5:05

312 35 8
                                    


Patrzę na jego dłonie bawiące się długopisem, zamyślony wzrok skierowany na jakiś punkt za oknem. Mogę to robić godzinami, obserwować jak przygryza wnętrze policzka, jak mruży oczy patrząc na tablicę, jak znudzony opiera podbródek na ławce, mogę słuchać cichego zniecierpliwionego westchnienia i trzeszczenia krzesła, kiedy nerwowo macha nogą. Delikatnie wciągam woń subtelnych perfum zmieszanych z papierosami, uwielbiam jego zapach.

Szeptem pyta się mnie, ile czasu zostało do dzwonka. Dokładnie za siedem minut wybiegniemy wręcz z klasy, jako pierwsi pojawiając się na korytarzu, by jak najszybciej zejść po schodach z drugiego piętra i opuścić budynek szkoły, jak co przerwę. Miniemy ogrodzenie i usiądziemy na skrytej za drzewami ławce, on wyciągnie paczkę papierosów i poczęstuje mnie jednym, po czym oboje zaciągniemy się dymem. Nie lubię palić, nie chcę. Ale dzięki temu wiem, że chociaż trochę dłużej mogę przebywać w jego towarzystwie.

Poprawiam na ramieniu torbę i wpatruję się w płomyk ognia z zapalniczki.

Można powiedzieć, że Kris jest moim ideałem. Chociaż nie, ideał nie istnieje. Ale chyba trochę go przypomina. Wysportowany, codziennie rano biega, ma poważne rysy twarzy, dodające surowego wyrazu, zarysowaną linię szczęki, czekoladowe oczy, w których nieraz potrafię utonąć. Towarzyski, jednocześnie czasami wycofany, pogrążony we własnych myślach. Mam świadomość, że wiem o nim jedynie malutką cząstkę, którą zdecydował się ze mną podzielić. Marzę o przeczesaniu, dotknięciu jego ułożonych kasztanowych włosów, o przejechaniu opuszkami palców po oliwkowej cerze, z której jeszcze nie zeszła letnia opalenizna. Tak bardzo chcę... poczuć go.

Dzwonek, wracamy. Jeszcze tylko dwie godziny lekcji i odprowadzę go na przystanek, jak zwykle.

Mam nadzieję, że nie spotkamy po drodze znajomych, chcę mieć mój ideał tylko dla siebie, za bardzo się do tego przyzwyczaiłem. Chcę, żeby miał tylko mnie. Chcę, żeby mógł polegać tylko na mnie. Nie lubię patrzeć, jak ktoś inny łapie go za ramię, jak wita się z nim, rozmawia, wychodzi na miasto. Nic na to nie poradzę.

Wracam na pieszo do domu, on odjeżdża autobusem za miasto. Muszę kupić prezenty na święta, ale omijam ten temat jak tylko się da. Nie wiem, czy wypada mu coś dać, nie zapytam się przecież. Może paczkę papierosów? Ucieszyłby się, w to nie wątpię, ale gdyby tylko była taka możliwość dostałby ode mnie coś zupełnie innego, specjalnego.

Ostatnio robi się jakoś cieplej. A może po prostu przyzwyczajam się już do zimna? Brakuje tylko śniegu, tak, uwielbiam śnieg. Przerwa świąteczna, nie zobaczę go przez najbliższy tydzień, robi mi się jakoś chłodniej na sercu. Nie chcę do niego dzwonić, zapraszać, wychodzić z inicjatywą spotkania, a wiem, że on tego nie zrobi, wątpię nawet, czy wyśle mi życzenia świąteczne. Tak bardzo chcę być blisko niego.

***

Chce się spotkać. On chce się ze mną spotkać. Razem, sam na sam, bez jego znajomych, tylko my, w dusznym pubie, popijając piwo, siedząc naprzeciw siebie. Na samą myśl o przebywaniu blisko niego czuję przyjemny ścisk w żołądku, rozchodzące się ciepło, podekscytowanie.

– Wychodzę z Krisem – informuję rodzicielkę, trzymając rękę na klamce od drzwi. Nie mogę uspokoić szybszego bicia serca.

– Kiedy wrócisz? – Ogląda serial w salonie.

– Pewnie dwudziesta trzecia najpóźniej. – Wychodzę.


Na przystanek docieram dużo przed czasem, wkładam do uszu słuchawki i odpalam papierosa.

Czuję na sobie czyjś wzrok, odwracam się w stronę napakowanego dresa, który łypie na mnie spode łba, spinam się nieco i szybciej zaciągam dymem. Nerwowo poprawiam grzywkę, jest wiatr, nienawidzę takiej pogody. Świat zdaje się wtedy szary i zdeformowany, zmusza do postrzegania rzeczywistości przez pryzmat chmur kłębiących się na niebie i odcinających dopływ słońca.

5:05 || taorisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz