przypadkiem. wilk zaciągnął się i puścił dym do góry. milly patrzyła na niego zniesmaczona, papierosy są takie niezdrowe, pomyślała. próbując dorównać jego szybkim krokom przyglądała się oceanowi. śnieg pod jej stopami skrzypiał kojąco. prawie odpłynęła, jednak max się odezwał.
-jesteś dziś dość cicha, zazwyczaj jak wychodzimy to sporo mówisz - powiedział nie obdarzając jej wzrokiem. milly tylko wzruszyła ramionami, mimo, że on i tak tego nie zobaczył.
-dziś jest ładny dzień, wiatr miło wieje, s-słyszysz jak śnieg miło skrzypi - westchnęła. max tylko odwrócił lekko głowę i spojrzał na nią. w jej oczach zebrały się łzy. wilk jednak nie napierał, aby się tłumaczyła. sama powie jeśli będzie chciała.
-t-te myśli znowu przyszły. kiedy one odejdą, max?
max zakmnął oczy i wypuścił dym z ust.
-kiedy zaakceptujesz się w całości. i dojrzysz jaką niesamowitą dziewczyną jesteś.
milly westchnęła, a z jej oczu poleciały łzy. coś w jej głowie mówiło jej przez ten czas, że akceptacja nie jest możliwa, że nie jest tym kim powinna, że to niemożliwe. ocierając łzy z prawego policzka, lewą ręką złapała maxa z tył kurtki, zmuszając go do zwolnienia tempa.
-czy ty mnie kochasz max?
-tak - odpowiedział od razu, bez zastanowienia.
-czy will mnie kocha?
-oczywiście milly.
-a-a...
-tiki, vit też - przerwał jej, biorą papierosa w drugą rękę. spojrzał pod nogi i zobaczył jak cień milly staje. odwrócił się i zobaczył ją trzymającą dół swojej kurtki, jej wzrok przyglądał się stopom.
-to dlaczego ja nie mogę się pokochać max? dlaczego to takie trudne. chce być idealna, a to-to niemożliwe - jej głowa spojrzała się w niebo, słońce za nią zachodziło za horyzont. milly zaczęła rozpaczliwie płakać, oczy miała zamknięte za to usta szeroko otwarte. gniotąc kurtkę w swoich małych dłoniach upadła na kolana i przykryła twarz uszami. max podszedł powoli do niej, wcześniej gasząć papierosa pod stopą. to nie pierwszy raz, gdy milly poddawała się panice i łzom. tylko on jej przy nich towarzyszył. usiadł przed nią na śniegu mocno przutulając jej małe, trzęsące się ciało. widział jak gorzkie łzy spadają na jej spódniczke. podniósł jej głowę za podbródek i wytarł łzy. uśmiechając się kojąco powiedział:
-nigdy nie przestaniemy cię kochać milly, szczególnie ja, a najważniejsze jest, żebyś i ty pokochała siebie, ale jest czas. nic nie następuje od razu - czuł jak jej ciało przestaje drgać, pogładził ją po plecach. po kilku minutach odchrząchnął i wstał - a teraz chodź do willego i reszty, pewnie czekają na nas z jedzeniem - milly przetarła oczy i wstała. łapiąc maxa za rękę wyszeptała:
-musisz skończyć z papierosami...
i udali się do domu.