Przed przeczytaniem zalecam (jeśli posiadacie) użyć olejków zapachowych z dyfuzorem oraz włączyć sobie do tego jakąś delikatną melodię. Jeśli tak zrobicie poczujecie się jakbyście tam byli.
〰➰〰
"[...]nikt nie będzie się ciebie bał."
Delikatny zapach mirry i palonych polnych kwiatów unosił się wokół gdy otworzyłam oczy.
-Znowu ten sam sen Lav, trzeba iść z tym do szamanki - powiedziałam do siebie.
No tak, szamanka matka już dawno wstała, zapewne o wschodzie słońca by odprawić ceremonię powitania słońca. Chciałabym być taka żywa i energiczna gdy będę w jej wieku. Spojrzałam na zegarek.
-Już po jedenastej - wymamrotałam. Szybko podniosłam się z siennika, złożyłam pościel oraz materac i wyniosłam to na parapet. Szczęście, że zostawiam otwarte okno na noc. Inaczej zadusiłabym się od tego całego dymu. Na nieszczęście mam pokój tuż obok kaplicy. Nie spóźniam się przez dzwony na lekcje ale te opary z roślin po pewnym czasie robią się mdłe. Usiadłam ponownie na ramie łóżka i z szawki nocnej wzięłam kalendarz. Dziś jest sobota i czternasty dzień jesieni. Jesień jest moją porą roku, każdy z nas, adeptów, ma przypisaną porę roku i jej dzień. Coś jak urodziny, których data jest wybierana przez drzewo snów. Jest to największy i najstarszy dąb jaki widziałam.
Podniosłam się powoli by nie uszkodzić ramy, podeszłam do szafy i zabrałam kosmetyki oraz ubrania. Po szybkiej toalecie ubrałam jasnofioletową koronkową bluzkę na ramiączkach i długą kremową spódnicę z lnu, do tego para brązowych pantofli oraz gruby wełniany sweter i byłam gotowa. I tak wieczorem będę musiała się przebrać do ceremonii powitania księżyca (te nazwy są żmudne ale wymagają od nas byśmy je wykorzystywali). Podlałam rośliny i wyszłam z pokoju by przejść do jadalni, zapewne pustej ze względu na późną porę. Jestem jedyną nocną w całym ośrodku. Nocną znaczy biorącą siłę z księżyca, więc mimo własnej woli mam inny tryb dnia niż reszta. Jestem tymczasowo jednyna bo mają do nas dołączyć nowi z innych ośrodków. No to może coś wspomnę o placówce,w której jestem. Aktualnie mieszkam w domu ducha, żyją tu szamani i miedium z całego świata. Istnieją również domy kła (wilkołaki i inni zmiennorasowi), domy księżyca (wampiry, strzygi itp.) oraz domy ziemi gdzie żyją wszelakie istoty światła takie jak najady i driady oraz inne biorące moc z matki ziemi.
-Lavender, drogie dziecko, myśl co robisz.-powiedziała do mnie matka szamanka, wyrywając mnie z zamyślenia- Nie stój na środku przejścia jak wół.
-Tak pani, przepraszam - powiedziałam nieśmiale.
Ta drobna staruszka o mocnym głosie i ogromnym sercu jest naszą opiekunką, pilnuje byśmy zawsze byłi uprzejmi i bezpieczni. Podejrzewam, że ma koło dwustu lat. Jest jakby skurczona w sobie i bardzo pomarszczona, jak rodzynka ale mimo to z jej oczyu bije czysta ciekawość świata.
-Pani, co to były za zioła dziś rano? Od dawna nie było tu tak spokojnie.
-Moje dziecko, to byłaś ty.-staruszka zaśmiała się widząc moją przerażoną minę i moją dłoń szybko poruszający się w stronę włosów. - Chodziło mi o kwiat lawendy, a nie o twoje włosy. Masz już 16 lat i jesteś tu od 9 , powinnaś już znać nasze zwyczaje. - jej perlisty śmiech uniósł się po korytarzu.- Pewnie jeszcze nic nie jadłaś, pospiesz się bo nasi goście wyjedzą wszystko.
-Goście?
-Tak, ci z domu kła, mieli przybyć na jesieni.
Nie dosłuchałam do końca słów szamanki i czym prędzej pobiegłam do jadalni. Przy długich, hebanowych ławach siedziało dwanaście osób, szęść chłopców i sześć dziewczyn, wszyscy wyglądający na mój wiek. Jeden z chłopców, wysoki o popielatych włosach, odwrócił się w moją stronę i zamarł. Po chwili wstał i podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią.
-Witaj, jestem Rafael.- powiedział, po czym chwycił moją dłoń do przywitania.
-Mam na imię Lavender.-podniosłam głowę i zerknęłam na jego twarz. Miał oczy w kolorze lodu. On również spojrzał na mnie.
-Fioletowe oczy, niesamowite...~¤~
Dziękuję za przeczytanie, następnym razem, przy poprawkach, nie usunę aż tak dużo tekstu i rozdział będzie dłuższy. Pa~