Przemierzałem samotnie ponure zakamarki Berlina, w głębi serca mając nadzieję, że towar nie podrożał. Ostatni klient postanowił być skąpą spierdoliną i nie zostawił mi napiwku za spędzony razem czas, chociaż chyba i tak nie powinienem był narzekać. Za godzinę liczyłem sobie o wiele więcej, niż moi koledzy po fachu. Nie żebym nie miał ku temu powodów. Byłem dobrze zbudowanym siedemnastoletnim Azjatą, do tego z dużym doświadczeniem w branży. Na szczęście bycie egzotycznym towarem wiązało się z większym zarobkiem, inaczej nie wiem jak łączyłbym koniec z końcem. Pozostawiony sam sobie, z nałogiem i zbłądzonym dzieciakiem na głowie nie miałem łatwo. Nie miałem jednak prawa do narzekania, sam zgotowałem sobie taki los. Gdyby pięć lat temu ktoś powiedziałby mi, że skończę jako ćpun najprawdopodobniej bym go wyśmiał. Na narkomanów patrzyłem jak na nic niewarte śmieci. Moja niechęć do nich brała się stąd, że już we wczesnym dzieciństwie wielokrotnie byłem świadkiem tego, jak będący na głodzie ojciec tłucze moją matkę. Powód był prosty: wzięła jego ostatnią działkę. Ojciec umarł, gdy miałem osiem lat. Matka dołączyła do niego sześć lat później. Nie płakałem za żadnym z nich. Piątego kwietnia 1972 roku zostałem sam na tym świecie. Byłem pozostawionym samemu sobie czternastolatkiem. Nie mogłem podjąć się żadnej legalnej pracy, nie mogłem też ubiegać się o niczyją pomoc. Moi rodzice nie mieli obywatelstwa niemieckiego, przez co nie przysługiwała nam żadna pomoc socjalna.
Siódmego kwietnia 1972 roku pierwszy raz poszedłem na Dworzec Zoo.
Siódmego kwietnia 1972 roku po raz pierwszy obciągnąłem jakiemuś pedałowi.
Siódmego kwietnia 1972 roku po raz pierwszy poczułem do siebie obrzydzenie.
Podszedłem do dostawcy, aby zaopatrzyć się w odpowiednią dawkę heroiny. Potrzebowałem działki dla dwóch osób, na następne trzy dni. Podanie ręki, przekazanie towaru i pieniędzy, odejście. Ten schemat powtarzał się tak często, że jakiekolwiek słowa były zbędne.
Pół godziny później wchodziłem już do mojego mieszkania. Znajdowało się w jakiejś starej, obskurnej kamienicy, w zapomnianej dzielnicy Berlina. Większość mieszkańców stanowili nielegalni imigranci, którzy do Niemiec przybyli, aby szukać lepszego życia. Na samą myśl o tym miałem ochotę głośno się roześmiać, bowiem prawdopodobnie wszyscy z nich skończyli jako alkoholicy lub narkomani. Pasowałem tu idealnie. Nie można było tego jednak powiedzieć o moim podopiecznym. Ten niewinnie wyglądający trzynastoletni dzieciak wyglądał komicznie na tle dzielnicy opuszczonej przez Boga, do którego sam co wieczór się modlił.
Sehun nie zasłużył sobie na taki los. Był inny niż my wszyscy. Pierwszej dawki nie wziął z własnej woli. Nałóg, z którym walczył, był wynikiem beznadziejnego poczucia humoru jego znajomych. Pewnego wieczoru dzieciak wypił za dużo będąc w Sound. Leżał odrobinę zezgonowany na podłodze w kiblu, a ktoś postanowił „umilić" mu czas. W ten oto sposób nieświadomy tego, co się wokół niego dzieje, Sehun dostał swoją pierwszą działkę. Wiele razy powtarzał mi, że nie ma żalu do osoby, która mu ją podała, że dawno jej wybaczył. Osobiście, gdybym wiedział, kim był ten zasrany idiota, przypierdoliłbym mu w tą durną gębę, a później tłukł, dopóki moja złość się nie ulotni.
Ale Sehun taki nie był. Należał do osób, które bardziej troszczą się o innych, niż o siebie, i które nigdy nikogo celowo nie skrzywdzą. Był prawdopodobnie jedynym żyjącym na Ziemi ćpunem z tak dobrym sercem. I jeśli jego Bóg istnieje to powinien docenić starania tego chłopca.
Z każdym dniem podejrzewałem jednak, że żadnego Boga nie ma. Bo gdyby był, to nie musiałbym tyle w życiu wycierpieć. Nie musiałbym obciągać wtedy temu frajerowi, nie musiałbym szukać zapomnienia w herze. Nie musiałbym też opiekować się Sehunem, którego rodzice wyrzucili z domu. Gdzie w tych wszystkich rzeczach był Bóg?
- Hunnie, wróciłem – krzyknąłem w głąb mieszkania, po czym skrzywiłem się widząc mojego podopiecznego. – Rany, wyglądasz jak gówno. Chodź tu, zaraz coś na to poradzimy.
- Xiumin... - jęknął słabo. – Mogę pierwszy?
Co za durne pytanie. Oczywiście, że nim zajmę się jako pierwszym. Mimo, że sam byłem na głodzie wiedziałem, że dzieciak jest w dużo gorszym stanie. Młodsze osoby z reguły uzależniają się szybciej, a on zaczął już w wieku dwunastu lat.
Wsypałem na łyżkę odpowiednią ilość narkotyku, dolałem odrobinę wody, po czym wszystko to podgrzałem. Gdy płyn lekko zabulgotał nabrałem go do wcześniej przygotowanej strzykawki i zabrałem się za uśmierzanie bólu mojego przyjaciela. Szybko znalazłem odpowiednią żyłę, po czym ze smutkiem w sercu wbiłem w nią igłę. Po kilku sekundach usłyszałem cichy jęk Sehuna i dostrzegłem błogi wyraz na jego twarzy. To nakręciło mnie jeszcze bardziej. Szybko przyszykowałem kolejną dawkę i sprawnie wbiłem igłę w jedną z żył. Wystawała tak, że aż prosiła się o to, aby to właśnie ją wybrać. Chwilę później uczucie tak błogie, że nic mu nie dorównuje, rozeszło się po moim ciele. To było jak najwspanialszy orgazm połączony z uczuciem wszechmocy. Czułem się jak najpotężniejsza istota na świecie. W tamtym momencie mogłem wszystko. Mogłem być kimkolwiek chciałem, mogłem mieć cokolwiek chciałem. Nie było dla mnie żadnych ograniczeń.
***
Rano obudziłem się z Sehunem wtulonym w mój bok. Spał z lekko rozchylonymi wargami, a jego policzki były zarumienione. Gdyby ktoś go teraz zobaczył nigdy nie pomyślałby, że jeszcze wieczór wcześniej chłopak przeżywał chwile uniesień pod wpływem heroiny.
Delikatnie zsunąłem jego ramię z mojego torsu i wziąłem małą, poranną działkę. Gdy mogłem już normalnie funkcjonować postanowiłem wygrzebać jakieś resztki z lodówki turystycznej i przygotować skromne śniadanie. Jajecznica musiała wystarczyć, nie bardzo stać mnie było na kupno składników do bardziej wymyślnych potraw.
Gdy siedzieliśmy w ciszy konsumując śniadanie mój współlokator zapytał mnie o to, czy dzisiaj znów idę na Dworzec.
- Przecież wiesz, że muszę – mruknąłem. – Inaczej nie uda nam się połączyć końca z końcem.
- Nam? – zdziwił się. – Bardziej Tobie. Ciągle jest mi głupio, że nie mam jak się odwdzięczyć za Twoją troskę – spuścił głowę. – Naprawdę, nie wiesz jak jestem Ci wdzięczny za przygarnięcie mnie rok temu.
- Wiem, młody, wiem. Codziennie mi dziękujesz.
- To za mało! – oburzył się. – Bo wiesz... mogę Ci pomóc. Mogę iść na Dworzec i...
- Kurwa, Sehun! – krzyknąłem. Nienawidziłem tego tematu. – Ile razy powtarzałem Ci, że za nic nie pozwolę na to, abyś musiał zadowalać jakiś obrzydliwych zboczeńców?
Skrzywił się, a w jego oczach dostrzegłem łzy. Szybko otarłem te, które zdążyły spłynąć na jego rumiane policzki, po czym mocno go przytuliłem. Nie lubiłem gdy płakał. Nie chciałem, by to niewinnie dziecko doświadczyło w swoim życiu jeszcze więcej cierpienia. Dlatego rok temu, gdy zupełnym przypadkiem zgarnąłem go z Dworca Zoo i poznałem jego historię, obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę na to, aby stała mu się krzywda.
- Przepraszam, po prostu coraz częściej czuję się jak pasożyt.
Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem, myśląc o tym, co powiedział. Czy nie wszyscy byliśmy pasożytami niszczącymi ten świat? Banda ćpunów, która nie umie niczego innego, niż porządne obciągnięcie kilku kutasów dziennie. Grono wyrzutków zapomnianych przez społeczeństwo. Dzieciaki, przed którymi eleganckie kobiety ostrzegają swoje pociechy.
Dzieciaki. Wszyscy zaczynaliśmy przecież tak młodo, mając wtedy tyle perspektyw na życie. Pamiętam Babsi, uroczą Niemkę, którą często widywałem w towarzystwie Christiane. Umarła rok temu, mając 14 lat. Była wtedy najmłodszą śmiertelną ofiarą heroiny, ale zaraz po niej posypała się cała masa innych dzieci. Dworzec Zoo stawał się coraz bardziej pusty.
***
Ja nie wiem, co z tego wyjdzie, bo zaczęłam pisać to opowiadanie w dzień, w którym wyszedł Pathcode Xiumina. Tak, bardzo dawno temu. Mimo to chcę je dokończyć, a opublikowanie prologu chyba będzie małym kroczkiem ku końcowi. Od razu mówię, że będzie to specyficzne opowiadanie, takie bardzo w moim klimacie. Prosiłabym też o jakiekolwiek opinie/sugestie, bo póki co nie mam jeszcze żadnego konkretnego planu i jak zawsze piszę to, co mi się zechce napisać.
CZYTASZ
Wir Kinder vom Bahnhof Zoo | XiuHun |
FanfictionBerlin, rok 1975. Środowisko ćpunów, o których społeczeństwo już nie dba. Grupa dzieci, o których zapomnieli ich przyjaciele, rodzice, a nawet sam Bóg. Pairing: | XiuHun | Gatunek: | AU | smut | angst | Rating: | NC-17 | | całość na podstaw...