Prolog

313 46 71
                                    

– A ty gdzie znowu biegniesz, Len?

– Ratować pannę w opresji!

– A ten durszlak i kij ci po co?

– No jak to?! – oburzyłem się – a jak mam niby walczyć ze smokami?

– Dobrze, kij rozumiem. Ale nadal nie pojmuję durszlaka.

–Mamo, ty tego nigdy nie ogarniesz.

Machnąłem ręką i nie czekając na pozwolenie, pognałem przed siebie, zakładając durszlak na głowę i po drodze łapiąc jeszcze kota. Zwierzak zbyt zadowolony z niespodziewanej przejażdżki nie był, toteż natychmiast zaczął się wyrywać, drapiąc, sycząc i wijąc się jak piskorz. Nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia. Złapałem kocura mocniej, wcisnąłem go sobie pod pachę i przyspieszyłem. W końcu dotarłem na szczyt wzgórza. Padłem na ziemię, oczywiście razem z Mruczkiem, który zawył z przerażenia. Tuż przed nami leżał pień drzewa, na tyle duży, żeby całkowicie nas ukryć. Ostrożnie zza niego wyjrzałem, aby ocenić sytuację w dole. Przy okazji wsparłem się na grzbiecie kota, który niemal zupełnie rozpłaszczył się tak, że nawet nie zdołał miauknąć.

Po drugiej stronie pnia rozciągała się niewielka dolinka, otoczona przez buczynę, a na jej dnie rosła samotna jabłoń. Przywiązana do niej, stała panna w opresji. Dokoła niej krążył smok. Uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem pierwszym rycerzem w okolicy. Po chwili dołączyło do mnie jeszcze dwóch wojaków i wiedźma, moja starsza o rok siostra. Chłopcy mieli pod pachami własne koty, ale czarownica znalazła sobie bardziej pasującego zwierzaka – udało jej się złapać „kruka".

Pokazałem sprzymierzeńcom palcem na smoka, poczekałem, aż otoczą polankę, a potem z wrzaskiem podniosłem się, przeskoczyłem pień i ruszyłem na ratunek damie w opresji. Na mój widok smok zawył rozdzierająco i z niewiadomych powodów rzucił się do ucieczki, najwyraźniej woląc mieć do czynienia z pozostałymi rycerzami, niż ze mną. Wiedźma wyprostowała się i zaczęła ciskać w salwującego się gada zebranymi w sukienkę szyszkami. Panna w opresji zaczęła obrzucać go niczego sobie wyzwiskami. Bestia nadal wolała nie mieć ze mną do czynienia, ale z Lenem nie tak łatwo.
W susach dogoniłem smoka, w każdym razie na tyle, by rzucić w niego wrzeszczącym kotem.

– Leć, mój gryfie, walcz z tą potworną kreaturą!

Kocur dzielnie pokonał dzielący go od bestii dystans, nerwowo machając łapami i strosząc ogon. Ledwie wylądował na głowie jednego z ukrytych pod brudnym prześcieradłem chłopców, wbił w niego swoje pazury i zastygł jak posąg, najwyraźniej bojąc się ruszyć. Jedna trzecia smoka wrzasnęła i próbowała go strącić, ale zwierzak trzymał mocno. Moi sprzymierzeńcy dotarli wreszcie do potwory i z odległości zaledwie dwóch łokci rzucili swoimi gryfami w bestię.

– Tchórze i słabeusze! – wrzasnąłem. – One potrafią latać dalej!

Dopadłem smoczysko i zacząłem wściekle okładać je kijem, aż potwora wydała z siebie nieartykułowalny dźwięk i padła jak stała. Mój dzielny gryf nareszcie puścił głowę chłopca i, trzęsąc się jak w febrze, postanowił się wycofać. Zanim zdążył zniknąć w wysokiej trawie, ponownie go złapałem, z rozczuleniem przytuliłem i wsadziłem pod pachę.

­Dzielny zwierzak.

Dopadłem panny w opresji, rozwiązałem byle jaki supeł i wykrzyczałem;

–Jesteś wolna!

Natychmiast otoczyli nas zarówno rycerze, jak i wiedźma, i resztki smoka.

–Brawo, Len! – zawołała moja siostra. – Jesteś bohaterem!

Łaskawie puściła trzymanego pod pachą burego kurczaka. Jej kruk na poły odleciał, na poły odbiegł, byle dalej od wiedźmy.

– To nic takiego, Mszczuja. W końcu jestem przyszłym jeźdźcem gryfa!

–Akurat! – zawołali moi kumple. – Najpierw musiałbyś dostać się do stolicy i się zapisać!

Wiedźma nie była zainteresowana wojskiem, ale uratowaną z opresji Nawoją i owszem.

– No, to skoro już ją uratowałeś, to zostaniecie małżeństwem i będziecie mieli dzieci! – zawołała z zadowoleniem.

Spojrzeliśmy po sobie z obrzydzeniem.

– A co to za głupi pomysł, siostra?– spytałem z niesmakiem.

– Inaczej byś nie ratował. Kochacie się i już!

– To panna w opresji, a nie dziewczyna! – oburzyłem się, ignorując równie oburzony pisk obiektu zainteresowania. – Pannę w opresji się tylko ratuje.

–Głupstwa pleciesz. Każdą uratowaną pannę trzeba pocałować, bo inaczej smok znowu ją dorwie. W końcu smoki interesują tylko dziewice. No już, całujcie się!

Spojrzeliśmy po sobie jak skazańcy. Wiedźm trzeba się słuchać, każdy to wiedział. Jeszcze cię zaczaruje, klątwę jaką rzuci i co będzie?

– Dobra, Nawoja, na trzy, zgoda?

Dziewczynka skinęła głową. Niepewnie się ku sobie wychyliliśmy, licząc na głos;

– Raz... Dwa... Trzy!

Nasze wargi zetknęły się na mrugnięcie okiem, po czym odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, parskając z obrzydzeniem. Splunąłem kilka razy, coby się upewnić, że jestem czysty.

–Zadowolona?

Siostra skinęła głową i uśmiechnęła się szeroko. Jej szare oczy zabłysły zawadiacko.

–Teraz to prawdziwy z ciebie rycerz. I Nawoja już dziewicą nie jest... Przynajmniej do następnej bitwy. Ale wiesz, na jeźdźców przyjmują co najmniej tych z szesnastoma wiosnami, więc musisz poczekać jeszcze z dziesięć...

Puściłem jej uwagę mimo uszu, złapałem mojego gryfa mocniej i dałem mu kawałeczek odłożonej na tę okazję szynki. Zwierzak pochłonął ją błyskawicznie i ponownie spróbował się wyrwać. Na szczęście trzymałem go mocno i puściłem dopiero, gdy wróciliśmy do wsi. Nawet gdyby chciał, Mruczek nie zdołałby przede mną uciec – od zawsze miał zabawnie krótkie łapy i wyróżniał się niesamowitą wręcz tuszą, więc mógł się spodziewać, że niedługo znów zostanie gryfem. Z niewiadomych powodów nie mógł się do tego przyzwyczaić, ale ponieważ jako jedyny go karmiłem, nie miał innego wyjścia jak żywić nadzieję, że może następnym razem nie będzie musiał latać.

Rzecz oczywista, zawsze się mylił.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 22, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Smoczy władcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz